Niemieckie media i politycy są na skraju załamania nerwowego, a może już je przeżyli? To bardzo niebezpieczna sytuacja, bo stan taki nie pozwala na wyciąganie prawidłowych wniosków z bodźców dopływających z zewnątrz. Z pewnością bezpowrotnie stracili sympatię reszty Europy. To dramat dla Niemiec. Lata pracy pokoleń polityków poszły na marne.
Myślę, że kolejnym przykładem takiego stanu rzeczy jest wystąpienie Ministra Spraw Wewnętrznych Niemiec, Thomasa de Maiziere w Bundestagu. Minister w swoim przemówieniu grozi europejskim krajom, które nie zdecydują się poprzeć imigracyjnej polityki Niemiec przeciwdziałaniami.
Minister nie precyzuje, jakie to kontrdziałania ma na myśli, ale brzmi to groźnie i świadczy o całkowitym zagubieniu elit niemieckich. Rozumiem, że Minister może być przemęczony – ale z jakiego powodu stawia na szali pracę pokoleń niemieckich polityków nad poprawą wizerunku Niemiec?
Na szczęście, komentarze czytelników „Die Welt” dają nadzieję, że przeciętny Niemiec myśli rozsądnie i wstydzi się swojego ministra. A Helmut Schmidt uważał go za prawdziwego Europejczyka. Szkoda…
Język części niemieckich polityków wobec Europy i własnej opozycji, staje się coraz bardziej oderwany od rzeczywistości. Jak powiedział jeden z niemieckich satyryków - w bluzganiu na przeciwników, niektórzy politycy zdają się ścigać z raperem „Bushido” - znanym z niewyszukanego języka.
Tylko, do czego to doprowadzi?
I wcale nie cieszy mnie sytuacja, gdy notowania CDU i SPD lecą na łeb i szyję.
Tylko to, że działa w afekcie, po przeczytyniu tych notowań, usprawiedliwia histerię ministra.
Pod tym linkiem możecie posłuchać ministra: http://www.welt.de/politik/deutschland/article152421034/De-Maiziere-droht-EU-Staaten-mit-Gegenreaktion.html
Inne tematy w dziale Polityka