Po wygranych przez PiS wyborach, sięgnąłem po kieliszek dobrego wina i książkę, którą prawie dziesięć lat wcześniej otrzymałem wraz z dedykacją w Warszawie. Słowa wpisu przypomniały mi tamte nastroje i nadzieje. Spomiędzy kartek wypadła jasnokremowa wizytówka z wytłoczonym Orłem w Koronie. Wróciły wspomnienia…
Było to 24 października 2005 roku i mogłem wtedy uczestniczyć w uroczystym obiedzie z okazji wyboru Lecha Kaczyńskiego na Prezydenta Polski.
Patrząc na dedykację przypominam sobie tamte toasty, za którymi stały nadzieje na lepszą Polskę. Kiedy Prezydent Lech Kaczyński zginął w katastrofie swojego samolotu, pierwszą myślą, która mi przyszła do głowy była ta, że już nie spełnią się tamte nadzieje, tamte tęsknoty. Wiadomość ta zastała mnie na niemieckiej autostradzie, kiedy jechałem na spotkanie do odległego o 400 kilometrów od mojego domu miasta.
Pamiętam jak dzwoniłem do mojego szwagra, bo nie byłem pewien czy nie znajdował się właśnie na pokładzie Tupolewa, nie miałem pojęcia ile znajomych mi osób znajdowało się wtedy na jego pokładzie. Zadzwoniłem do żony, która jeszcze o niczym nie wiedziała, słuchała muzyki z płyt, nie miała włączonego radia, był wszak weekend. Prosiłem ją, aby śledziła wiadomości i spróbowała skontaktować się z bratem. Jakieś sto kilometrów dalej odbierałem telefon z wiadomością, że tym razem mój szwagier został w domu. Pamiętam to u czucie ulgi, ale też niepokoju i głębokiego smutku. Pamiętam pierwsze słowa mojego przyjaciela, niemieckiego profesora, który zaprosił mnie do siebie. Pamiętam, że wyciągnął wtedy polską flagę z orłem, kupioną podczas jednego z pobytów w Polsce, powiesił w ogrodzie przed domem i zapalił pod nią znicze. Dopiero wieczorem dowiedziałem się ilu wspaniałych ludzi, znanych mi osobiście, zginęło tamtej soboty. Pamiętam tamte zwątpienie i złość, kiedy słyszałem w słuchawce telefonicznej, że w tej katastrofie już wszystko wyjaśniono. Człowieku ja jestem pilotem - wrzeszczałem wtedy na swojego rozmówcę z Warszawy – a ty mi mówisz, że parę godzin po tej katastrofie już wszystko zostało wyjaśnione?!
Patrzę dziś na zwycięski PiS i chciałbym wierzyć, że tym razem się uda. Uda się naprawić wiele niesprawiedliwości w Polsce, że uda się przywrócić Polakom odebraną im godność, zapewnić im dobrą pracę, przywrócić poczucie odpowiedzialności za Ojczyznę i współrodaków.
Polska polityka zagraniczna powinna być bardzo wstrzemięźliwa. Lepiej porządkować sprawy pilne we wnętrzu kraju. Nie wdawać się w awantury z sąsiadami, choć prowokacje z pewnością się pojawią. Zachowanie asertywności jest jak najbardziej wskazane. Dobrze prezentuje się tu polski Prezydent i jego słowa o zachowaniu suwerenności. To sprawa podstawowa.
Zdaje się, bowiem, że Bruksela wywołała kryzys imigracyjny właśnie w celu przejęcia w swoje ręce jeszcze większej władzy. Sugerują to wypowiedzi niektórych komisarzy, że aby rozwiązać kryzys, nie potrzeba nic więcej, jak tylko scentralizowania zarządzania. Te mrzonki nie mogą być brane na serio.
Przykład Brukseli pokazuje, że im więcej ma ona władzy, tym gorzej dla całej Europy.
Przed rokiem podczas pobytu w Parlamencie Europejskim, prowadząc po wykładach dyskusję z pewnym urzędnikiem, miałem wrażenie, że kompletnie nie liczy się on z faktami. Kiedy mu się przytaczało konkretne dane i przykłady, nie docierały do jego zaczadzonej głowy. Im więcej faktów tym gorzej dla faktów. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie.
Im więcej wlewał w siebie alkoholu, tym bardziej przerażającą wizję Europy prezentował – kiedyś nasza Europa będzie jednomyślna, ale jeszcze potrzeba nad tym popracować, ale za 20 lat nie pozostanie śladu po narodowych państwach, przyczynie wszelkiego egoizmu, będziemy jednym narodem europejskim – przechwalał się, wychylając kolejnego sznapsa. A pan będzie zarządzał krajem nad Wisłą? - zapytałem zaczepnie. Tak mój urząd w Brukseli będzie zarządzał wszystkimi krajami, ale one nie będą długo potrzebne –rozmarzył się. Odstawiłem kieliszek obracając go do góry nóżką i mój wzrok na chwilę skrzyżował się z bladymi matowymi oczami mojego rozmówcy. Dostrzegłem w nich ogromną pustkę i brak jakichkolwiek emocji. Tak wyobrażałem sobie oczy oprawców w sowieckich łagrach– pomyślałem. Odszedłem od stolika.
Gdy słyszę pomruki dobiegające z mediów wiem, że porządkowanie polskich spraw nie będzie dla nowego rządu łatwym zadaniem. Europa prowadziła wobec Polski politykę jak się zdaje „Alternativlos” (bez alternatywy) jak brzmi ulubione zdanie Kanclerz. Tak jakby Platforma Obywatelska, w założeniu europejskich doktrynerów miała rządzić wiecznie. Sądząc po wściekłych komentarzach w telewizji i prasie wydaje się, że dziennikarze zachodni zachowują się jak frustraci, którym ktoś przerwał miły sen.
„Die Zeit” zamieścił ziejącą nienawiścią do PiS-u tyradę dziennikarza „Gazety Wyborczej” Michała Kokota. ZDF w dniu wyborów nie mógł się nadziwić głosem swojego korespondenta w Warszawie, że Polacy – którym powodzi się tak dobrze jak nigdy dotąd – wybrali PiS, podobnie było w ARD. Jarosława Kaczyńskiego dziennikarz ZDF-u nazwał w swoim komentarzu małym człowiekiem. Och jak wielka musiała być frustracja tego besserwissera. Pojawiają się też pogróżki lewackich dziennikarzy w stylu słynnej rosyjskiej kreskówki „Nu Pagadi”, że - Polacy jeszcze tego pożałują.
Ale pojawia się i nowa sytuacja - moim zdaniem to zdaje się już nie chwytać, to już nie działa tak jak kiedyś. Spotkani ludzie wypowiadają się z zazdrością na temat Polski i polskiego wyboru. To nowość. Myślę, że u przyczyn stoi utrata zaufania spowodowana kryzysem imigracyjnym. Przez ostatnie trzy tygodnie codziennie woził mnie pochodzący z Saksonii kierowca. Jego zainteresowanie polityką udzielało się pozostałym pasażerom naszego Mercedesa, a dyskusje trwały podczas przerwy obiadowej i drogi powrotnej i często ostatnie zdania rzucane były jeszcze przed moim domem. Nie uwierzycie, ale wszyscy byli jednego zdania, że mają dość nachalnej propagandy w mediach, a Polska ich zdaniem dobrze wybrała. To nowość w Niemczech.
To wielka szansa na budowę nowych i dobrych relacji pomiędzy Niemcami i Polską.
Polscy politycy powinni uwzględnić fakt, że istnieje spora doza sympatii wśród zwykłych obywateli Niemiec do Polski. Oczywiście pohukiwania propagandzistów i polityków trwać będą dalej - ale to nic, nie należy się dać sprowokować i pozostawić je bez reakcji. W razie nasilania nacisków, należy okazywać jeszcze większą asertywność, tak aby skołatane brukselskie głowy nauczyły się na zasadzie odruchu Pawłowa, że stosowanie przemocy politycznej w przypadku suwerennych państw całkowicie się nie opłaca.
System zdaje się również w Niemczech bezpowrotnie rozsypywać. Tego nie da się już zatrzymać.
Pozostaje sobie życzyć, aby zmiana w Polsce „zakaziła” inne kraje.
Europa, jak chyba nigdy dotąd w swojej historii, potrzebuje powrotu do korzeni i silnej prawicy, posiadającej precyzyjnie nakreśloną wizję społeczną.
Inne tematy w dziale Polityka