Linie lotnicze całego świata stosują uroczyste malowania wprowadzane z okazji jakiś szczególnych wydarzeń i rocznic. W tym sensie zamówienie przez LOT dwóch „Dreamlinerów” w okolicznościowym fabrycznym biało czerwonym malowaniu, jest decyzją zrozumiałą i godną pochwały. Okazja ku temu jest niebagatelna rocznica 100 lat od odzyskania przez Polskę niepodległości.
Jednak pomysł byłego posła PiS-u Mastalerka, aby przemalować całą flotę LOT-u w takie barwy jest już typowym pomysłem z rodzaju akcyjności w działaniu, podyktowanej jakąś niezrozumiałą nadaktywnością i wzmożeniem patriotycznym. Dziwi poparcie tych działań ze strony Kancelarii Prezydenta RP i Premiera. Wszak te instytucje powinny być ostoją stabilności i rozsądku.
Akcyjność.
Polska to dziwny kraj. Chyba czasy komunizmu naznaczonego wszechobecną akcyjnością, pozostawiły w mentalności ludzi głęboko wyryte wzorce zachowań.
Ile to było czynów społecznych, na które przymusowo pędzono moją szkołę – notabene imienia wodza rewolucji – szycia flag na pochody pierwszomajowe, wycinania ze styropianu liter tak, aby pasowały do czerwonego tła wieszanych w klasach dekoracji, majowych i październikowych, zjazdów PZPR i setek podobnych okoliczności. Scenariusz był zawsze ten sam. Któryś z zaangażowanych nauczycieli „spontanicznie” wyskakiwał z taką inicjatywą, aby coś uczcić.
Ale nie inaczej było w kościele. Pamiętacie te wieszane na fasadach transparenty? Kiedyś prowadząc renowację zabytkowej fasady usunęliśmy z pięknego piaskowca 85 brutalnie powkręcanych kołków, wbitych gwoździ i haków. Rozmawiając z proboszczem zażartowałem, że ktoś w jego parafii dostał jako prezent pod choinkę wiertarkę i co roku chyba dostaje nowe wiertła i młotek, a potem nocą wyżywa się na fasadzie. Mój żart wyraźnie nie przypadł do gustu proboszczowi, który parsknął – sam wbijałem te kołki, przecież na czymś trzeba wieszać transparenty. Po co? – zapytałem. A on mówi – to była nasza odpowiedź na te wszechobecne transparenty komunistów. Zgoda, ale komuny już 10 lat nie ma – odpowiedziałem. A właśnie! Teraz to ja bez obaw mogę powiesić sobie transparent – odpowiedział proboszcz prosząc, aby skoro już wszystko usunąłem, zaproponować nowy sposób okolicznościowego wieszania banerów - jak wystrzelił na koniec nowoczesną terminologią.
Pamiętam wojsko. Zapowiedziano wizytę ministra obrony narodowej w towarzystwie Premiera Mazowieckiego. Przez dwa tygodnie przenosiliśmy znad Warty całą łąkę, pracowicie wycinając darń saperkami i rozkładając ją wzdłuż trasy przejazdu kolumny z Premierem i ministrem Onyszkiewiczem. Akcja wykładania trawy była przeprowadzona trochę za wcześnie i nieukorzenione płaty tuż przed wizytą zaczęły niebezpiecznie przysychać, a łąka nad Wartą wyglądała jak dno glinianki, więc strategiczne odwody trawy się skończyły. Pewien łebski major wręczył kilku wojakom farbę i ogrodniczy spryskiwacz. Po kilku godzinach trawa była soczyście – seledynowa. „Przepiękny widok” sycił oko dowódcy jednostki, który na apelu potwierdził gotowość do świętowania wizyty…
Nie wiem, co pcha ludzi do wymyślania różnych bombastycznych zmian w celu uczczenia, podkreślenia, zademonstrowania, okazania i wielu innych zachowań upiększających świat. Cholera, przecież powinni dbać i pielęgnować ten „świat” na co dzień. Zacząć od własnego serca i umysłu. Tam powinien być porządek i tam powinno się w pierwszej kolejności pojawiać świętowanie. Dla takiego porządku w głowach wystarcza potem kilka subtelnych elementów dodanych odwracalnie do otoczenia w postaci flag odrobiny kwiatów, odświętnego ubrania…
Pomysł, aby przemalować samoloty LOT w barwy „narodowe” uważam za kolejny przykład akcyjności, nieliczącej się z historią, tradycją, marką i rachunkiem ekonomicznym. Polskie Linie Lotnicze LOT, zostały utworzone w grudniu 1928 roku, decyzją nacjonalizacji majątku firm „Aerolot” (dawna nazwa „Aerolloyd”), poznańskiej „Aero” i majątku Śląskiego Towarzystwa Lotniczego.
Na zdjęciu poniżej widzicie samolot Fokker F. VII 1m z silnikiem Bristol „Jupiter” 600 KM, zakupiony przez poznański „Aero”, po znacjonalizowaniu i przemalowaniu w barwy Lotu. Jako maszyna „Aero” nosił znaki P – POZS. W barwach lotu SP – AAS i dodatkowo imię „Sława”. Zdjęcie z moich zbiorów przedstawia tę maszynę podczas lądowania na lotnisku Aleksandrowice w Bielsku-Białej. Na sterze kierunku maszyny widoczny jest lotowski żurawik. Maszyna miała malowanie w kolorach srebrnym i ciemnego błękitu.
Co to znaczy „barwy narodowe przewoźnika lotniczego”? Otóż LOT od momentu powstania posługiwał się niezwykle udanym logo w postaci żurawia zaprojektowanym przez znakomitego artystę Tadeusza Gronowskiego. Sylwetka żurawia pojawia się też w logo innej firmy, która w tamtym czasie wchodziła na rynek, niemieckiej Lufthansy. Dlaczego żuraw? Kto zna te ptaki wie, że są one najwytrwalszymi lotnikami przemierzającymi ogromne przestrzenie w utrzymujących nienaganny szyk w zapierających swym pięknem formacjach. Panuje tam nienaganny porządek. Każdy ptak w stadzie przez krótką chwilę prowadzi klucz pokonując największy opór aerodynamiczny, pozostałe lecą w cieniu swoich poprzedników oszczędzając w ten sposób siły aż do zmiany. Prowadzący po chwili trafia na sam koniec klucza, aby po jakimś czasie stopniowo przesuwając się na czoło znowu na krótką chwilę prowadzić stado. Osobniki chore pozostają w środku stada nie obejmując prowadzenia. Ptaki te nawigują też doskonale w nocy, nie przerywając podróży, a ich głośne wzajemne nawoływania w stadzie przemierzającym niebo budzą skojarzenia z nieustannym dialogiem tych wspaniałych lotników. Czyż może być lepszy symbol wytrwałości, porządku i lotniczego kunsztu niż żuraw?
Na zdjęciu poniżej pierwszy rozkład lotów z 1929 roku.
Tradycją linii lotniczych od początku było nie tylko pielęgnowanie logo, ale też barw. Chodziło o to, aby samoloty były dobrze rozpoznawalne dla pasażera. Dla Lotu przez lata ustalono schemat biało-niebieski. Wprowadzone w latach siedemdziesiątych z dużym napisem LOT na przednich powierzchniach kadłuba było przełomem i najbardziej rozpoznawalnym malowaniem polskiej floty powietrznej. Nieodłącznym elementem był też wizerunek lotowskiego żurawia i obowiązkowa bandera na stateczniku pionowym, wprowadzająca do formy plastycznej element barw państwowych. To udane nienachalane przypomnienie, że pokład każdego LOT-owskiego samolotu jest częścią Polski. Oczywiście samoloty mogę też posiadać imiona, wielkich postaci z historii danego narodu, lub miast danego państwa. Tu pomysłów nigdy nie brakowało i różnorodność jest ogromna. Malowania brytyjskich i francuskich linii lotniczych zawierają elementy kolorystyki flag narodowych najczęściej malowane na stateczniku pionowym. W przypadku LOT występuje tu mała bandera obok wielkiego symbolu żurawia. Ten żuraw stał się wystarczająco związany z polską linią lotniczą i jest wyjątkowy w swej formie. Tak bardzo, że plastycy uznali, iż wystarczy ta mała banderka nad logo LOT-u, aby stworzyć udane malowanie, nawiązujące w sposób oczywisty, ale bardzo wysmakowany do polskich barw państwowych. To niezwykle trafiony pomysł, elegancki w swej formie.
Powiem brutalnie, co myślę o pomyśle Marcina Mastalerka. W porównaniu do obecnej pięknej i oszczędnej szaty graficznej, epatowanie barwami narodowymi wydaje się pomysłem zaczerpniętym bardziej z wrażliwości estetycznej stadionowych kiboli niż dobrych pracowni plastycznych.
Wprawdzie Śląskie Towarzystwo Lotnicze nie posiadało jeszcze wtedy floty samolotów – zezwolenie na zakup Junkersów F 13 ministerstwo wstrzymywało do momentu przejęcia majątku (sic!) – ale posiadało najnowocześniejsze wtedy lotnisko komunikacyjne w Polsce na „Muchowcu” w Katowicach. Lotnisko wybudowano nakładem środków społecznych (LOPP) i majątku Sejmu Śląskiego.
Inne tematy w dziale Gospodarka