Usłyszana wczoraj w radio informacja, że w mieście Bremie, zostały wprowadzone do klas szkolnych ergometry skłoniła mnie do siarczystego przekleństwa, po którym powiedziałem żonie – no tak, idioci nie lubią być sami i muszą produkować coraz więcej im podobnych.
O co chodzi z tymi ergometrami?
Otóż w każdej klasie powinny być co najmniej 3-4 stacjonarne rowerki do pedałowania podczas lekcji. Nie, nie przesłyszeliście się, nie na przerwie, a podczas lekcji! Zdaniem nawiedzonej pani psycholog, gadającej w radio, takie pedałowanie na ergometrze dobrze robi na koncentrację. Tak, więc uczniowie rotacyjnie mają korzystać z rowerków tak, aby każdy uczeń w klasie nie siedział dłużej za szkolną ławą niż 15 minut. Pani nie zdradziła systemu rotacji, ale te 15 minut to zdaniem pani psycholog maximum tego, co uczeń jest w stanie osiągnąć.
Myślicie, że chodzi o pierwszą klasę szkoły podstawowej? Pierwsze miesiące nauki? Nic podobnego, dotyczyć to ma znacznie starszych klas.
Nie od dziś staje się jasne, że postępująca – jak to nazwał Manfred Spitzer – cyfrowa demencja, powoduje u dzieci poważne kłopoty z koncentracją. Co więcej do tego dochodzą kłopoty rodzinne – w niektórych szkołach 70% dzieci pochodzi z rozbitych rodzin, nawet rozbitych wielokrotnie – i brak miłości w domu. Co więcej, w niemieckich szkołach uczy się już kolejne pokolenie dzieci wychowanych „bezstresowo”. Tak wię te dzieci mają już bezstresowo wychowanych dziadków i babcie. Człowiek wychowany bezstresowo nie tylko ma tendencje do zachowań asocjalnych i anarchistycznych, to wydaje się marginesem problemów, jakie tacy ludzie generują w życiu dorosłym. Problemem podstawowym jest nieradzenie sobie z każdą czynnością wymagającą skupienia i obciążającą układ nerwowy wieloma bodźcami wywołującymi reakcję stresową.
Znana z podręczników psychologii krzywa, pokazująca sprawność działania takich osobników pod wpływem narastającego stresu, jest odmienna od standardów dawniej uznanych za obowiązujące. Pamiętacie, jak wyglądała ta krzywa? Otóż krzywa sprawności rozwiązywania zadań wzrastała do pewnego poziomu wraz z narastającym czynnikiem stresowym – aby po osiągnięciu pewnego poziomu stresu, co było zależne od treningu i cech osobniczych – zacząć opadać gwałtownie. Dziś u wielu osobników ta krzywa w ogóle nie zaczyna się wspinać, bo każdy bodziec stresowy powoduje spadek sprawności rozwiązywania zadań.
O tym fenomenie wiedzą doskonale rekrutujący kandydatów do zawodów wymagających odporności na stres. Jednym z tego typu zawodów, do którego obecnie nie można praktycznie znaleźć narybku jest zawód kontrolera lotów. W Niemczech praktycznie przez ostatnie lata brakowało kandydatów potrafiących przejść testy, a niedobory kadrowe w tym zawodzie są ogromne!!!
No i zamiast pochylić się nad przyczynami braku koncentracji, braku odporności na stres, proponuje się traktowanie wszystkich uczniów jak jednostki obarczone dziesiątkami już modnych i zwalniających z odpowiedzialności syndromów, rozpoznawanych przez psychologów masowo u dzieci i młodzieży szkolnej. Niedawno rozmawiałem z nauczycielką państwowego gimnazjum, która opowiadała mi, że ma kilka klas, w których niemal każde dziecko posiada jakiś certyfikat zwalniający od oceny pisowni lub umiejętności liczenia, ustnych odpowiedzi, a także innych bardziej egzotycznych zaburzeń! I nie jest to szkoła specjalna – bynajmniej!
Maturę można obecnie zdać nie potrafiąc liczyć, ani pisać poprawnie. Można też nie rozumieć znaczenia słów i nie potrafić czytać ze zrozumieniem! Od każdego zaburzenia jest odpowiednie zaświadczenie zwane atestem.
Dawniej, akceptowano zalecenia nauczycieli odnośnie możliwości intelektualnych dzieci. Po szkole podstawowej (Grudschule) uczeń otrzymywał zalecenie od nauczyciela dotyczące dalszej edukacji. Tak więc uczniowie trafiali do szkół maturalnych Gimnazjum (13 klas), do tak zwanej Realschule (10 klas), kończącej się rodzajem egzaminu i do Hauptschule (najniższa ze szkół – obowiązek szkolny 9 klas).
Zalecenia te były jeszcze w latach siedemdziesiątych powszechnie respektowane przez rodziców. Dziś już nie. Znam wiele przypadków awantur, a nawet grożenia sądem przez „rozczarowanych” decyzją nauczyciela rodziców. Powszechne wśród rodziców staje się wymuszanie zdobycia matury na uczniach i nauczycielach, wbrew możliwościom intelektualnym dzieci.
Zaniedbania z domu, bezstresowe wychowanie, a w zasadzie jego brak. Brak zainteresowania dziećmi codziennej pomocy im i nauczenia dyscypliny. To wszystko czynniki, które powodują niepowodzenia szkolne. Kompensuje się je szukaniem syndromów i schorzeń – tak naprawdę w niewielkiej liczbie występujących – aby usprawiedliwić lenistwo własnych pociech.
Taka postawa tworzy dorosłych pozbawionych wszelkich skrupułów i prących do władzy, rozpychających się w życiu łokciami, budujących koterie zapewniające im funkcjonowanie. Już nie ma znaczenia jakie możliwości intelektualne miał na starcie dany osobnik. Jego droga „kariery” przez szkołę i dorosłe życie nie wymaga żadnych zdolności i zalet intelektu. Oni bez tych koterii nie byliby w stanie funkcjonować – wszak debile nie lubią być nigdy sami…
Dziś w Bremie stworzono szkoły, które będą salą tortur dla każdego zdolnego ucznia, zmuszanego do pedałowania na rowerku z jednostkami na pograniczu patologii.
Wszystko w imię dobra ucznia! Ale zamiast budować zdrowe społeczeństwo, wzmacniać pozycję rodziny i wartości w życiu ludzi, postanowiono uniemożliwić naukę tym najbardziej zdolnym w imię pacyfikacji osobników nadpobudliwych i zaniedbanych intelektualnie. Ach przepraszam, oni wszyscy mają przecież atesty najprzeróżniejszych syndromów – więc lenistwo i zaniedbania rodziców usprawiedliwione w 100%!
Nie ma wątpliwości, że idiotów tylko będzie przybywać, bo jak uczyć się matematyki pedałując na rowerku? Jak skupić się na analizie wiersza, kiedy za plecami hurkot i wycie ergometrów?
Tak debile nie chcą być sami, chcą mieć towarzystwo, nie chcą się wyróżniać…
PS. W szkole podstawowej miałem nauczycielką rosyjskiego, nieludzkiego robota bez uczuć i z sadystycznymi inklinacjami. Robiła nam obowiązkową gimnastykę międzylekcyjną. Dwa razy w ciągu lekcji przerywała uczenie i przekręcała gałkę swojego magnetofonu marki Grundig. Przy dźwiękach „Sugar Baby Love” musieliśmy wykonywać pomiędzy ławkami szkolnymi upiorną gimnastykę, a ona z przymkniętymi oczkami przeżywała wsłuchując się w kiczowate dźwięki. Kiedy dziś słyszę tę piosenkę zimny pot spływa mi po czole…
No dobra już ja was nauczę! Przerwa na gimnastykę międzynotkową!!! Włączamy muzykę!
Krążenia głową w lewo! Nie w prawo! Reakcjonisto! W lewo! Teraz krążenia biodrami. W lewo! W lewo - kto tam kręci w prawo? Ręce w górę! Rotujemu dłońmi! W lewo baranie! Teraz przysiady. Raz dwa, raz dwa! Zdzisiek nie zaglądaj Basi pod spódnicę! A ty Basia robisz przysiady rzaem ze Zdziśkiem! Raz, dwa! Raz i dwa! No chwila przerwy. I teraz to samo tylko w prawo! Raz i dwa!
Po latach spotkałem swoich dawnych kumpli, ci najzdolniejsi wspominają to jako „archipelag Gułag” szkoły podstawowej. I nie chodzi bynajmniej o piosenkę ale tę gimnastykę uniemożliwiającą skupienie się.
Inne tematy w dziale Polityka