Airbus ostatnio nie ma dobrej passy. Seria wpadek technologicznych rozwaliła całe nieziemsko drogie projekty realizowane latami. Nie wdając się w szczegóły Polsko-Francuskiego sporu i przebiegu negocjacji muszę zauważyć, że konsorcjum to od dawna funkcjonuje na zasadzie przedsiębiorstwa socjalistycznego.
Zacznijmy od sztandarowego cywilnego projektu, jakim był nieszczęsny A 380. Nie bacząc na czynniki ekonomiczne Airbus zaprojektował największy samolot pasażerski świata. Był on raczej odpowiedzią na tęsknoty komisarzy europejskich, o pokonaniu symbolu powietrznej żeglugi, Boeinga 747, niż realnym projektem ekonomicznym. Dziś nikt nie chce kupować tych gigantów, które mimo kłopotów z konstrukcją skrzydła były zachwalane jako najbezpieczniejsze na świecie…
Ta gigantomania powtórzyła się w projekcie A 400, tym razem już dla wojska. Ten transportowiec jest obecnie symbolem impotencji Airbusa. Parę dni temu Bundeswehra ogłosiła, że aby ratować możliwości transportowe swojego wojska, musi natychmiast kupić amerykańskie „Herculesy”. Projekt A 400 doszedł do dna, kiedy seria usterek, okazała się niemal nierozwiązywalna ze względu na wewnętrzne spory w ramach konsorcjum i brak pomysłów ze strony producenta jednostek napędowych. Bundeswehra wkurzyła się po tym, jak Airbus ogłosił, że wadliwe zespoły napędowe muszą być poddawane dużym przeglądom po 25 godzinach pracy! Słownie dwadzieścia pięć godzin! To niewiarygodne, bo dokładnie tyle pracowały pierwsze odrzutowe silniki na Messerschmittcie Me 262 podczas II wojny światowej.
Kolejnym problemem jest to, że ostatnio Bundeswehra uznała śmigłowce Airbusa za nieprzydatne dla swoich celów, a lista poprawek w tym projekcie jest bardzo długa. Na to nakłada się wpadka z Eurofighterami, których zakończenie produkcji właśnie ogłoszono! Ostatnia seria produkcyjna z powodu źle wywierconych otworów w elementach konstrukcji nadaje się jedynie na złom… (http://www.spiegel.de/politik/deutschland/bundeswehr-neue-maengel-am-eurofighter-a-994658.html )
Airbus mający gigantyczne poparcie komisarzy unijnych rozpycha się łokciami i zachowuje jak uprzywilejowane socjalistyczne przedsiębiorstwo, któremu klienci mogą jedynie służyć, jako podnóżek dla rozbuchanych ambicji. Dowodem na to jest obrażanie się na Polskę prezesa tego „lotniczego kołchozu”. Mało istotnym czynnikiem wydaje się bowiem jakość produktu, ale decydujące jest poparcie w kuluarach parlamentu.
Inne tematy w dziale Polityka