Czytelników z góry przepraszam za ostre słowa, ale nie znoszę "mędrków" gardłujących o innych i nazywających ludzi durniami.
Sowiniec w notce „Górska głupota” ośmielił się nazwać ratowanych turystów durniami. Z tego powodu przypomnę Sowińcowi parę faktów.
Nigdy nie spotkałem ratownika, który czyniłby wyrzuty ratowanemu, choćby ten ratowany popełnił wiele błędów w czasie górskiej wspinaczki lub wycieczki. Sam znosiłem z Doliny Małej Zimnej Wody niemieckie turystki, które do Chaty Teryego wlazły w gładkich jak dupa niemowlaka półbutach w środku surowej zimowej zawiei. Same czuły się głupio prosząc o pomoc, a ja i moi towarzysze nie daliśmy im do zrozumienia, żadnym gestem, że z naszej strony to jakiś wysiłek. W czasie sprowadzania całej grupy i znoszenia najbardziej potłuczonej, rozmawialiśmy przyjaźnie i bez moralizowania tłumaczyliśmy zasady bezpiecznego poruszania się po górach. Nikt nie robił marsowych min ani nie karcił tych turystek i za podziękowanie wystarczyły uśmiechy i świadomość, że one są bezpieczne.
Podobnie było, kiedy na Drodze Po Głazach na Mieguszowieckim poleciało trzech studentów, trawersujących śnieżne pole, asekurując się liną bez odpowiedniej wiedzy z rachunku wektorów. Całonocna akcja zwożenia ich do doliny Hinczowych Stawów, a potem Mięguszowieckiej zatrudniła 50 osób z Horskiej Zachrannej Slużby i GOPRu (dziś TOPR). Nikt tym ludziom nie pisnął złego słowa i nawet nie myślał o ich błędach. Spotkali się z czułością i współczuciem. I wszyscy ratownicy mieli łzy w oczach, kiedy wreszcie zamknęły się za nimi drzwi karetki czekającej przy Popradzkim Plesie.
Takich akcji mógłbym wyliczyć bez liku i żaden ratownik, nawet za plecami ratowanego, nie pisnął złego słowa. Ludzie popełniają błędy i nie zawsze mają pojęcie, co im grozi. Czasem płacą za to najwyższą cenę. To ich wolność i ta wolność to góry. Tu w jednej sekundzie ze smarkacza może dorosnąć mężczyzna. Tu z ceprów rodzą się wspinacze. Tu surowa przyroda i piękno przemieniają ludzkie serca. Przemieniają na zawsze i ku lepszemu.
Ludzie schodzący drogą z Morskiego Oka nie potrzebowali TOPRu, ale potrzebowali otuchy i kogoś kto pomoże im opanować panikę i strach. Siedmiokilometrowy odcinek w przypadku paniki, mógł być dla niektórych śmiertelny, ze względu na nieproporcjonalne do sytuacji obiektywnej subiektywne poczucie zagrożenia. To poczucie zagrożenia mogło wyczerpać siły zużywane w niepotrzebnie nadmiarze na pokonanie drogi i paniki. Decyzja TOPR-u o wysłaniu na miejsce policyjnego samochodu, który oświetlał drogę i uspokajał grupę, dając jej poczucie bezpieczeństwa, była decyzją znakomitą.
Sowiniec nikogo w życiu nie uratował, więc idealistyczna myśl, jaka przyświecała Mariuszowi Zaruskiemu – założycielowi Pogotowia - jest Sowińcowi tak obca, że jej tłumaczenie nie ma sensu. Nazywając ludzi durniami skompromitował się Sowiniec sam.
Wielki pogromco górskich szczytów ratuj się sam i ratuj swoją skostniałą duszę! Zostaw TOPRy i GOPRy w spokoju!
Nigdy nie zrozumiesz tych, co innym bezinteresownie niosą pomoc, to niedostępny Ci świat.
Inne tematy w dziale Rozmaitości