Od kilkunastu dni obserwujemy dramat rzeki Wisły zatruwanej przez ścieki z Warszawy.
Dziś dowiedzieliśmy się, że biologiczne zanieczyszczenia dotarły już do Bałtyku.
Podstawowym problemem powodującym, że na odcinku kilkuset kilometrów dzielących ujście Wisły do Bałtyku od Warszawy, rzeka nie jest w stanie się samoczynnie oczyścić z biologicznie degradowanych substancji, jest deficyt tlenowy wstępujący poniżej punktu zrzutu ścieków.
Dziwi, że od samego początku awarii nie pomyślano o dotlenianiu wody poniżej zrzutu awaryjnego. Już dawno powinny zostać zamontowane kompresory dużej wydajności, zasilające położoną na dnie rzeki instalację napowietrzającą wodę.
Szybkie wykonanie takiej instalacji nie powinno być żadnym problemem, bo powinna składać się z odcinków perforowanych elastycznych przewodów powietrznych. Kilka takich powietrznych barier oczywiście nie zapobiegłoby całkowicie zanieczyszczeniu rzeki na dużym odcinku, ale wydatnie zmniejszyłoby obciążenie biologiczne ekosystemu, przyśpieszając wydatnie proces samooczyszczenia wody. Na metale ciężkie nic nie poradzimy, ale zapobiec budowaniu stref beztlenowych można było od zaraz.
Z jakiego powodu nikt nie wydał decyzji o zbudowaniu takich „progów” powietrznych?
Nawet teraz budowa takich magistrali napowietrzających, wydatnie pomogłaby w procesie odbudowy równowagi ekosystemu w rzece. Zatem na co czekacie drodzy specjaliści?
Inne tematy w dziale Rozmaitości