Kanclerz pije piwo i zapowiada koniec dobrych relacji z Ameryką. Czy powinniśmy się zacząć bać?
Po powrocie do Niemiec z G7, Kanclerz Angela Merkel wybrała się do Bawarii i podczas konferencji w namiocie piwnym, zapowiedziała, że – czasy, kiedy mogliśmy w pełni polegać na innych są już przeszłością. Tego doświadczyłam w czasie ostatnich dni. My europejczycy musimy nasz los wziąć we własne ręce.
Na takie słowa czuję ciarki przerażenia na plecach. Nie będę złośliwie wypominać Kanclerz tego, że wygłaszanie takich przemówień w piwnym namiocie i to jeszcze w Monachium powoduje najgorsze skojarzenia.
Ja wiem i pamiętam, co działo się w ostatnim stuleciu za każdym razem, kiedy Europa „brała sprawy we własne ręce”. Wiem też, co wyniknęło z Bawarskiego picia piwa. Z tego powodu nie w tym miejscu takie przemowy!
Tysiące mogił amerykańskich żołnierzy na kontynencie europejskim pozostają przypomnieniem tego, kto musiał gasić nasze europejskie pożary, kiedy światli europejczycy brali sprawy we własne ręce. Nie ma wątpliwości, że bez Ameryki zarówno pierwsza jak i druga wojna światowa nie zakończyłyby się zwycięstwem. Zimna wojna z kolei przerodziłaby się w gorącą, a i dzisiaj parasol nuklearny nad Europą i ultranowoczesne systemy uzbrojenia amerykańskich sił zbrojnych są naszą gwarancją wolności. Tylko ignorant może twierdzić inaczej.
Ja zgłaszam wotum separatum od słów mojej Kanclerz. Uważam, że za jej nieznajomość historii możemy zapłacić my wszyscy mieszkający w Europie. Uważam, że wygłaszanie takich mów w Monachijskim namiocie piwnym jest skandalem i policzkiem wymierzonym w USA. Chciałbym interpretować jej słowa jako zapowiedź wreszcie poważnego wsparcia NATO przez jego największych członków, ale też zapowiedź odejścia od brukselskiej polityki „dzieciaków piaskownicy”.
Do chóru jadowitych „anty-amerykanistów”, wietrząc wyborcze profity, dołączył natychmiast Martin Schulz, który po trzech porażkach wyborczych w Landtagach praktycznie milczał. Odzyskał nagle głos, wywrzaskując pozornie tylko „antytrumpowe” hasła, bo kontekst tego bełkotu jest jednoznaczny i z twarzy Schulza – o mordo ty moja – wyraźnie widać, że chłop ma problem z opanowaniem antyamerykańskich emocji, które targają jego duszą od dawna.
Wczorajszy program Anne Will dostarczył dodatkowych wrażeń.
W programie wzięła udział dyrektor Forum Alberta Einsteina w Poczdamie, amerykańsko-izraelska filozof Susan Neiman. Przyznam, że ta skrajnie lewicowa kobieta wygłaszała antytumpowe hasła w tempie karabinu maszynowego, wprowadzając w konsternację gości programu i budząc jedynie uśmiech politowania. Jej zdaniem Europa musi reprezentować zachodnie wartości, bo - republikańska partia w USA już dawno została skaperowana i przejęta przez zwolenników Tea Party i fundamentalistów. Jej popisem elokwencji było też stwierdzenie, że Trump jest chory psychicznie i że Niemcy powinny w przeszłości uratować Amerykę przed wojną wywołaną przez Busha. Nawet do cna lewicowy były burmistrz Hamburga Klaus von Dohnanyi z SPD obecny w studio, tylko jęknął po usłyszeniu tych bzdur. Kobieta sprawiała fatalne wrażenie poważnie znerwicowanej osoby, która cały czas gadała o obalaniu Trumpa i oporze światłej części narodu amerykańskiego wobec Prezydenta. Negowała też prawomocność wyboru Trumpa. Kilka razy jej jawne kłamstwa musieli poprawiać niemieccy uczestnicy programu.
Na tym tle nie najgorzej wypadli inni goście zaproszeni do studio. Choć jak zwykle u Anne Will „lewa noga” przeważała.
Norbert Röttgen tonował słowa obsesjonistki z Forum Einsteina. Tu wlewa się nadzieja, że zimne niemieckie głowy pokroju Röttgena dają nadzieję na przyszłość, że monachijskie bąbelki piwa szumiące w głowie Kanclerz nie zepsują relacji z Ameryką do końca. Historyk Michael Wolffsohn powiedział też wyraźnie, że Trump jest – rachunkiem, który my europejczycy i Niemcy płacimy za często wulgarny i prymitywny antyamerykanizm, w bardzo podobnej wulgarnej formie. Moim zdaniem nic dodać nic ująć.
Klaus von Dohnanyi powołując się na książkę Zbigniewa Brzezińskiego dokonał zupełnie nieuzasadnionego wnioskowania, jakoby dla USA Europa miała jedynie znaczenie jak przyczółek mostowy na kontynent euro-aziatycki. Ale kto z widzów programu Anne Will zauważy tę bezczelną manipulację?
I wreszcie moje duże brawa dla postawy Norberta Röttgena, bardzo dobitnie podkreślającego zasługi USA dal naszej europejskiej wolności. Próbował on też łagodzić wymowę przesłania Merkel. Tak więc nadzieja w takich politykach jak on, że będą potrafili przeciwstawić się szaleństwu prezentowanemu przez Schulza et consortes.
Tu na tym przykładzie chciałbym pokazać politykom w Polsce skłóconym do cna, niepotrafiącym ze sobą rozmawiać. Popatrzcie i posłuchajcie jak rozmawiają Röttgen i Klaus von Dohnanyi. Widzicie jak z perspektywy przeciwnych stron sceny politycznej i polaryzacji poglądów, można osiągnąć jakiś rozsądny konsensus w rozmowie?
Nadzieję na przyszłość daje zgoda wszystkich uczestników spotkania co do tego, że przyjaźń europejsko amerykańską należy pielęgnować i rozumieć jak niezależną od tego jaki rząd obecnie sprawuje w USA władzę.
Z drugiej strony, nie przestaję się dziwić jak Niemcy nie potrafią wykorzystać atutu, jaki daje im prezydentura Trumpa. Wszak Donald Trump jest pierwszym w linii Trumpów w pełni Amerykaninem. Dziadek Trumpa Frederick i babcie Elisabeth pochodzili z Kallstadt w Rheinland Pfalz. To wyjątkowa miejscowość, bo z niej pochodził też założyciel jednej z najpotężniejszych firm na rynku spożywczym USA i świata – producent słynnych i pysznych keczupów „Heinz”!
To tak jakby prezydentem USA został potomek jakiegoś górala z Podhala, a Polska uczestniczyłaby jedynie w jego niszczeniu. Trudno zrozumieć – prawda?
Mam nadzieję, że te zimne głowy niemieckich polityków zapobiegną transatlantyckiej katastrofie zapowiadanej przez Kanclerz przy piwie. Mam również nadzieję, że kiedy Kanclerz wyparują bąbelki piwa z głowy, pomyśli choć chwilę nad własnymi słowami.
Inne tematy w dziale Polityka