Szokujące wyniki wyborów w Turyngii, gdzie sukces odniosła komunistyczna partia „Linke” pokazują zgliszcza niemieckiej sceny politycznej po 15 letnich rządach Angeli Merkel.
Jeszcze w 1999 roku w Turyngii CDU posiadała 51% poparcia, ale od tego czasu systematycznie je traciła. Dziś zajmuje 3 miejsce po „Linke” – 31%; AFD – 23,4%, z poparciem zaledwie 21,8%. Pompowana w mediach do rozmiarów Zeppelina partia „Zielonych”, uzyskała zaledwie 5,2% poparcia. Co gorsze SPD zanotowała zaledwie 8,2%. Liberalna FDP weszła do lokalnego parlamentu z wynikiem 5%, czyli absolutnym minimum. Ponad wymagane 5% wywindowało ją zaledwie pięć (5) głosów!!! Frekwencja wyborcza wynosiła ponad 64%.
Jakakolwiek wewnętrzna krytyka w CDU jest tłumiona przez androgeniczną Annegret Krampf Karrenbauer, wierzącą, że obejmie urząd kanclerski po Angeli Merkel. Ta faworyta rządzącej w iście cesarskim stylu Kanclerz, budzi ogromne kontrowersje, a mój znajomy historyk i politolog wróży, że sprowadzi ona CDU do parteru, podobnie jak przez długi czas rządząca SPD Andrea Nahles. Obie polityczki wykazują podobny stopień arogancji wobec wyborców i ogromne pokłady narcyzmu.
To fatalna wiadomość dla sceny politycznej, bo wydaje się, że partie takie jak „Linke” i co gorsza AfD będą się dalej radykalizować, czując społeczny wiatr dmący w żagle. I nie ważne jest, że jest to jedynie wiatr protestu wobec zdrady wartości, jakie powinny reprezentować dwie największe partie niemieckiej sceny politycznej, czyli CDU i SPD.
Właśnie w Turyngii na czele AfD stoi jeden z najbardziej kontrowersyjnych polityków tej partii Björn Höcke, znany z sympatii dla NPD – czyli otwarcie neonazistowskiej partii. Sam Höcke prezentuje poglądy, które jeżą włos na głowie i słusznie objęty jest obserwacją przez Bundesamt für Verfassungsschutz (odpowiednik polskiego ABW).
W tym sensie sytuacja przypomina nieco tę z czasów Republiki Weimarskiej. Tu jest ogromny ładunek złych emocji wyborców głosujących nieracjonalnie, bo nieidentyfikujących się z partiami, które przez lata gwarantowały stabilność niemieckiego państwa.
W samym CDU rozgorzała krytyka Merkel, która jednak za poparciem mediów jest brutalnie tłumiona. Wczoraj lizus Kanclerz, Prezydent Parlamentu Landu Schleswig – Holstein, miał w mediach swoje nawet nie przysłowiowe 5 minut, a gadał i gadał, jako wyrocznia i oczywiście nie dostrzegał żadnych problemów oprócz tych, które wywołują sami krytykanci. Dla każdego, kto przeżył komunistyczne czasy był to popis z powtórki z przeszłości…
Jedynym politykiem, który otwarcie powiedział, że za obecną sytuację jest odpowiedzialna nie tylko AKK, ale i Kanclerz Merkel, jest Friedrich Merz. AKK - taki skrót stosują niemieckie media wobec łamańca słownego, jakie każdemu dziennikarzowi oferuje nazwisko tej polityk - Annegret Krampf-Karrenbauer - trudne do wymówienia nawet dla starych dziennikarskich wyg.
Co takiego powiedział Merz, że media rzuciły się ratować Kanclerz?
To „zalegająca od paru lat nad Niemcami mgła niekompetencji i nicnierobienia w rządzeniu”, „nieporadność” i coś, co jest trudne do przetłumaczenia na polski. Grottenschlechtes Erscheinungsbild – przyznam się Wam, że po wielu latach w Niemczech tego terminu jeszcze nie znałem.
Brzmi strasznie – prawda? Sięgam, zatem po słownik Dudena i wertuję. Wertuję i… Ten termin oznacza dokładnie to jak brzmi. Czyli najgorzej. Najgorszy z możliwych wizerunków oferuje, zatem zdaniem Merza Angela Merkel. „Jaskiniowo zły” – to trochę moja licentia poetica w tłumaczeniu tego zwrotu. Nooooo… To teraz już wiem, skąd ta stachanowska postawa wielu dziennikarzy.
Czy CDU jest jeszcze zdolna do przeciwstawienia się losowi, jaki jej szykuje obecny kryzys popularności?
Wydaje się, że będzie to zadanie ekstremalnie trudne. W szeregach tej partii od dawna hodowano klakierów, jej zjazdy obecnie przypominają te z czasów Honeckera – burze oklasków, tony uwielbienia… Krytycy i ci co chcą czegoś konstruktywnego zdają się wyjątkami.
Podobnie jest w koalicyjnej CSU. Tu wysuwanie kandydatury jej czołowego polityka Södera na Kanclerza brzmi jak ponury żart. Soder znany jest z niezbyt lotnego intelektu, ale bardzo mocnych łokci. Typowy karierowicz wykańczający po drodze swoich politycznych ojców. Swoją drogą to odpowiedni przeciwnik dla AKK – polityk znikąd robiącej niespotykanie szybką karierę. Niestety zalety intelektu AKK podobne jak Södera. Więc mizeria absolutna.
To źle rokuje na przyszłość niemieckiej sceny politycznej. Jeśli nie bardzo źle.
Popatrzmy czy są jakieś alternatywy.
Tu zaczyna się już prawdziwy zamek Frankensteina i potworów ci dostatek, na niejeden scenariusz dobrego horroru. AfD, która został niemal całkowicie przejęta przez nieciekawych typów o sympatiach jawnie nazistowskich jak wspomniany Höcke. Na głosy rozsądku z tej strony bym nie liczył. „Linke” to obecnie typowi posthoneckerowcy. Po odejściu charyzmatycznej Sahry Wagenkneht partia staczająca się w stronę prawdziwej partii „sorealistycznej” z czasów środkowych lat rządów Honckera. Bazuje na resentymentach, które od dawna nazywane są tu Ostalgie – połączenie Ost (wschód) z Nostalgie (nostalgią).
Wśród mieszkańców dawnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej spotykam dwa rodzaje postaw. Tą nostalgiczną – w NRD ich zdaniem wszystko było lepsze niż teraz – i postawę pełną troski o demokrację i dostrzegającą zagrożenia demokracji choćby poprzez obserwację niemieckich mediów. To od obywateli dawnej NRD często słyszę - propaganda jak w czasach Honckera.
I właśnie ci ludzie odbierają jak policzek wymierzony im przez CDU, chęć rozmów koalicyjnych w Turyngii ze zwycięską partią „Linke”. 30 lat po zjednoczeniu Niemiec, uznają oni za osobistą porażkę powrót na salony politycznych potomków komunistycznej partii odpowiedzialnej za budowę państwa STASI, jakim była NRD.
Ja niestety dostrzegam też jeszcze inne niebezpieczeństwo. Mianowicie przeciwna strona, jaką jest AfD zdaje się mieć inną nostalgię, która czerpie inspiracje z najmroczniejszych czasów jakie nastały po upadku Republiki Weimarskiej.
Tych zagrożeń nie widzą politycy rządzącej koalicji i postanowili pójść na konfrontację z własnym narodem. Postanowiono zaostrzyć represje wobec ruchów o skrajnie prawicowym obliczu – jak nazywają nazioli media. To błąd, który każdy socjolog i dobry politolog od razu wyłapie. Represje będą tylko potęgowały opór i wcale nie zasypią ziejącej na politycznej scenie czeluści po partiach, które potrafiły zdefiniować cele i kierunki swojej polityki, a także wytrwale je realizować dla dobra wspólnego.
Pozwolę sobie na wprowadzenie terminu merkelizm.
Merkelizm to polityka oderwana od jakiegokolwiek programu i horyzontu politycznego. Dewiza partii CDU obecnie podobnie jak i SPD, to utrzymanie się przy żłobie za wszelką cenę. Nie liczy się to, że zawierane są koalicje potencjalnie niemożliwe. Bo jak połączyć ogień i wodę? Jeśli trwają rozmowy koalicyjne CDU z „Linke”, pogrobowcami komunistów, to co może jeszcze być gorszego?
Kolejnym charakterystycznym punktem merkelizmu jest używanie swoich totumfackich do brudnej roboty. Kanclerz niby uśmiechnięta zbywa krytykę milczeniem albo cesarskim pobłażaniem. Jednak do walki rzucają się jej wierni umyślni.
Wobec obecnej krytyki sposobu sprawowania urzędu kanclerskiego ze strony Merza, zastosowano podobną taktykę. Na harcownika zgłosił się Minister-Prezydent Landu Schleswig Holstein. Młody arogancki, pozbawiony kindersztuby i wypyskowany polityk, robiący o bardzo młodych lat zawrotną karierę, popychany wiatrem wiejącym z Berlina.
To czterdziestosiedmioletni Daniel Günther, który wczoraj obraził wszystkich starszych wyborców i polityków. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że przed totalną klęską w Turyngii uratowały CDU głosy starszych wyborców, którzy jedynie w 16% poparli AfD! (grupa wiekowa powyżej 60 lat) Młodzi wyborcy tłumnie głosowali na AfD i wspomnianego Bjona Höcke prawdziwą hańbę Niemieckiej sceny politycznej, oraz na „Linke”. Mimo to bezczelny Günther zaatakował Merza następującą tyradą: „Ja wierzę że tutaj kilku starszych mężczyzn, którzy być może w swoim życiu nie osiągnęli, tego co osiągnąć chcieli, chce wykorzystać tę szansę aby wyrównać stare rachunki“ ( „Ich glaube, dass hier ein paar ältere Männer, die vielleicht nicht das in ihrem Leben erreicht haben, was sie erreichen wollten, die Chance nutzen möchten, alte Rechnungen zu begleichen.“ ).
No cóż, może Güntherowi uda się osiągnąć więcej, ale przy takim poziomie arogancji obawiam się, że CDU zniknie ze sceny politycznej, jako dominująca partia. Potworów i upiorów z przeszłości czai się już za sceną wielu, ba nawet kilku udało się już na tę scenę wejść. Więc Pan Günther może srogo się zdziwić.
Problem jest tylko jeden, jeśli te potwory zaczną rządzić tak jak zapowiadają, to z Niemiec przyjdzie uciekać wszystkim zwolennikom starej demokracji, a także Żydom i innym nacjom. No cóż…
W zasadzie wygląda na to, że obecnie Merz jest jedyną szansą na uzdrowienie Niemiec z merkelizmu sprowadzającego je w otchłań politycznego piekła.
Ciekawe jest też, że po podniesieniu progu emerytalnego do 67 lat politycy rządzącej koalicji przekonują Niemców, że będą musieli pracować do 69 lat, bo w kasach pustki. Pracować jak widać mogą do śmierci, ale bezczelne typy takie jak Günther, chcą im odebrać prawo głosu? No cóż Günther doskonale wpasował się w hucznie obchodzony w Niemczech Halloween. Brawo Panie Günther – Panu nawet maski nie potrzeba, straszy Pan wyborców przezacnie!
ps. link do artykułu w "Bildzie", który warto przeczytać: https://www.bild.de/politik/inland/politik-inland/daniel-guenther-warum-beleidigt-dieser-politiker-aeltere-maenner-65716978.bild.html
Inne tematy w dziale Polityka