Istnienie bliskiej granicy z Niemcami, powodowało na Śląsku liczne i często zabawne sytuacje. Podzielony w 1922 r. Śląsk często zdawał się nie zauważać jej istnienia w powietrzu, a przypadki naruszeń, zarówno z jednej jak i drugiej strony, były na porządku dziennym. Zachowało się mnóstwo doniesień o przekroczeniach granicy, rzecz charakterystyczna, że specjalną gorliwością wykazywali się członkowie lokalnych władz. Chcąc wykazać się nadzwyczajną "czujnością" policjanci pisali donosy, które często docierały do Warszawy, ta natomiast ze stoickim spokojem odpisywała, że nie ma potrzeby podejmowania nadzwyczajnych kroków, a przypadki takie są zapewne spowodowane zwykłymi zabłądzeniami. Policjanci donosili nawet o przypadkach lądowania samolotów należących do "Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej" i spełniających misje propagandowe. Wielokrotnie w meldunkach tych nazywano samoloty — latawcami!
Często meldunki zaczynające się od sakramentalnego - ze źródeł konfidencjonalnych dowiedziałem się, że - donosiły nawet o prywatnych właścicielach samolotów po stronie niemieckiej. Zasypywane setkami doniesień ministerstwo wysłało do Wojewody pismo: Fakt pojawiania się samolotu obcego Państwa nad granicą państwową, względnie przelot nad częścią obszaru polskiego, który mógł zajść wskutek warunków atmosferycznych lub z powodu nie zauważenia przez lotnika znaków granicznych, nie daje podstawy do przedsięwzięcia dalszych kroków. Gdyby fakty takie powtarzały się częściej MSW zwróciło by się do MSZ o interwencję u Rządu niemieckiego. Wobec tego organa policji granicznej winny w każdym przypadku o zauważonych przelotach aeroplanów niemieckich donosić Województwu w celu zawiadomienia władz centralnych.
Zarządzeniem z maja 1925 r. gen. Kuliński z Krakowa wyznaczył pięciokilometrowy pas wzdłuż granicy, w którym zabronił lotów. Zakaz ten jednak był powszechnie ignorowany aż do połowy lat trzydziestych. Analiza doniesień o przekroczeniach pozwala na stwierdzenie, że występowały oprócz zwykłych zabłądzeń o wiele częściej przypadki świadomych naruszeń, które wskazywały, że prawdopodobnie piloci „odwiedzali” swoich krewnych lub „zwiedzali” miasta.
Najbardziej zaskakującym i spektakularnym, było jednak wydarzenie z 9 stycznia 1931 r. kiedy z lotniska w Krakowie Czyżynach wystartowały trzy samoloty myśliwskie „Wibault” 70 C1, z 2 pułku „Kraków”, z zadaniem przelotu do Grudziądza. Klucz prowadził sierżant Hugon Wolff, były pilot niemiecki, służący po puczu bałtyckim w tzw. „żelaznej brygadzie” rosyjsko-niemieckiej, od 1920 r. zamieszkały w Katowicach.
Po kilkunastu minutach lotu nastąpiło pogorszenie pogody, piloci twierdzili, że trzymali się prowadzącego, a tenże zeznał, iż podmuch powietrza wyrwał mu mapę i cisnął nią w niedostępny kąt kabiny. Po godzinie widzialność miała się polepszyć i wg twierdzenia Wolffa myślał on, że znajduje się nad Włocławkiem lub innym miastem nad Wisłą. Postanowił, więc lądować aby dowiedzieć się jaka to miejscowość. Jednak miejscowością tą nie był Włocławek, a rzeką nie była Wisła. Jak się okazało Wolff i jego boczny Imiela wylądowali w Opolu, w dodatku na placu ćwiczeń Reichswehry, gdzie zostali natychmiast aresztowani. Trzeci pilot odleciał na północny wschód i wylądował przed granicą, nieopodal Olesna, gdzie zapytał o drogę do granicy z Polską. Po wskazaniu kierunku wystartował i na resztkach paliwa wylądował po polskiej stronie zaledwie 100 m za granicą. Sytuacja, wydawałoby się, może nieco kompromitująca, ale nie tajemnicza, ot zwykłe zabłądzenie.
Jednak kilka faktów wydaje się intrygujących. Po pierwsze - w czasie, gdy Polacy wylądowali w Opolu przebywał akurat kanclerz Brüning.
Po drugie - przekroczenie zostało dostrzeżone z ziemi przez polski posterunek obserwacyjny — godzina 1250 nad Łagiewnikami— czyli widzialność nie była tak zła jak opisywali to piloci. Kto choć raz leciał nad Śląskiem wie, że nie sposób przeoczyć takiej aglomeracji, tylu hut i kopalń, które wtedy jeszcze potężnie kopciły.
Wreszcie, dość zaskakujące wydają się tajne raporty polskiego konsulatu w Bytomiu do MSZ w Warszawie - Nawiązując do raportu mego z dnia 12.01.1931 No.59/T/31 mam zaszczyt zakomunikować, że wylądowanie lotników polskich w Opolu zrobiło na ludności polskiej duże wrażenie - Podekscytowana i zaniepokojona przez krzykliwą rewizjonistyczną propagandę niemiecką ludność polska, zaczyna komentować fakt wylądowania lotników polskich jako zapowiedź rychłego przyłączenia Śląska Opolskiego do Polski, a to oczywiście w wyniku akcji rewizjonistycznej. Odzywały się wśród ludności polskiej głosy żalu, że lotnicy wylądowali w pobliżu posterunków Reichswehry, a nie dalej w polu, gdyż w ostatnim wypadku ludność mogłaby przyjść im z pomocą, wskazując drogę do Polski. Wśród chłopów prowadzone są rozmowy na temat przyszłej granicy idącej wzdłuż Odry, komentujące podział Śląska Opolskiego. Charakterystyczne jest, że nawet polskiego pochodzenia członkowie organizacji „Vereinigte Verbände Heimattreuer Oberschlesier” wydają się wyrażać, według dostarczonych mi informacji, zadowolenie z ewentualnego przyłączenia nowych obszarów Śląska Opolskiego do Polski. Specjalną wrażliwość mają okazywać pod tym względem kobiety.
Lotnicy spędzili w areszcie czternaście dni i powrócili do Polski. Przez czas pobytu w więzieniu, Wolff odmawiał przyjmowania posiłków i żądał pistoletu, aby się zastrzelić. Może rzeczywiście zabłądził, wszak busole w „Wibaultach” znane były ze złego funkcjonowania, jednak nie rozpoznał z powietrza miasta, w którym mieszkał, a lądując w Opolu nie rozpoznał miasta, z którego pochodziła jego żona, dość dużo pomyłek w jednym locie, a więc ...
Próbowałem kiedyś wyjaśnić losy Hugona Wolffa, ale niestety nadal nie są one dla mnie jasne. W Centralnym Archiwum Wojskowym nie zachowały się jego dane osobowe z wyjątkiem odznaczenia Virtuti Militari (!?), bez żadnych dodatkowych informacji, za jakie zasługi zostało ono przyznane. Jego nazwisko odnajdujemy też w 1934 r. składzie 13 Eskadry Towarzyszącej (Obserwacyjnej). W 1935 roku samolot pilotowany przez Wolffa „Lublin” R – XIII podczas podchodzenia do lądowania został uderzony przez lądujący myśliwiec PZL P-7, Wolff doznał ciężkich obrażeń, a drugi członek załogi zginął. Tyle wiem. Może komuś uda się rozwikłać tę zagadkę?
Inne tematy w dziale Kultura