Jako dwunastoletni chłopak jeździłem prawie każdą sobotę i niedzielę pociągiem na trasie do Wrocławia. Były to czasy, kiedy podróżujący ludzie już po kilku minutach wspólnej jazdy przyjacielsko dyskutowali na najróżniejsze tematy, a przedziały wagonów pełniły rolę greckiej agory.
Można było się dowiedzieć, co i jak ugotować, z kim się zadaje znana piosenkarka, na jakie choroby cierpi współtowarzysz podróży, co nowego w polityce i wysłuchać wiele innych mrożących krew w żyłach opowieści. Nocą zaś przytulną i intymną atmosferę potęgowały snopy iskier z komina lokomotywy widoczne za oknem przedziału. Tak - ludzie rozmawiali ze sobą zupełnie inaczej niż dziś...
Samotnie podróżujące dziecko zawsze wzbudzało zainteresowanie - dokąd, dlaczego, o jaki biedny bez mamy i taty w taką długą podróż… Często zagadywany byłem przez posiadających nienaganne maniery ludzi, przeważnie w podeszłym wieku, o śpiewnym wschodnim akcencie. Najczęściej byli to pracownicy naukowi wrocławskich uczelni. Chętnie podejmowałem z nimi rozmowę, była to okazja do naprawdę wartościowych, głębokich dyskusji, czasem wysłuchania opowieści z nieistniejącego już świata polskich kresów. Przedział zamieniał się wtedy w fascynującą salę wykładową, a ja mogłem rozmawiać o zakazanej historii, dowiedzieć się o wydarzeniach na Wołyniu, o galaktykach i akceleratorach, teorii grawitacji i komputerach Odra.
Kiedyś starszy pan i jego żona przyglądali mi się bacznie, akurat czytałem książkę „Na początku był wodór” Hoimara von Ditfurtha. Starszy pan zapytał się czy wierzę w to, że na początku była tylko materia. Nie byłem wychowywany religijnie, o Bogu i kościele prawie nic nie wiedziałem. Rozmowa toczyła się do samego Wrocławia, ja przekonywałem, że żaden Bóg nie jest potrzebny, aby objaśnić świat, a on z łagodnym uśmiechem zadawał kolejne pytania. Gdy za oknami pojawiły się przedmieścia Wrocławia, dyskusja trwała w najlepsze, niestety trzeba było przygotować się do wysiadania. Starsi państwo podziękowali za miłe towarzystwo, a starszy pan powiedział: młody człowieku ty posiadasz już taką wiedzę, że jestem pewny, iż zaprowadzi cię ona do Boga.
O czym On mówi pomyślałem, ja i wiara w Boga? Ale nie chcąc go urazić, uśmiechnąłem się i szepnąłem - kto wie cuda się zdarzają.
Kiedy składałem przysięgę doktorską, przypomniała mi się tamta rozmowa i ten stary profesor z jego małżonką. Przypomniało mi się to ciepło i optymizm, którym emanowali, kultura dyskusji i ich silna wiara.
Dziś, gdy w zimowe mroźne noce marznę przy moim ultranowoczesnym teleskopie, wpatrując się w gwiazdy, odmawiam w myślach modlitwę za tamten dar spotkania, za to starsze małżeństwo. Choć poszedłem inną drogą naukową, astronomia pozostała moją pasją i jedną z wielu dróg poznania dzieł Boga. Zawsze też w Polsce miałem szczęście i zaszczyt, być pod opieką starych polskich „kresowych” profesorów, ludzi skromnych, niezwykłej kultury osobistej i głębokiej wiary.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo