We współczesnej jaskini Platona. O intelektualnym snobizmie słów kilka.
Pierwsi filozofowie obserwując przyrodę, stwierdzali jej bezustanny ruch, ciągłą przemianę, której przyczyny różnie interpretowali. Grecy nie mieli, jednak ochoty na zaplanowanie prostych eksperymentów z zakresu ruchu ciał i zjawisk, o których mówili. Eksperymenty zaś myślowe, które proponowali, np. dowód Zenona przeciw istnieniu ruchu, były co najmniej kontrowersyjnymi.
Jednak podstawowa wiedza z tego zakresu musiała już wtedy być znaną, wszak rozróżne machiny miotające siały spustoszenie na polach bitewnych, lecz intelektualny snobizm nie pozwalał Grekom na zajmowanie się tak przyziemnymi zagadnieniami jak ruch kamienia wyrzuconego z balisty czy katapulty. Wiedza ta była w umysłach wyrobników wojskowych, lecz przez elity była pogardzaną. To swoiste rozminięcie się mędrców z praktykami stosującymi prawa fizyki do skutecznego zabijania, acz bez umiejętności ich zadowalającego opisu, było dla rozwoju filozofii bardzo brzemienne w skutki, na wiele stuleci.
Brzemię to, czyli bezwzględna nadrzędność doktryny nad doświadczeniem spowodowało, że filozofia chętnie wprzęgana była do uzasadniania treści teologiczno-doktrynalnych, których podważanie pachniało w średniowiecznej Europie nazbyt wyraźnie swądem stosu i skutecznie odstręczało potencjalnych śmiałków.
Galileusz wprawdzie poddany „presji” ze strony obrońców doktryny odwołał swoje dociekania, jednak podwaliny pod nowoczesny opis matematyczny praw przyrody zostały położone, a słynne „e pur si mouve” przez długi jeszcze czas pozostawały symbolem schizofrenii w interpretacji Świata. Jednak lody zostały przełamane...
Kto wie jak potoczyłyby się losy nauki, gdyby reformacja ogarniająca całą Europę została zdławiona. Niemal wiek przed procesem Galileusza, Henryk VIII król Anglii wypowiada posłuszeństwo Rzymowi, podatny grunt znajdą wtedy idee przywiezione z Niemiec i Francji, wykiełkują one i obrodzą w Anglii o wiele obficiej, niż na kontynencie ogarniętym kontreformacyjnym zamętem. Obficiej, bo nie doprowadzą do skrajności charakteryzujących postawy ówczesnych myślicieli na kontynencie. Cechą charakterystyczną anglikańskiego pojmowania była bowiem dążność do teologicznej refleksji nad pięknem realnego Świata, chęć uzupełniania obrazu i wiedzy o stworzeniu, zachwyt nad wszechmocą Stwórcy i cudownością jego dzieła. To właśnie w Anglii, mógł spokojnie prowadzić badania Izaak Newton, którego „Principia” spowodowały przewrót w nauce. Bodaj najbardziej doniosłym w tym nowym obrazie była harmonia i przewidywalność przyrody, wierzono, że poznano wreszcie język, którym Ona przemawia, i któremu jest posłuszna.
„Naturę i jej prawa ciemność skrywała.
Rzekł Bóg: niech będzie Newton! I jasność się stała.”
Te słowa Aleksandra Pope’a z projektu epitafium Izaaka Newtonea (rok 1727) najlepiej charakteryzują „odurzenie” umysłów nową nauką. Oświecenie pokonując opór kościoła, spowodowało dość powszechną wiarę w potęgę fizycznego opisu świata, swoje apogeum pogląd ten osiągnął pod koniec XIX wieku. Znaną jest historia Maxa Plancka, który, gdy rozpoczynał studia na Uniwersytecie Monachijskim w 1875 roku, był przez profesora Philipa Jolly namawiany do zmiany kierunku studiów, bowiem jak twierdził - w fizyce nie pozostało już nic do zrobienia. W podobnym duchu wypowiadał się na Uniwersytecie Chicagowskim Albert Michelson - wydaje się prawdopodobne, że fundamentalne zasady fizyki zostały już ustalone i że dalszego postępu można dokonać tylko rygorystycznie stosując te zasady do wszelkich interesujących nas zjawisk.
Wprawdzie pierwsze kłopoty z opisem zjawisk elektromagnetycznych pojawiły się już w połowie XIX w. lecz dopiero odkrycie dokonane przez Wilhelma Röntgena w 1895 roku, oraz o rok późniejsze, odkrycie promieniotwórczości naturalnej Henri Becquerela, położyły kres niepodzielnemu panowaniu fizyki Newtona.
Nastąpiły dalsze odkrycia, które wykazywały, że fizyka Newtona opisuje znacznie mniejszy wycinek rzeczywistości niż się to na początku XX w. wydawało, prace Alberta Einsteina nad szczególną teorią względności, prowadziły wraz z jej przyjęciem przez świat nauki do rewizji podstawowych pojęć takich jak czas, przestrzeń czy przyczyna. Teoria Einsteina była jednak w miarę osadzona w tradycji rozumowania i eksperymentowania myślowego, odrzucała demona Laplace’a, ale jako — do przyjęcia — pozostawiała jeszcze bliżej nieokreślonego „najwyższego matematyka” będącego w posiadaniu formuły Wszechświata.
Powstająca wtedy mechanika kwantowa zdawała się, co najmniej mocno nadwerężać to ostatnie mniemanie. Próby usunięcia powstających sprzeczności nie dawały rezultatów, teoria Schrödingera o przejściu od cząstek do fal materii, przez pewien czas zdająca się kłaść kres mechanice kwantowej i na powrót scalająca fizykę, została obalona przez Wernera Heisenberga już w 1927 roku. Sam Einstein do końca nie pogodził się z nowym ujęciem, w którym ogromną rolę odgrywała zasada nieoznaczoności. Przyjrzyjmy się jej bliżej.
Wspomniałem już o kłopotach na jakie natrafiono starając się opisać zjawiska elektromagnetyczne z punktu widzenia mechaniki newtonowskiej, owym „cassus beli” była tu dualistyczna natura światła, które nie zawsze w eksperymentach zachowywało się jak fala. Korpuskularno falowe ujęcie usunęło wątpliwości fizyków ale na krótko, pojawiły się nowe kłopoty w interpretacji doświadczeń i scaleniu teorii. Korpuskularno falowa teoria przypisuje cząstce zarówno pęd jak i długość fali, przyczym obie te wartości są w relacji określonej stałą Plancka. Ponieważ doświadczalnie potwierdzono możliwość interferencji pojedynczego elektronu, pojawiło się pytanie; jak to możliwe by nierozdzielony elektron interferował sam ze sobą? Co zaś dla zdrowego rozsądku wydaje się nieprawdopodobne, to to, że wszystko wskazuje na interferencję prawdopodobieństw!
Czy zatem możemy przewidzieć położenie i pęd elektronu jednocześnie? Odpowiedzi na to pytanie dostarcza właśnie zasada nieoznaczoności Heisenberga, a odpowiedź brzmi : nie.
Oczywiście z tej zasady powstają dalsze: nieoznaczoność czasu i energii.
Konsekwencje tej zasady były dla Einsteina nie do przyjęcia, rzekł mawiać „Pan Bóg nie gra w kości” i do końca życia poszukiwał zresztą bez powodzenia uniwersalnej teorii mogącej ujednolicić fizykę rozdartą wewnętrznie.
Sam Heisenberg podczas pracy nad teorią doświadczał wielu wątpliwości - Była już prawie trzecia w nocy, gdy miałem przed sobą końcowy wynik rachunków. [...] W pierwszej chwili byłem do głębi przerażony. Miałem uczucie, że patrzę poprzez powierzchnię zjawisk atomowych na leżące głębiej pod nią podłoże o zadziwiającej wewnętrznej urodzie, i dostałem niemal zawrotu głowy na myśl, że mam teraz prześledzić pełnię struktur matematycznych, które przyroda rozłożyła tutaj przede mną. Heisenberg wkroczył w świat w którym nie obowiązywała żadna z powszechnie przyjętych zasad determinizmu, względność czasu odkryta przez Einsteina została wzbogacona o nieoznaczoność, która zrywała z klasycznym determinizmem i ontologią. Fizycy musieli sobie poradzić z filozoficzną interpretacją tego stanu rzeczy.
W filozofii zaś poskantowskiej, można z pewnym uogólnieniem przyjąć, że istniał czas czystej spekulacji, która ku pogardzie naukowców nie uwzględniała najnowszych odkryć naukowych. Pogłębiało to tylko przepaść dzielącą fizyków i filozofów. Nie pomogły próby zasypania jej przez interpretację filozofii Bergsona czy Whiteheade’a.
Chyba każdy z fizyków zmuszony był do zastanowienia się nad ogólnymi konsekwencjami swoich odkryć, stąd pytania o prawdę, pierwszą przyczynę, cel.... Poglądy filozoficzne kształtowane były przez bardzo immamentne przeżycia związane z pracą nad teorią i eksperymentem fizycznym, warto przy tym pamiętać, że w nowoczesnym ujęciu to teoria decyduje co właściwie jest obserwowanym. Ta wyraźna przewaga pierwiastka idealistyczno-racjonalnego nad empirycznym wywarła ogromne piętno na poglądach wielu fizyków. Znakomicie oddaje istotę rzeczy rozmowa przeprowadzona przez Einsteina i Heisenberga w 1926 roku, w niej to Heisenberg chyba pierwszy raz, wyłożył swoje poglądy filozoficzne - Wierzę tak jak i pan, że nie chodzi tylko o ekonomię myślenia. Gdy przyroda prowadzi nas do form matematycznych o wielkiej prostocie i wielkim pięknie - przez te formy rozumiem tu: zamknięte układy podstawowych założeń, aksjomatów i tym podobne - do form, których jeszcze nikt nie wymyślił, to nie można się wtedy powstrzymać od przekonania, że są one „prawdziwe” że przedstawiają prawdziwą cechę przyrody.
Oczywiście tak przedstawione poglądy są jedynie opisem głębokiego przekonania autora wyniesionego z tysięcy godzin poświęconych na dociekania naukowe, podobnie traktowali filozofowanie inni współcześni mu fizycy: Niels Bohr, Feliks Bloch, Friedrich Hund czy Edward Teller. Grupa ta związana z ośrodkiem w Lipsku nie traktowała poważnie filozofowania, spiritus movens filozofowania o fizyce okazał się Carl Friedrich von Weizsäcker, który mając lat osiemnaście dołączył do wspomnianej grupy.
Początkowo dyskutowano o ogólnych zagadnieniach filozofii, poruszano też sprawę referencyjności języka nauki. Trzeba przyznać że najtęższe umysły były do tego nastawione sceptycznie, dominowała raczej intuicja badacza jako czynnik ważniejszy od precyzyjnego języka. W sposób bardzo dosadny argumentował takie stanowisko Niels Bohr - Ze zmywaniem naczyń jest przecież tak samo jak z Językiem. Mamy brudną wodę do płukania i brudne ścierki, a w końcu udaje się umyć talerze i kubki. Podobnie w języku mamy niejasne pojęcia i logikę o zakresie stosowalności ograniczonym w niejasny sposób, a mimo to udaje się wprowadzić jasność w nasze rozumienie przyrody. Oczywiście było to stanowisko starych wyjadaczy praktyków. Weizsäcker jako umysł odczuwający szczególny pociąg do filozofowania (tak przynajmniej przedstawia go Heisenberg) postanowił otwarcie odwołać się do tradycji, a dokładnie do Platona.
Sam Weizsäcker we swych odczytach często wspomina, że po rozczarowaniach i niepowodzeniach z pełnym zrozumieniem filozofów tworzących w nowożytnej Europie, sięgnął do Arystotelesa oraz Platona, i jakie było jego zaskoczenie, gdy nie musiał szukać dalszych wyjaśnień ich doktryny, bo wydała mu się czysta i klarowna.
Szczególnie zainspirowało go ujęcie problemu poznania wyjaśnione przez Platona w słynnej przypowieści o jaskini. Nie można tutaj Weizsäckerowi odmówić racji, wszak sytuacja fizyka badającego strukturę materii przypomina do złudzenia położenie „jaskiniowego kajdaniarza” nie mogącego spojrzeć wprost w światło prawdy i zdanego wyłącznie na kontemplację cieni na skalnej ścianie, którą w przypadku naszego nowoczesnego „niewolnika” stanowią aparaty pomiarowe. Fascynującą wydała się też dla Carla Friedricha symetria, którą, idąc za materialistami, zakładał Platon a mówił o niej opisując budowę czy strukturę ziemi, ognia czy wody. Ziemia miała się na przykład składać z małych sześcianów, co dla Weizsäckerara aż nadto kojarzy się z opisem geometrycznym, który daje możliwość opisu matematycznego a wreszcie ujęcia w postaci liczby.
Jeżeli przyjąć za prawdziwą teorię rozwoju nauki sformułowaną przez Thomasa Kuhna, to właściwie możemy powiedzieć iż Weizsäcker swój szczytowy okres aktywności twórczej w fizyce przeżył w czasie tuż po rewolucji naukowej, co tłumaczy chęć doprowadzenia do ujednolicenia obrazu Świata poważnie rozdartego odkryciami w których uczestniczył.
Nie bez znaczenia była też zapewne głęboka wiara Carla Friedricha, który twierdzi iż istotą filozofii jest i tak to rozumieli Grecy, teologia sceptyczna (od Theos-Logos /rozumna mowa/) a jej treścią jest Theos-Bóg, fundament wszystkiego, bez Którego nic nie da się pojąć.
Myślę, że nie będzie błędem określenie filozofowania o fizyce tak traktującego istotę i treść filozofii, jako poszukiwania sensu, celu istnienia, poprzez dyskretną refleksję teologicznej niemal natury. Można zatem powiedzieć, że jest to filozofia optymistyczna nadająca istnieniu cel, odkrywająca dyskretny plan ukryty za strukturami fizycznych symetrii. Widać tu wyraźny wpływ Wernera Heisenberga, który ujmował badanie przyrody niczym grecki dramat rozgrywający się w relacji człowiek ¬® przyroda.
Sam Weizsäcker tak wyjaśnia najgłębszą strukturę materii - Musimy dziś przyjmować pewnego rodzaju atomizm. Od czasów Plancka wiadomo, iż istnieją wielkości dyskretne, już dalej niepodzielne. Na tym założeniu opiera się cała mechanika kwantowa. Czym zatem są atomy? Co jest najmniejszym i dalej już niepodzielnym? Według mnie nie są to porcje czegoś istniejącego w przestrzeni, lecz są to najmniejsze porcje informacji, byty najmniejsze informacyjnie. Aż kusi w tym miejscu odwołać się do Platona, przypominając słynny trójkąt: anamnesis-doświadczenie-meteheksis, czyli relacje pomiędzy absolutem, „ja” i bytem.
Czy więc Absulut oświetla idee matematyczne /struktury/, a cienie tych struktur to to co badamy, niczym ogień oświetlający posągi i ludzi je przenoszących przed jaskinią z przypowieści Platona?
Czy więc możemy założyć, że ten schemat sprawdza się w przypadku odkryć fizyki cząstek elementarnych? Jak wytłumaczyć, odkrycia teoretyków dokonane tylko przez analizę struktur matematycznych, a potwierdzone doświadczalnie o wiele później? Czy matematyka jest nauką „o ideach”?
Pytania tego typu można by mnożyć. Jednak trzeba przyznać, że analiza przypowieści o jaskini może budzić wiele skojarzeń z sytuacją fizyka w laboratorium i w zaciszu domowym uwikłanego w dramat poznania symetrii będących strukturą Wszechświata.
Według opinii Witeheada, cała historia filozofii europejskiej jest jedynie dopisywaniem do Platona. Jednak aż kusi, aby tu złośliwie zarzucić Platonowi iście „pytyjskie” odpowiedzi na podstawowe pytania, które można interpretować podobnie jak rozanieloni zaszczytem pouczenia pielgrzymi w starożytnych Delfach.
Drugi zarzut można sformułować odnośnie samej interpretacji Weizsäckera, bowiem odczuwam tu podświadomie próbę „ontologizacji modelu matematycznego”.
Pojawia się pytanie na ile referencyjny jest filozoficzny obraz fizyki, czy rzeczywiście zgodnie z poglądami Heisenberga, dobry filozof musi mieć przygotowanie z zakresu nauk ścisłych.
Oczywiście mamy też próby innych interpretacji odkryć fizycznych, niektóre przybierają wręcz wymiar „szamanizmu fizyczno-filozoficznego” czego dobrym przykładem może być praca Johna Taylora „Czarne dziury koniec Wszechświata?”. Na tym tle poetycka niemal filozofia Weizsäckera, czy rozważania Heisenberga, Prigogine’a, Stengers czy Weinberga stanowią prawdziwą ucztę intelektualną.
Myślę, że dobrym podsumowaniem całego problemu są słowa Nielsa Bohra, które przytoczył Werner Heiseberg - Sądzę, że rozwój fiyki atomowej nauczył nas tego, że musimy myśleć subtelniej niż dotychczas.
Na pewno świat fizyki to Swiat wielkich symetrii, matematycznych struktur pięknych w swej prostocie, zmuszających każdego kto się z nimi zetknął do zastanowienia się nad tym jak powstały. Jednak nadal pozostajemy wobec tego pytania wyłącznie jako wierzący lub nie. Opis symetrii przyrody niczego jaszcze nie przesądza, za nim czają się struktury, o których możemy powiedzieć iż zostały stworzone, lecz też, że powstały na skutek samoistnej organizacji Wszechświata i stanowią warunek jego istnienia w stabilnej formie.
Wprawdzie tekst ten powstał kilkadziesiąt lat temu, wciąż jest aktualny. Od tego czasu przeżyliśmy wszyscy prawdziwą inwazję wszelkie maści „naukowych” guru, objaśniających w co powinna wierzyć większość nas. Ten współczesny szamanizm fizyczno-biologiczno-filozoficzny ma z nas jednak z założenia uczynić materialistów, i to wydaje się poważnym nadużyciem. Wykreowano bowiem w mediach „herosów” współczesnej fizyki, którzy jednak o realnego świata oddalili się tak bardzo jak leniwi greccy filozofowie wymienieni na początku tego tekstu.
Inne tematy w dziale Technologie