Dzisiaj media w Niemczech ujawniły, że mierzone na przełomie września i października podwyższone promieniowanie nad Europą mogło być skutkiem poważnej awarii w rosyjskim kompleksie atomowym Majak, na południu Rosji.
Majak ma bardzo złą sławę. W 1957 roku doszło tu to największej katastrofy nuklearnej w dziejach Związku Sowieckiego do czasu eksplozji reaktora w Czarnobylu. Katastrofa ta była ukrywana przez ZSRR do 1992 roku. 29 września 1957 r doszło w Majaku do eksplozji chemicznej zbiornika z odpadami nuklearnymi. Powodem była awaria układu chłodzenia zbiornika. Siła eksplozji była bardzo duża i wynosiła ekwiwalent 75 ton TNT, materiały silnie promieniotwórcze zostały rozrzucone na obszarze ponad 20 000 km2. Skażenie było bardzo silne, według oficjalnych danych w wyniku bezpośredniego napromieniowania zmarło 200 osób, a 470 000 zostało w różnym stopniu napromieniowanych.
W 2017 roku od 25 września do 7 października w okolicach Majaka mierzono przekroczenie 986 razy dopuszczalnego stężenia izotopu Rutenu (Ruten 106) w powietrzu! Dopiero dzisiaj rosyjska służba meteorologiczna przyznała się do tych pomiarów.
Zaniepokojony, po raz pierwszy od paru lat, podłączyłem mój licznik Geigera do komputera i zrzuciłem dane z ostatnich 5 lat. Porównanie danych w zakresie średniej dawki w Mikrosivertach na godzinę, nie wykazało w ostatnich miesiącach niebezpiecznego wzrostu promieniowania. Licznik od 5 lat nieprzerwanie wykonuje pomiary i raz na 7 dni oblicza średnią dawkę i zapisuje w postaci czystych impulsów na 7 dni i danych uśrednionych przeliczonych w Mikrosivertach na godzinę. Mierzy w zakresie Alfa, Beta, Gamma.
Tym razem udało się nam uniknąć w Europie zagrożenia. Jednak mapy obszaru dotkniętego większym skażeniem wykazują, że radioaktywna chmura dotarła do aż wschodnich granic Ukrainy.
Niemal sześćdziesiąt lat po wielkiej katastrofie Majak przypomniał o sobie po raz kolejny. W Rosji czas jakby się zatrzymał… Kolejny raz nie ujawniono poważnej awarii.
Inne tematy w dziale Rozmaitości