Pod moją ostatnią notką "Partisan gardening" napisał: Polaków może chyba zjednoczyć jakieś zagrożenie z zewnątrz. Niemniej, konflikt jest chyba mocno napompowany. Oczywiście są demonstracje od KODu po czarne marsze, czy powitania Tuska i miesięcznice smoleńskie atakowane z kolei przez tzw. obywateli RP. To jest pewien impas.
Muszę otwarcie napisać, że pomysł jednoczenia przez zagrożenie, kojarzy mi się z napisanymi przez Broniewskiego w lipcu 1939 roku słowami wiersza „Bagnet na broń!”. Przypomnę jego słynny przecież fragment:
Są w ojczyźnie rachunki krzywd,
obca dłoń ich też nie przekreśli,
ale krwi nie odmówi nikt:
wysączymy ją z piersi i z pieśni.
Cóż, że nieraz smakował gorzko
na tej ziemi więzienny chleb?
Za tę dłoń podniesioną nad Polską -
kula w łeb!
Osobiście nie zgadzam się z takim pojęciem prowadzenia polityki, aby naród miał być jednoczony dopiero wobec narastających zagrożeń. Oczywiście wiemy jak skończyło się to opisane przez Broniewskiego „zjednoczenie”. Ono oczywiście miało miejsce wśród prostych żołnierzy, ale polskie elity nie osiągnęły zbliżenia przez całą wojnę, co skwapliwie wykorzystywali zarówno Francuzi, Anglicy jak i Rosjanie. Nie można zapomnieć kulisów nominacji Sikorskiego na Wodza jak i haniebnej Wyspy Węży. Nie miejsce tu na przytaczanie wszystkich przykładów.
Minęło tyle lat i Polacy niczego się nie nauczyli?
To wydaje się nieprawdopodobne. Ale w tym miejscu przypomina mi się Jan Kochanowski z jego „Zgodą” i ten utwór z moimi wytłuszczeniami dedykuję bez komentarza i ku przypomnieniu wszystkim politykom i zaciekle zwalczającym się blogerom. Tym co tak często i tu na salonie wrzeszczą „morda w kubeł tak trzymać”.
Ja mówię nie dla "tak trzymać", nie dla "morda w kubeł", nie pogardzie i agresji. Wrzaski nie zagłuszą faktów i klakierstwo nie pomoże rządzącym utrzymać władzy, jak rządzący będą robić tak dramatyczne „byki” jak w ostatnim czasie.
Poczytajcie Kochanowskiego, on to pisał w 1562 roku!
Ja, Zgoda, która sporne planety sprawuję,
Ziemię, wodę, wiatr, ogień w żywiołach miarkuję,
Stróż rzeczypospolitych, zdrowie i obrona
Miast wysokich - przyszłam tu, chocia nie proszona
Do was, o potomkowie Lecha słowieńskiego,
Lutując niefortuny państwa tak zacnego,
Które, od przodków waszych pięknie założone,
Prze wasz rozterk domowy mdleje roztargnione.
Chwała Pańska nie idzie w zgodzie, a w jedności,
Jako sam Pan przykazał, ale w wszeteczności.
I bluźnierstwa pełne są zbory chrześcijańskie,
Czego nigdy nie słyszą bóżnice pogańskie.
Więc jako w wierze, tak i w Pospolitej Rzeczy,
Każdy swą porze, każdy swoje ma na pieczy,
A dobro pospolite prze wnetrzną niezgodę
Odnosi ciężką żałość i okrutną szkodę.
Sądy milczą i prawa; a czym się chlubicie,
One tak piękną wolność niebacznie tracicie.
Bo w tym nierządzie chudzi u pana w niewoli,
A w jednym prawie siedząc, okrutnie to boli.
A o nieprzyjaciołach swoich co trzymacie,
Których tak wiele wokół, ile sąsiad macie?
Myślą o dobrym waszym, a patrzą pogody,
Jakoby was pozbawić do końca świebody.
A otuchę im czyni nie siła, nie zbroja,
Ale tylko niezgoda sławna, Polsko, twoja.
Niech się miasto otoczy trojakimi wały,
Trojakimi przekopy i mocnymi działy:
Kiedy przyjdzie niezgoda, uniżą się mury
I wnidzie nieprzyjaciel nie szukając dziury.
Jakiego państwa za swą dzielnością był dostał
Królewic macedoński i jemu był sprostał!
Gdy przyszło na potomki, wnet się powadzili
I w tym zacne królestwo marnie spustoszyli.
A Rzym, którego pożyć nie mógł Pyrrus mężny,
Nie mógł chytry Hannibal ani król potężny
Antijochus, nie mogli śmieli Francuzowie,
Niemcy nieuśmierzem, gwałtowni Cymbrowie,
Upadł prze dwu niezgody jedno, że równego
Jeden cierpieć nie umiał, a drugi wysszego.
Ale czemu tak dawne dzieje wspominamy?
Aza świeżych przykładów w Grecyjej nie mamy,
Gdzie Turek one wszytkie niezgodne książęta
Po jednemu pozbierał jakoby kurczęta?
Tym sposobem Węgierska Korona zniszczała,
Bo, dwu panów obrawszy, trzeciego dostała.
Który, tuszę, tak łacno z Budzynia nie zjedzie,
Jako wjachałi a ty czuj o sobie, sąsiedzie,
Bo siła miast bogatych spalił w krótkim czesie,
A ten pożar i rzekę, i górę przeniesie.
Lepiej się tedy zgadzać, a w spólnej miłości
Radzić o tym, żebyście w cale tej wolności
I swobody potomkom swoim dochowali,
Jaką wam prawie w ręce ojcowie podali,
Ale nic gruntownego stawić nie możecie,
Póki tego korzenia złego nie wyrwiecie,
Na którym sporny rozterk i niezgoda roście,
A chcecie li mię słuchać, powiem ja wam proście;
Wszyscyście odstąpili od swego urzędu,
Więc też gdzie się obrócisz, wszędy pełno błędu.
Świątobliwość żywota, którą świecić mieli,
Zgasła prosty w duchownych, bo się wdać woleli
W rozkoszy nieprzystojne i prózne biesiady,
A proste ludzi gorszą ich te złe przykłady.
Drudzy do gospodarstwa wszytkę myśl skłonili,
A w pieniądzach nawyssze dobro położyli.
Więc też tam rychlej najdziesz rejestra na stole,
A spleśniałą Bibliją strzygą w kącie mole.
A jakoż uczyć mają nie umiejąc sami?
Muszą pewnie nadłożyć kazania baśniami.
Świetcy, widząc ich nierząd, w rzeczy poprawili,
Jęli się sami kazać i żony wćwiczyli.
Więc teraz wszyscy każą, a żaden nie słucha.
Spytajże, skąd apostoł? - "Duch - pry - gdzie chce, dmucha".
A rycerskie rzemiosło, którym Polska stała,
Tak że się nieprzyjaciół swych nigdy nie bała,
Staniało miedzy ludźmi: zbroje zardzewiały,
Drzewa prochem przypadły, tarcze popleśniały.
Wszytkie granice puste, a Tatarzyn bierze,
Kiedy się wy nalepiej wzgadacie o wierze.
Ale uczyńcie aby ten porządek lichy;
Wy każecie, wyprawcież na Podole mnichy!
,,A cóż, kiedy źle każą?" - To sąd nie mej głowy,
A boję się, ani twej; próżne nasze mowy.
Kościół to musi sądzić, który jako żywo
Uznawał, co w tej mierze prosto, a co krzywo.
Na tej twardej opoce rozbił się Arijus,
Marcyjon, Samosaten, Manech, Nestorijus
I wszyscy, którzykolwiek wnieśli co nowego,
Targając świętą zgodę Kościoła Pańskiego.
Oto teraz w Trydencie biskupi zasiedli,
Aby lud roztargniony ku zgodzie przywiedli;
Tam się stawcie wy wszyscy, którzy powiadacie,
Że u siebie naukę gruntowniejszą macie.
Tam się stawcie, jeśli nie rozterku pragniecie,
Ale tylko dla Pańskiej chwały spór wiedziecie.
A wy tymczasem bądźcie, Polacy, cierpliwi,
Aż się jawnie pokaże, gdzie prawi, gdzie krzywi.
Ogrodziwszy sumnienie, ostatka czekajcie,
A nazbyt tych wolności swych nie wyciągajcie.
Bo tam dalej rozpusta, wszeteczność, swawola;
A kędy się to rodzi, nieszczęsna to rola.
Nie możecie przodkom swym dać żadnej przygany,
Że stan duchowny jest tak bogacie nadany;
Bo to świętym umysłem i bacznie czynili
A szpitale dla was je samych założyli,
Aby Rzeczpospolita tę podporę miała,
Skąd by posługi godnym ludziom nagradzała.
Bo gdzie zapłaty nie masz cnocie albo złości,
Tam się trzeba nadziewać prędkich odmienności.
Na toć waszy cnotliwi przodkowie patrzali,
Kiedy swe majętności kościołom dawali.
Lecz wy, nie wynalazszy pierwej nic lepszego,
Nie chcecie zgoła trzymać porządku dawnego.
Aza tego nie waszyż bracia używają
I was wiele stąd naprzód dobre mienie mają?
Aleście ten chleb sobie teraz ohydzili,
A na skarby Korony raczej się rzucili.
Zabraliście jej własność, którą z dawna miała,
A ona (jako mówią) na koszu została.
I ubezpieczyliście naprzód dzieci swoje,
Że, mając wieczność albo dożywocie troje,
Mogą się poczciwymi służbami nie bawić.
A którzy chętni byli gardł swoich nadstawić
Ku posłudze koronnej, nie będą snąć chcieli,
Boście je do wszytkiego dawno ubieżeli,
Prze wasz tedy postępek, prze te wasze sprawy,
Zginęły wszytkie prawie poczciwe zabawy,
A nastało łakomstwo i swawola wielka,
Wzgarda sadów, zuchwalstwo i wszeteczność wszelka,
Na koniec, Pospolita Rzecz nie ma obrony,
Tak wiele nieprzyjaciół mając z każdej strony.
To by trzeba naprawić i przywieść w swą klubę,
Byście potym Korony nie przywiedli w zgubę,
Każdy niechaj przestrzega swego zawołania:
Duchowni niech Pańskiego uczą przykazania,
A ludziom prostym dają dobry przykład z siebie,
Jakoby i ten, i ów byli społem w niebie;
Świetcy niechaj się w cudzy urząd nie wdawają,
Ale rycerskim sprawom znowu przywykają.
Nie bylić kaznodzieje ani doktorowie,
Co w Prusiech tęgo dali Krzyżakom po głowie.
Na swym każdy przestawaj, a dla zysku swego
Nie szkodź ani umniejszaj dobra koronnego.
Można Rzeczpospolita i was ubogaci;
A gdzie się ta powinie, tam swe każdy traci.
A naprzód starajcie się o społecznej zgodzie:
W tejci samej nadzieja, że się przy swobodzie
Swej dawnej zostoicie i drogę najdziecie,
Jako w pierwszy porządek wszytko przywiedziecie.
Barziejci kędy indziej rzeczy więc zachodzą,
A przedsię mądrzy ludzie łatwie w to ugodzą,
Że przywiodą w swą miarę, co się wykroczyło,
Ale trzeba, żeby tam uporu nie było.
Ten zgoła wykorzeńcie, a wszytkie swe sprawy
Do pożytku spólnego obróćcie naprawy.
To czyńcie, a nie będziem wszyscy żałowali:
I ja, że radzę - i wy, żeście mię słuchali.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo