Pod jubileuszową notką na temat urodzin Salonu 24 pojawiło się zadziwiająco mało komentarzy. Jedni są zadowoleni inni potwornie rozczarowani… Trochę mnie to dziwi, bo nikt nikogo z Salonu nie wyrzucał – pomyślałem, ale za chwilę stuknąłem się w łepetynę. Czy aby na pewno?
Wielu tych, którzy mnie tu „ściągnęli” już nie pisze, odeszło z różnych przyczyn, często tylko sobie znanych. Co więcej były też bolesne straty Tych, co odeszli umierając. Był „Owanuta”, który najbardziej zachęcał mnie do pisania i z którym prowadziliśmy ożywioną korespondencję i z którym miałem się spotkać na kei w Gdańsku... Był „Niewolnik”, którego rysunki zawsze wywoływały uśmiech i refleksję. Nie wymienię wszystkich, ale nigdy nie zapomnę tego, co pisali, bo tak działa moja pamięć, że dobre rzeczy przechowuje na bardzo długo.
Złych nie pamiętam, nie staram się roztrząsać, bo złe nas niszczą i powodują gorycz. Nie warto się nimi zajmować. Podobnie jak nie warto zajmować się hejtem, zakompleksionymi durniami, którzy upajają się niszczeniem innych.
Są też tacy, co ciągłym malkontenctwem i ciamkaniem „nad upadkiem blogosfery i Salonu” usprawiedliwiają swoje ostentacyjne „niebycie” na Salonie… Można i tak. Ja wychodzę z założenia, zerojedynkowego, że albo piszę albo zabieram zabawki i wychodzę z tej piaskownicy.
Użyłem słowa piaskownica celowo.
Bo piaskownica była takim pierwszym miejscem, w którym większość z nas nabywała umiejętności bycia w społeczności. Tam było wiadomo, że jak komuś się przyłożyło grabkami to groziło to natychmiastowym odwetem. Ale pamiętamy też dzieci, którym rodzice nie dawali szans na dorośniecie, na doświadczenie tych socjologicznych zależności. Tacy rodzice zamiast pozwolić, aby dzieci we własnym gronie nauczyły się relacji, z furią wkraczali natychmiast, kiedy tylko ich dziecko zostało obsypane piaskiem, albo ich babka z piasku została rozdeptana przez innego dzieciaka. Tacy rodzice potrafili rozpętać prawdziwe piekło i awantury. Nienawiści, jakie wywoływali przenosiły się na całe wspólnoty w ramach osiedla. Koalicje i antykoalicje zwalczały się wzajemnie, nie pamiętając już, że powodem było to, że Jaś grabkami zaorał Monisi zamek z piasku.
Tak widzę trolli i hejtrów. Myślę, że tacy ludzie pochodzą z takich właśnie rodzin, gdzie nie było żadnych zasad, a zawsze była „mamusia” gotowa na wszystko. Z tego powodu uważam, że nie ma sensu, aby z ludźmi złej woli przebywać. Tu przydatna jest funkcja ban. Nie ukrywam, że na moim blogu takich banów jest już ponad setka. Wyklucza ona z dyskusji ludzi, których na swoją część Salonu, którą jest nasz blog, po prostu nie wpuszczamy, bo nie mamy ochoty z takimi przebywać i rozmawiać.
Są też blogerzy tacy jak „Sowiniec”, co stale twierdzą, że to miejsce bez znaczenia. Takim odpowiadam, że nie interesuje mnie, jakie znaczenie ma dane miejsce, ale jak tu jestem, to uznaję, że jest w jakiś sposób atrakcyjne i ciekawe.
Dla mnie pisanie jest rodzajem eksperymentu.
Trafiłem tu przypadkowo i nie zamierzałem pisać zbyt wiele i jedynie spotkanie z vanem prowadzonym przez zaproszonego do Niemiec Afgańca spowodowało, że przekuty do łóżka, walcząc o powrót do zdrowia, zacząłem pisać więcej. To pisanie na wiele tematów spowodowało, że niektórzy sądzą, że za moim blogiem czai się kilka osób. Niedawno tłumaczyłem tajemniczej postaci z telefonu, że jestem sam… Nie potrafiła uwierzyć. Tak, więc dla mnie to miejsce ma znaczenie, bo pozwoliło mi po pobycie na OIOMIE na niepoddawanie się czarnym myślom. A że jeszcze znaleźli się czytelnicy, którzy mnie czytali - w tamtym trudnym okresie - to był już dar Niebios, bo pozwalał na żywy kontakt z ludźmi. Dziś w pełni sprawny nie muszę już pisać, wręcz nie powinienem, bo brakuje mi czasu. Piszę z potrzeby podzielenia się moimi odczuciami i z ciekawości pewnej dynamiki.
Tu wracam do analogii z piaskownicą, bo ta dynamika jest niestety bardzo podobna. Moim zdaniem zaczyna tu przebywać zbyt wielu walących grabkami bachorów i niestety pojawiły się mamy wszczynające parszywe awantury.
Czy mam w to wchodzić? Nigdy!
Tak, więc to jedyna moja troska o przyszłość Salonu 24. Salon pozostanie, to pewne, ale czy ja w nim zostanę, to sprawa otwarta.
Z piaskownicy zawsze można wyjść, bo jak zbierze się w niej „chuligańska elita” osiedlowa, to ci, co chcą sobie po prostu lepić babki z piasku, mogą strasznie oberwać, albo muszą podjąć walkę. Na walki szkoda mi energii, szkoda czasu. Od tego powinni być ci, co zarządzają Salonem. Aby wygrać z chuliganami trzeba dobrze kopać i walić pięściami. Czy potrafię? Jasne, że tak. Czy chcę? Oczywiście, że nie.
Piaskownic obecnie jest wiele i czasem lepiej wynieść się z takiej, w której nie tylko koty z całej okolicy defekują, ale potem przychodzi banda podwórkowych obwiesi bez hamulców.
Tak czy owak, życzę Salonowi 24 wiele powodzenia na przyszłość i dziękuję, że opiera się burzom i wiatrom. Wszystkiego dobrego!
Inne tematy w dziale Kultura