Akademia Platońska korzystająca z przepięknego otoczenia, jakim był Gaj Akademosa, uczyła kultury prowadzenia rozmowy na najwyższym poziomie intelektualnym. Z tej rozmowy wynikał pogłębiony obraz świata i człowieka. Uczniowie przemierzający wraz ze swoimi mistrzami ścieżki wśród wspaniałych drzew oliwnych i rozłożystych Platanów, rozwijali swoje zdolności erystyczne. Nie ulega wątpliwości, że oliwne drzewa będące symbolami niezwykłej zdolności natury do odradzania się i trwania w strumieniu czasu, sprzyjały nastojowi zadumy i zapewne niczym oliwa lana na otwarte rany miały niemal magiczną zdolność do tonizowania temperatury sporów.
Idea Akademii zakłada, że zarówno mistrzowie jak i ich uczniowie mogą, a nawet powinni poruszać wszelkie tematy, bez względu na profil studiów. Tylko w ten sposób może realizować się kształcenie elit, jakimi powinni być akademicy. Elity oprócz specjalizacji, powinny posiadać szeroki zakres wiedzy ogólnej i niczym nieskrępowaną swobodę wyboru tematów badań, dyskusji, a nawet zaciekłych sporów.
Akademia powinna być miejscem całkowitej wolności intelektualnej.
Nie znaczy to, że w historii nie było takich, co przy pomocy siekiery z wielkim zapałem godnym syberyjskich drwali, prowadzili „wyrąb” owego gaju. Każda dyktatura próbowała swoich sił od ataku na wolność wypowiedzi naukowców i studentów.
Represje zastosowane wobec Profesora Nalaskowskiego przez władze Uniwersytetu przypominają o tych, co zamiast spaceru i rozmowy po Gaju Akademosa biegają z siekierą.
Ale to tylko część obrazu sytuacji.
Moim zdaniem dramat Profesora zaczął się od skandalicznej wypowiedzi Metropolity krakowskiego, o „tęczowej zarazie na ulicach polskich miast”. Ta niemądra i mająca odwrócić uwagę wiernych od problemów w polskim Kościele wypowiedź, stanowi przecież osnowę felietonu Profesora Nalaskowskiego. Wielokrotnie na moim blogu potępiałem język, jakim posługują się często polskie „elity” naukowe i kościelne. Określam go, jako rażący i po prostu knajacki.
Będąc w takim towarzystwie prześcigającym się czasem w wulgaryzmach, ba wręcz upajającym się nimi, trudno o tę wyważoną refleksję, jaką przynosi spacer wśród dostojnych drzew i pamiątek przeszłości.
Nie jest żadną tajemnicą, że organizowane w Polsce obecnie marsze równości, to doskonale zorganizowana prowokacja, mająca dać argument do ataków na Polskę. Tym bardziej dziwi, że akademickie „elity” zachowują się jak małpy w klatce, po której prętach wali przebiegły strażnik, prowokując je do nieustannego zgiełku i wzajemnych aktów agresji.
Jeśli Polska jest silna wiarą, to żadna demonstracja ani parada tej wiary nie naruszy. Ale to, że nerwy puszczają arcybiskupom, jest oznaką słabości tej wiary i poważnego kryzysu toczącego jak rak polską tkankę. Ten kryzys przejawia się wzajemnym podziałach i ślepych nienawiściach.
Och jak znakomicie te nienawiści i podziały uzasadniają konieczność pielęgnowania pospolitego kolesiostwa i partyjnego nepotyzmu. Czy Polska obudzi się z tego złego snu?
Bardzo szanuję dorobek Profesora Nalaskowskiego i uważam Go za wybitnego pedagoga. Opowiem mu zatem taką historię.
Jako student miałem zaszczyt być zapraszanym do Warszawy na sesje, w których brały udział osoby najbliższego otoczenia Prymasa Tysiąclecia. Organizowane były one przez Marię Wantowską w ośrodku Rodziny Rodzin. Było dla mnie zaszczytem słuchanie świadectw najbliższych jego współpracowniczek i późniejszych założycielek Instytutu Prymasowskiego o postawie Kardynała Wyszyńskiego wobec wrogów Polski, Kościoła i wiary. To, co zapamiętałem, to niezwykła chrześcijańska miłość nieprzyjaciół, jaka się wyłaniała z każdej wypowiedzi i decyzji Prymasa.
Ten wybitny obrońca Kościoła potrafiący powiedzieć twardo słynne „non possumus”, nigdy nie gardził drugim człowiekiem, czy to zdrajcą z własnych szeregów, czy komunistycznym oprawcą. Wyszyński był mocny niezachwianą wiarą i niezwykłą dobrocią serca.
Poznałem osobiście trzy „dobre kobiety” – skromne niewiasty trwające przy Prymasie Tysiąclecia w czasach największych prześladowań, kiedy został uwięziony w Komańczy i wierzę w ich świadectwo.
Na jego podstawie mogę być pewien, że Prymas Wyszyński nigdy nikogo by nie obraził, choć wobec pewnych działań powiedziałby twardo – NON POSSUMUS!
I takiej postawy życzę wszystkim ludziom dobrej woli w Polsce.
ps. godz. 16:00 Popatrzcie na tych Chrześcijan z Argentyny. Ich obrona kościoła budzi mój nawyższy podziw!
Inne tematy w dziale Społeczeństwo