Każdy blog powinien mieć nie tylko początek, ale i „świadomy koniec”- taką klamrę zamykającą pewien wątek.
Dziś zaczynam serię notek poświęconą mojej wizji Polski, mojemu odczuciu polskości. To doskonale koresponduje z rocznicą odzyskania niepodległości. Będą one zamykały mojego bloga.
Nie raz już wspominałem o tym przywileju i zaszczycie, jaki mnie spotkał, że mogłem przyjaźnić się z ludźmi starego pokolenia polskich naukowców. Większość z tych ludzi już dawno odeszła z tego świata, pozostawiając mi spuściznę własnych dokonań, ale przede wszystkim, konieczność obrony etycznych wartości, jakimi kierowali się w nauce. Wiele nazwisk otwierało mi podwoje znakomitych pracowni i instytutów, w których pracowali znakomici wychowankowie tamtego przedwojennego pokolenia profesorów.
Po moim 11 letnim okresie niebywania w Polsce, moja ostatnia wizyta w lipcu tego roku pokazała mi skalę upadku etyki naukowej i skalę kradzieży własności intelektualnej. Pokazała mi praktyki niemal rodem z mafii, chamstwo i brak wszelkich skrupułów młodego pokolenia tych, co „jumają” projekty i bez żenady plagiatują naukową pracę. Obudziła tęsknotę za przyzwoitością i etyką, za dawną Polską.
Po powrocie do Niemiec nawiązałem dyskusję z moimi przyjaciółmi mieszkającymi w Polsce i przypomnieliśmy sobie te postaci, które nas kształtowały. Wielu z nich, jak autora ważnego listu-spowiedzi i autorecenzji własnego dorobku naukowego, jaki wstawię poniżej, nie poznałem osobiście, ale poznałem jego wychowanków – ludzi prawych o nieskazitelnych charakterach i uczciwości. List z początku lat sześćdziesiątych, który w kilku notkach Wam kochani czytelnicy przedstawię, za specjalną zgodą moich przyjaciół, jest też dramatycznym głosem w sprawie stanu polskiej nauki w tamtych czasach i tego, co można poprawić. Po moich najświeższych doświadczeniach stwierdzam, że jest bardzo aktualny i dzisiaj.
Profesor Włodzimierz Mościcki był jednym z najwybitniejszych fizyków i wychowawców młodych pokoleń w polskiej nauce. Stworzył silny polski ośrodek datowań radiowęglowych, ale też wychował wielu wybitnych badaczy. Z tymi ludźmi miałem zaszczyt dokonywać odkryć, prowadzić doświadczalne pomiary…
Zatem poczytajcie słowa człowieka, który z ogromnym samokrytycyzmem wypowiadał się o swoich osiągnięciach. Ten trzeźwy osąd i skromność w ocenie, szczerość wynikająca z głębokiego przywiązania do najwyższych wartości, to pierwsza odsłona mojego odczucia polskości i tego, co dała mi Polska na całe życie, na całą naszą ziemską drogę…
Oddaję teraz głos Profesorowi:
Początki moich zainteresowań naukowych sięgają dzieciństwa i przejawiały się w najwcześniejszym okresie podglądaniem życia i kolekcjonowaniem motyli. Zamiłowania entomologiczne pozostały we mnie do chwili obecnej.
Na studia fizyki skierował mnie przypadek. Słaba popularność fizyki i wadliwie ułożony program nauczania w szkole średniej sprawiał na mnie w szkole wrażenie, że nauka fizyki nie wykracza właściwie poza ramy programu realizowanego w szkole średniej i w ogóle nie zdawałem sobie sprawy z tego, że fizyka może być tematem osobnych studiów na uniwersytecie. Z tego względu, mając na uwadze swoje przyrodnicze zamiłowania i zdolności w kierunku nauk ścisłych, sądziłem, że najsłuszniej zrobię opbierajc studia politechniczne. Po nieudanej próbie dostania się na politechnikę nie chcąc tracić czasu i uświadamiając sobie pożyteczność studiów matematyki wstąpiłem na wydział Matematyczno Przyrodniczy Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. W pierwszym okresie studiów zaprzyjaźniłem się ze śp. Józefem Lubańskim studiującym tak jak i ja matematykę. Po wymianie poglądów postanowiliśmy studiować obok matematyki fizykę. Wielka indywidualność umysłu śp. J. Lubańskiego, jego nieskazitelnie prawy charakter, całkowite oddanie nauce wywierały na mnie w okresie studiów uniwersyteckich najsilniejszy wpływ. Brak należytej opieki ze strony ówczesnych naszych przełożonych spowodował, to, że do pracy na uniwersytecie podchodziliśmy zupełnie niewłaściwie. O zdawanie i wyniki egzaminów magisterskich nie troszczyliśmy się w ogóle, a uczenie się specjalnie do egzaminu traktowaliśmy, jako coś uwłaczającego. Wynikiem takiego stosunku do obowiązków studenckich było, to, że pomimo tego, że w czasie studiów zarówno matematyki jak i fizyki zaliczano nas do najsilniejszych, Lubański zdał pod przymusem egzamin końcowy dopiero po siedmiu latach studiów (mając już w tym czasie dorobek naukowy), a ja pomimo ukończenia pracy magisterskiej i rozpoczęcia następnej pracy doświadczalnej zwlekałem z egzaminem końcowym aż do wybuchu wojny.
W okresie niewoli niemieckiej pomimo braku odpowiednich środków postanowiłem uzupełnić i uporządkować swoje chaotyczne dotychczas studia i uzupełnić znajomość języków obcych. Plan ten udało mi się częściowo zrealizować. Niezależnie od w.w. studiów usiłowałem upowszechniać i popularyzować naukę fizyki na terenie obozów w ramach odczytów i wykładów dostosowanych do poziomu słuchaczy. Pierwszy okres mojej pracy popularyzatorskiej był całkowicie nieudany. Słuchacze byli zazwyczaj znużeni moimi zbyt ściśle i zbyt „naukowo” prowadzonymi wykładami. Z reguły dość liczne grono słuchaczy kurczyło się w postępie geometrycznym w miarę wzrostu numeru porządkowego wykładu. Zaobserwowałem przy tym, że im szybciej likwidowało się grono adeptów wiedzy fizycznej tym pochlebniejsze były opinie na temat mojej naukowości. Stan taki nie dawał mi pełnego zadowolenia. W obozie w Prenzlau poznałem cieszącego się opinią znakomitego popularyzatora artystę malarza i matematyka Szyszko – Bohusza. Po wysłuchaniu kilku prelekcji Bohusza na tematy fizyki współczesnej obfitujących w przejaskrawienia i drobne zresztą nieścisłości, po zaobserwowaniu reakcji Sali oraz zebraniu słuchaczy rekrutujących się z ludzi o bardzo różnym poziomie przygotowania, zrewidowałem swoje dotychczasowe poglądy na cele i środki odczytów popularnych. W związku z tym przygotowałem cykl wykładów na temat teorii względności i teorii kwantów, który wygłosiłem w obozie w Grossborn. Na ten czas sukces był duży, aczkolwiek okupiony dużymi ustępstwami z punktu widzenia powagi nauki.
CDN
Inne tematy w dziale Technologie