Wczorajszy atak na deputowanego AfD do Bundestagu Franka Magnitza w Bremie, jest spełnieniem przewidywań rozwoju sytuacji politycznej w Niemczech, jakie snuli politycy szwajcarscy. Wiele miesięcy temu dziennikarze i politycy w Szwajcarii ostrzegali przed sytuacją, w której Alternatywa dla Niemiec będzie izolowana na scenie politycznej, a media prowadzić będą nadal bezlitosną nagonkę na członków tej partii. Mądrzy analitycy przepowiedzieli, że nagonka doprowadzi do aktów przemocy wobec polityków tej partii i stworzy jej męczenników. Sytuacja taka tylko napędzi nowych zwolenników tego ugrupowania i wzmocni je politycznie, ale doprowadzi do obniżenie autorytetu rządzącej koalicji i mediów. Kilka dni przed atakiem na polityka podłożono bombę pod jedno z biur AfD. Anemiczne działania i w zasadzie brak zdecydowanego potępienia tej akcji lewackich bojówek, zapewne zachęcił je do dalej idących działań.
Od wielu lat w Niemczech dzięki dziwnym i tajemniczym pieniądzom z różnych fundacji budowane są antydemokratyczne struktury.
Oprócz terrorystów ekologicznych dysponujących ogromnymi funduszami (o czym od paru dni dopiero pisze prasa niemiecka), działa skrajnie lewicowy ruch powielający tradycje terroru lewackiego z lat siedemdziesiątych.
Do tej pory to powielanie przejawiało się sposobami werbowania kandydatów na bojówkarzy. Działacze tych nowych czerwonych falang, prowadzili i prowadzą intensywną rekrutację najczęściej wśród uczniów szkół gimnazjalnych i studentów. Gimnazjum w Niemczech to szkoła kończąca się maturą w 13 klasie. Edukacja w niej rozpoczyna się po czwartej klasie Grundschule, czyli niemieckiej szkoły podstawowej.
Zaczyna się to dość niewinnie.
Legalnie działająca partia „Linke” dociera z propagandą do uczniów najczęściej 8 -10 klasy tej szkoły. To wiek buntu i głowy młodych ludzi podatnie są na wszelkie formy idealistycznej propagandy. Działalność w komunistycznej partii przedstawiana jest, jako forma ratowania upadającego świata. Naucza się, że wszelkie zło pochodzi w tym świecie z tradycyjnych struktur społecznych. Decydujący atak prowadzony jest na rodzinę. To chytre posunięcie, bo jeśli młoda osoba ulegnie czarowi tej propagandy, to odcina się od rodziców bardzo gwałtownie i spece od prania mózgów mają takiego kandydata już całkowicie w garści. Młody człowiek – mentalnie jeszcze dziecko – wysyłany jest na początek na niewinne akcje blokowania stoisk wyborczych partii przeciwnych lub wystawiany jest, jako pomocnik na własnych stoiskach wyborczych. W ten sposób staje się czynnym aktywistą i jest bacznie obserwowany pod kątem skłonności do przemocy. Jeśli ten test pokaże potencjał tkwiący w takim aktywiście, to prowadzona jest wobec niego dalej idąca indoktrynacja i podczas następnych wyborów z pewnością uczestniczyć będzie w godnych chwały akcja fizycznych już napaści na stoiska wyborcze, polegających na ich demolowaniu.
Zapraszany jest też na demonstracje antyglobalistów i podobne „antyfaszystowskie” działania, gdzie poznaje najbardziej skrajne ruchy lewicowe. Możliwości tych ludzi zademonstrowano też na ulicach Warszawy przed kilkoma laty, kiedy kilka autokarów z Berlina zwiozło „antifę” w dzień Święta Niepodległości 11 Listopada. Wtedy pokazano, że są oni bardzo sprawni w działaniu, zdyscyplinowani i doskonale wyposażeni w broń – pałki i kije – a także każda grupa posiadała doskonale wyposażonego sanitariusza. Nie jest żadną tajemnicą, że przed akcjami używają oni różnych środków psychoaktywnych. Pełnię możliwości pokazali oni podczas szczytu G20 w Hamburgu, kiedy niemiecka policja przez długi czas nie potrafiła spacyfikować demolujących miasto lewaków.
Matecznikami tych skrajnych odłamów są Hamburg i Berlin. Ogromne wpływy posiadają oni też na uczelniach, bowiem dla mniej skłonnych do wywoływania zadym ulicznych, lewicowe fundacje otwierają szeroko wrota wszelkich uczelni. Teraz rozumiecie, z jakiego powodu to szkoły maturalne są najważniejszym miejscem łowienia narybku.
Atak na polityka AfD, jak ostatni zamach bombowy na biuro tej partii, mogą zapowiadać powrót terroru na miarę czasów Baader Meinhof.
Siły policyjne w Niemczech, jak wynika z podanych wczoraj w radio SWR wiadomości, ciągną resztkami sił. Brak funkcjonariuszy powoduje, że obecni na służbie wypracowali w ostatnim roku rekordową liczbę nadgodzin i policjanci są stale przemęczeni nadmiarem obowiązków. Nowego narybku nie widać, a jeśli jest, to niestety jego kwalifikacje intelektualne są bardzo ograniczone, bo stale obniża się wymogi egzaminu wstępnego.
Bundeswehra w kryzysie, też cierpi na brak żołnierzy, do tego stopnia, że postanowiono otworzyć możliwość służby w niej Polakom i innych narodowościom w ramach EU. Programy zbrojeniowe mają średnie opóźnienie przekraczające 56 miesięcy. Minister Obrony wydaje pieniądze na doradztwo, które nie przynosi żadnych efektów w postaci rozwiązanie pilnych potrzeb w zakresie kadry i sprzętu.
Powrót na scenę lewicowego terroru i zagrożenie terrorem islamskim nie wróży nic dobrego dla stabilności politycznej Niemiec.
Arogancja wychowanków i pieszczoszków politycznych salonów wydaje pierwsze zatrute owoce. Należy jeszcze wspomnieć, o hakerskim ataku, pokazującym niemieckim politykom, że obce siły mają nad nimi całkowitą kontrolę.
Jeden z ekspertów wypowiadający się w niemieckim radio, z godną pochwały bystrością zauważył, że „pokazano nam, że jesteśmy bez współpracy z NSA całkowicie bezbronni wobec zwykłych hakerów”. Ale pogorszenie relacji z Ameryką, przez aroganckie polityczne elity, to już temat na osobną notkę.
ps. Dla tych co zainteresowni są służbą w Bundeswehr'ze: https://www.tagesschau.de/inland/bundeswehr-auslaender-101.html
Inne tematy w dziale Polityka