Z wielkim bólem przeczytałem w Gościu Niedzielnym informację o przebiegu mszy w białostockiej katedrze. Podczas kazania ksiądz miał wygłosić następujące słowa nazywając narodowo - katolicki radykalizm - chemioterapią dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski.Poczym dodał - Zero tolerancji dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski i Polaków. Zero tolerancji dla tego nowotworu. Ten nowotwór wymaga chemioterapii (...) i tą chemioterapią jest bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm. (za Gość Niedzielny).
Kuria już wystosowała przeprosiny, ale czy to wystarczy?
Sądzę, że przebierańcy w mundurkach przypominających uniformy bojówek nazistowskich z Niemiec lat trzydziestych, wykonali robotę godną największych wrogów Polski, dostarczając „paliwa“ dla zwolenników teorii o niebezpiecznym polskim nacjonalizmie. Co gorsza słowa księdza, które można interpretować na różne sposoby, ale zawsze z niekorzystnym dla Polski i Polaków wynikiem, zdają się rzucać cień na cały Polski Kościół i polskich Katolików.
Czy spotkałem kiedyś członków ONR? Tak było to w latach osiemdziesiątych na studenckim spotkaniu w pewnym duszpasterstwie. Kiedy zobaczyłem młodego mężczyznę z wpiętą w klapę marynarki, plastikową plakietką z wizerunkiem dyktatora chilijskiego, Pinocheta. Zapytałem czy wie, kogo podobiznę nosi. Odpowiedział, że oczywiście, bo to jego idol. Zatkało mnie, ale zdołałem jeszcze zapytać, z jakiej to grupy jest ten student, wyprostował wtedy rękę w nazistowskim pozdrowieniu wykrzykując ONR. Po tym zdarzeniu umówiłem się z księdzem opiekunem tego duszpasterstwa, spotkanie odbyło się w cztery oczy nazajutrz. Zapytałem księdza, czy wie, że na sali byli zwolennicy nazistowskich pozdrowień i że moim zdaniem to hańba i prowokacja. Rozmowa była burzliwa, ja akurat wróciłem ze studenckiego spotkania w Warszawie, omawiającego wizytę Jana Pawła II w Polsce. Pełen zapału, przekonywałem tego księdza, że pogodzenie nauki społecznej Kościoła z poglądami narodowców jest niemożliwe. Do dziś nie zapomnę jego reakcji, podziękował mi chłodno za uwagi, dając do zrozumienia, że nie bardzo się zgadza z nimi. O tym co działo się potem, dowiedziałem się dopiero wiele lat później. Otóż ksiądz ten, rozpowiadał, że pewnie to ja jestem jakimś prowokatorem, bo próbuję skłócać „wspólnotę”. Tak więc okazało się, że członkowie ONR, byli w tej wspólnocie, a ten co się postawił musiał być zapewne SB-ckim tajniakiem. Wiele „zerwanych” bez wyraźnej przyczyny kontaktów zdało mi się wtedy już wyjaśnionych. Jak więc widzicie dla mnie to spotkanie było demolujące, delikatnie powiedziawszy. Czy ten ksiądz miał prawo tak postąpić? Nie oceniam go, ale uważam z dużą dozą mojej dobrej woli, że nie zdawał sobie sprawy ani z konsekwencji tolerowania takich jak narodowcy postaci, ani z tego czym jest taka ideologia w „praktyce”, czyli jak to się kończy. A może myślał po prostu, że każdy antykomunista jest dobry? To oczywiście mój wariant optymistyczny, bo o pesymistycznym nie mam siły pisać.
Czy nauczanie Kościoła może akceptować narodowy radykalizm? Moim zdaniem nie. Pora przeciąć ten wrzód, może będzie trochę paskudnej ropy, ale po takim zabiegu zapewne wszyscy poczują się lepiej, bo pozostawianie pola skrajnym narodowcom, których poglądy są bardzo bliskie nazistowskim, w Polsce, która tyle wycierpiała podczas II wojny światowej, hańbi pamięć każdej z ofiar tej zbrodniczej okupacji!
Mam nadzieję, że oświadczenie Kurii Białostockiej będzie pierwszym krokiem do wyrzucenia ONR-u poza nawias wspólnoty katolickiej i chrześcijańskiej.
Inne tematy w dziale Polityka