Pierwsze powojenne wydanie „Mein Kampf” zniknęło z półek niemieckich księgarni w ciągu kilku godzin sprzedaży. Księgarze przyznają, że nie spodziewali się takiego szturmu czytelników, nakład 4000 egzemplarzy nie wystarczył. Tylko pierwszego dnia zebrano 15000 zamówień na książkę.Wydanie zostało opatrzone naukowym komentarzem krytycznym i liczy prawie dwa tysiące stron, kosztuje 59 Euro.
Wydanie do tej pory blokowała Bawaria, która przez siedemdziesiąt lat posiadała prawa autorskie do tej książki. Bawaria próbowała nie dopuścić do jej wydania, ale sąd odmówił staraniom landu podstaw prawnych. W ten sposób wydanie książki będącej świętą księgą niemieckiego nazizmu było ponownie możliwe.
Naukowcy przekonują, że ich komentarz całkowicie rozbroił świat nazistowskiej ideologii.
Jako członek międzynarodowych organizacji chroniących dziedzictwo kulturowe, muszę wyrazić mój głęboki sprzeciw wobec tego niewyobrażalnego faktu. Książka została wydana ponownie w kraju, który wykorzystał zawarte w niej idee do przemysłowego uśmiercania 6 milionów Żydów i wielu milionów Rosjan i Polaków (cytuję za Helmutem Schmidtem). Druga wojna rozpętana pod przywództwem jej autora przyniosła ponad 50 milionów ofiar, niezgłębione morze cierpienia i zagładę kultury żydowskiej w Europie. Podzieliła na wiele lat Europę żelazną kurtyną przynosząc po jej wschodniej stronie dodatkowe cierpienia i śmierć tym, którzy walczyli bohatersko z niemieckim barbarzyństwem.
Skutki tej wojny są do dzisiaj odczuwane, w postaci zapóźnienia gospodarczego Europy Wschodniej, braku szerokich elit intelektualnych. Tłumaczenie ponownego wydania, potrzebą dyskusji naukowej nad tą książką jest zwykłym bredzeniem naukowców, którzy albo służą złej idei albo stracili poczucie rzeczywistości. Panowie, nie ma o czym dyskutować, nie ma i już. Takie wytwory ludzkiego umysłu nie zasługują na otwartą dyskusję. Naukowcy, którzy się tą problematyką zajmują mają wystarczający dostęp do źródeł. Nie potrzeba im też niczego objaśniać.
Co więcej, wiadomo, że analiza tej książki nie wiele wyjaśnia z fenomenu nazimu. O wiele więcej wyjaśniają badania prowadzone, przede wszystkim w Ameryce, nad ezoterycznymi źródłami nazizmu. W badaniach tych nazim ujęty jest, jako rodzaj okultystycznego wtajemniczenia, jako antyreligijny i antykulturowy ryt. Upraszczając, neopogańska religia negująca naszą cywilizację. Tylko, że ta diagnoza nie odpowiada tym, którzy obecnie propagują te same ryty w nadziei na wypchnięcie religii Żydów i Chrześcijan z europejskiej rzeczywistości.
Wydanie tej książki powinno spotkać się z powszechnym potępieniem. Jej naukowa oprawa ma służyć wyłącznie, jako listek figowy dla coraz to szerszej relatywizacji ogromu zbrodni popełnionych przez nazistów. Niestety książka stanowiła niegdyś natchnienie dla ogromnej większości społeczeństwa niemieckiego, i żadne naukowe tłumaczenie tego fenomenu niczego nie wyjaśnia. Bredzenia kilku profesorów, że w poprzez naukowy komentarz pozbawiono książkę jej siły oddziaływania jest bełkotem.
Przekonany nazista tylko będzie się śmiał z ich popisów erystycznych. Wydanie to godzi też w pamięć o ofiarach barbarzyńców nią inspirowanych. Wypuściliście już oficjalnie Dżina z Lampy, i nie macie pojęcia, że tym wydaniem legitymizujecie to, co stało się w przeszłości. Ta książka nie zasługuje na szeroką dyskusję o niej!
Panowie naukowcy! Pojedźcie sobie do paru miejsc w Niemczech i Europie, a zobaczycie setki tysięcy wyznawców nowej neopogańskiej ideologii, identycznej z rytami uprawianymi i propagowanymi przez nazistów. Te same „demony” krążą nad uczestnikami tych zgromadzeń, ta sama pogarda dla naszej cywilizacji, ta sama tęsknota za ludami Atlantydy, mocami i nadludźmi. Ruszcie się ze swoich gabinetów, to zobaczycie prawdziwe odrodzenie nazimu, którego pokonanie tak beztrosko odtrąbiliście w swoich śmiechu wartych przypiskach do „diabelskiej” księgi.
Jeśli myślicie, że pokonaliście przeszłość, krytyką naukową takiego dzieła jak „Mein Kampf”, to jesteście w wielkim błędzie, jesteście arogantami niemającymi pojęcia, z czym igracie. Za tą księgą jest ocean krwi, przekleństwo i cierpienie. Z tym się, drodzy mądrale, nie igra.
ps. W miarę rozwijającej się dyskusji pytano mnie z jakiego powodu jestem przeciw. Uzupełniam to wstawiając tu odpowiedź udzieloną blogerce ODA.
Ilość egzemplarzy archiwalnych wystarcza do prowadzenia badań naukowych jeśli ktoś chce.
Jeśli Pani nie rozumie dla czego to może nie chodziła Pani do niemieckiej szkoły? Tam temat zbrodni popełnionych przez Niemców jest dobrze omawiany. Mało cierpień stoi za tą książką?
Są i zakazane filmy. Ostatnio światli postępowcy proponują, aby te filmy ponownie były dostępne.
Przeprowadzono kilka prostych eksperymentów. Wybrano grupę studentów i pokazano im te filmy. Efekt był zaskakujący - zdecydowana większość odpowiadała, że po ich obejrzeniu miała problem z wyparciem złych emocji w stosunku do Żydów (film Jud Süß) lub Polaków (Heimkher). Byli sami zdziwieni faktem, że te obrazy "siedzą w ich głowach", i to pomimo posiadanej wiedzy o zbrodniach.
„Mein Kampf” to więcej niż źródło - to symbol podobnie jak swastyka, choć nie graficzny ale semantyczny. Ale swastyki nie odważy się Pani używać w Niemczech. A może chce Pani, aby i ona nie była u nas zakazana?
Wszak musimy zamazywać ją nawet na pudełkach plastikowych modeli niemieckich samolotów produkowanych w Anglii. Zakaz swastyki ma jednak w Niemczech głęboki sens. Podobnie powinno być z książką. Dostępna w archiwach, ale nie wznawiana, nawet pod pretekstem naukowej rozprawy z jej treścią.
Dodam, że w przypadku symboliki ważne jest znaczenie jakie nadajemy symbolowi. Z tego powodu w Polsce, na przykład, swastyka nie jest zabroniona i występuje w symbolice ludowej na Podhalu. Każdy kto zna Murowaniec na Hali Gąsienicowej wie, że pozostawiono tam tradycyjne poręcze z kutego metalu ze swastykami. Podobnie swastyki zdobią kamień pamiątkowy w miejscu śmierci wybitnego polskiego kompozytora Karłowicza. Ale Polacy z tą podhalańską swastyką na sztandarach nikogo nie mordowali!
Inne tematy w dziale Polityka