Dzisiaj mijają czterdzieści cztery lata od wystrzelenia sondy międzyplanetarnej „Pionier” 10. Zdarzenie to miało ogromny wpływ na wręcz geometryczne postępy w badaniu naszego Układu Słonecznego. Śladami Pioniera podążyły następne sondy „Pionier” 11 i „Voyager” 1 i 2, „Galileo”, „Cassini”, „New Horizons”.
Wyniesiona w przestrzeń kosmiczną 03 marca 1972 roku, na pokładzie potężnej rakiety nośnej Atlas Centaur sonda, jeszcze w fazie rozpędzania z użyciem silników rakietowych, osiągnęła prędkość 51628 km/h, i już po jedenastu (!) godzinach przekroczyła orbitę naszego księżyca. Przemierzając przestrzeń obraca się ona ze stałą prędkością 4,8 obrotów/min, a powstające w ten sposób siły żyroskopowe stabilizują jej położenie. Ale to był dopiero początek „wielkiego przyśpieszania”! W następnych fazach lotu wykorzystano efekty przyśpieszania grawitacyjnego, z wykorzystaniem pól grawitacyjnych (Gravity Assist). Kiedy sonda mijała Jowisza, jej prędkość wynosiła już 132000 km/h! W ten sposób „Pionier”10, jako pierwszy osiągnął tzw. trzecią prędkość kosmiczną umożliwiającą mu opuszczenie naszego Układu Słonecznego. Zadaniem sondy były pomiary różnorodnych parametrów fizycznych przestrzeni naszego układu, ale z pewnością największe wrażenie wywarły fotografie przesłane na Ziemię. Portrety układu Jowisza wykonane w grudniu 1973 roku były przełomem w badaniu kosmosu. Kolejne sondy wyposażano w coraz lepsze kamery i systemy transmisji. Zdjęcia z „Voyagerów” zapierały już dech w piersiach, pokazując piękno naszego układu w pełnej krasie. Na pokładzie zainstalowano radioizotopowe źródła energii elektrycznej, to rozwiązanie okazało się bardzo udanym, i podobne ogniwa plutonowe zasilają kolejne sondy wystrzeliwane w głęboki kosmos. Pomiary pól podczas zbliżenia z Jowiszem zaskoczyły badaczy, ich natężenie było na tyle duże, że następne sondy otrzymały instrumenty badawcze o znacznie większym zakresie pomiarowym, oraz dodatkowe ekrany chroniące aparaturę. NASA oczekiwała, że "Pionier" będzie pracować przez 7 lat, ale sonda działała przez ponad 30 lat! Być może niektóre jej podzespoły pracują nadal, ale moc wysyłanego sygnału jest już za słaba abyśmy potrafili go odebrać.
Obecnie sonda znajduje się w odległości ponad 14 godzin świetlnych i zmierza w stronę oddalonego o ok. 4 lata świetlne czerwonego karła Proxima Centauri, którego okolice ma szanse osiągnąć za 26118 lat (ponieważ Proxima zbliża się do naszego Słońca, spotkanie nastąpi w odległości nie ponad 4 ale 3,11 lat świetlnych od Ziemi ). Na ewentualność spotkania z obcą cywilizacją niesie ona pozłacaną plakietkę z wygrawerowanym wizerunkiem kobiety i mężczyzny, oraz współrzędnymi Układu Słonecznego. Plakietkę zaprojektowali dr Carl Sagan i dr Frank Drake a narysowała Linda Salzman Sagan. Miejmy nadzieję, że ten kontrowersyjny pomysł nie zostanie odczytany przez obcych, jako smakowite menu i zaproszenie na ucztę (patrz post scriptum!).
Mimo wszystko dobrej podróży kochany „Pionierze”!
Powstanie teorii przyśpieszania grawitacyjnego jest dość ciekawą historią. Rozważając możliwości wynikające z tak zwanej asysty grawitacyjnej, zastosowanej przez przez Rosjan z Instytutu im Striełkowa w Moskwie w misji Łuna 3 w 1959 roku, student matematyki na UCLA Michael Andrew Minovitch rozwinął, w 1961 roku, swój pomysł wykorzystania pola grawitacyjnego planet do badania głębokiego kosmosu. Udostępniono mu najpotężniejszy wtedy komputer IBM 7090, aby mógł dokonać na nim obliczeń i analiz. W ten sposób powstała metoda Swing-by albo Slingshot, Gravity-Assist, którą Jet Propulsion Laboratory zastosowało do planowania i zrealizowania najambitniejszych wtedy projektów badania Układu Słonecznego. Metoda zastosowana w JPL miała jedną zasadniczą przewagę nad metodami rosyjskimi, była to niesłychana precyzja obliczeń i wykonywanych manewrów. Co więcej, metoda i możliwości technologiczne ludzkości zbiegły się pod koniec lat siedemdziesiątych z rzadkim występującym raz na 176 lat ustawieniem planet. Tego NASA nie mogła przegapić! W ten sposób udało się zrealizować misje, które przyćmiły sukcesy „Pionierów”. Były to wyprawy sond „Voyager”.
PS. Moim skromnym zdaniem, wysyłanie zaproszeń dla obcych nie jest rozsądnym pomysłem!Jeśli tylko ludzkość będzie w stanie technologicznie to osiągnąć, należy sondę dogonić i schować ją do ładowni kosmolotu.
Rozglądnijcie się w koło! Czyż nie macie wrażenia, że coś tu nie pasuje? Przyglądnijcie się, kto nami rządzi i jacy politycy robią kariery na całym świecie? Czasami wydaje mi się, że to są – aż boję się napisać – kosmici. Tak, tak nasza stara kochana Ziemia jest już dawno podbita. Widzieliście zapewne jakiś amerykański film SF z lat pięćdziesiątych, tam to jest dobrze pokazane. Niby nic się nie dzieje, a elity coraz bardziej przerażające. Podglądanie ich w chwilach wolnych, kiedy nie muszą nosić ludzkich kostiumów, garniturków itp. jest wręcz, z przyczyn czysto estetycznych, nie do zniesienia…
A co to ma wspólnego z sondą? Ma i to wiele. Skoro tak łatwo udało się podbić Ziemię to, po jaką cholerę powiadamiać o jej istnieniu innych?
Jeszcze przylecą jacyś prawi i Ziemię ludzkości oddać będą chcieli! Trzeba się będzie bić, albo podzielić Ziemią. Co to, to nie!
Lepiej dogonić sondę i po cichu ją schować w najciemniejszym kącie ładowni mojego latającego spodka. Sami rozumiecie, problem z głowy! Ziemia pozostanie w naszych mackach i odnóżach. Naszych napisałem? Upss! Chyba się wygadałem… Lepiej kończę, bo faceci w czerni kręcą się pod oknem…
Wsiadam i najlepiej od razu lecę po „Pioniera”, schowam go do garażu. Zadzwonię jeszcze do Anieli, niech się nie martwi i nie czeka z obiadem, wrócę późno – ale nikt nie przyleci Ziemi na odsiecz… Uchaaachaaaa - buchachachaaaa!!!
Pozdrawiam i pa pa!
Inne tematy w dziale Rozmaitości