Od dwóch dni w Berlinie toczyły się rozmowy dotyczące sytuacji na Ukrainie i w Syrii. Do Berlina ściągnęli Prezydenci Rosji, Ukrainy i Francji. Przed Kancelarią Angeli Merkel trwały demonstracje Syryjczyków i Ukraińców. Ludzie pod ogrodzeniem ustawili zbroczone czerwoną farbą pluszowe niedźwiadki, przypominające o zabijanych dzieciach i symbolizujące zbrodnie na ludności cywilnej w Syrii.
Prezydent Rosji przywiózł ze sobą swojego osobistego doradcę Władysława Jurjewicza Surkowa, którego posadzono przy stole pomiędzy Walterem Steinmeierem a Putinem. U boku niemieckiego Ministra Spraw Zagranicznych siedziała Angela Merkel. Zdjęcia rozpromienionych polityków obiegły prasę niemiecką, ale na tym chyba się skończyło. I uśmiechy niech zostaną, wszak mogą być jedynie dyplomatyczne, ale osoba Surkowa, który widnieje na liście osób objętych zakazem wjazdu do Unii Europejskiej, od samego początku nie zapowiadała nic dobrego. Niestety niewiele wiadomo o przebiegu rozmów. Nocna konferencja prasowa była w stylu Prezydenta Hollande’a – czyli typowe francuskie „bla-bla-bla”, czyli dużo gadania bez treści.
Moja refleksja jest taka, że rozumiejąc pozytywy i wysiłki płynące z dialogu niemiecko-rosyjskiego mam wątpliwości czy dyplomacja niemiecka powinna zajmować się ustaleniami jakichkolwiek układów z Rosją. Chodzi mi obciążenie historyczne. Niemcy po zbrodniach drugiej wojny światowej na terenie Rosji, nadal są spadkobiercami tego strasznego czasu. Wobec 13 000 000 poległych sowieckich żołnierzy i 14 000 000 cywilów są zmuszone prowadzić politykę nadal z „pozycji sprawcy”.
Nie jest to moja opinia, ale zdanie czołowych niemieckich dziennikarzy z grupy „Russlandversteherów”, czyli „tych co rozumieją Rosję” (Putinversteher, Russlandversteher itp.). To oni, kiedy mowa o twardej polityce wobec Rosji natychmiast przypominają niemieckie zbrodnie i z troską cmokając i wykonując najbardziej zafrasowane miny, przypominają, że należy rozumieć „historyczne motywy i uwarunkowania i doświadczenia Rosji”. Tak, więc patrząc z tej perspektywy niektórzy politycy zdają się nie zauważać, że w Europie są narody, które nie są sprawcami wobec Rosji, ale były jej ofiarami. To zaburza równowagę patrzenia na pewne sprawy, eliminując niemal zupełnie obawy sąsiadów Rosji. Patrząc z przeciwnej strony eksponuje to te uzasadnione, ale też te urojone i rozdmuchane przez Rosję dla celów dyplomatycznych obawy przed „strasznym NATO rządzącym sąsiadami”. Jednak taka postawa zdaje się odchodzić w przeszłość, a Niemcy zaczynają rozumieć, że nie o dobrą wolę tu chodzi, ale o całkowity brak reakcji na dobrą wolę.
Niestety nie widać nikogo, kto mógłby zastąpić dyplomację niemiecką, bo bla-bla-bla Prezydent Hollande – jak nazywają go media francuskie - wydaje się jedynie dużo gadającą głową, a brukselska dyplomacja to szkoda słów po prostu…
Wysiłek niemiecki, aby w Berlinie dojść do porozumienia z Moskwą nie przyniósł rezultatu. Mnie to martwi, bo okazuje się, że jedyna osoba, która jeszcze Putinem rozmawiała demonstracyjnie okazując mu swą przyjaźń i dobre zamiary nie potrafiła nic wskórać, a i obecnością wspomnianego już Surkowa przy stole, została „przeczołgana” przez dyplomację rosyjską.
Przyznam, że dawno nie widziałem tak przybitej Kanclerz Merkel, która dobitnie powiedziała, że rozmawiać z Rosję trzeba. Ale nie chodzi jedynie o rozmowę i wolę rozmowy bez konkretnych jej rezultatów. Dobitnie należy podkreślić –dodała - że to co dzieje się w Aleppo przy wsparciu Rosjan jest nieludzkie. Podkreśliła też, że dyplomacji niemieckiej nie chodzi o przerwy w bombardowaniach, ale całkowite ich wstrzymanie.
Inne tematy w dziale Polityka