Perfekcyjny wybór nagrody za kompletny niewypał – tak na pytanie prowadzącej z nim wywiad dziennikarki - czy Nobel należy się Kanclerz Merkel? - odpowiada czołowy felietonista „Die Welt” Henryk M. Broder. Dodaje przy tym – czemu nie? Obama też dostał, Arafat też, Günter Grass też niewiele sobie na niego zasłużył. Dalej komentując odwoływanie się Merkel do człowieczeństwa drwi – jasne Niemcy mają monopol na człowieczeństwo, szczególnie od końca I wojny światowej, i dość często to z dużym powodzeniem wykorzystywały.Potem dodaje– absolutnie nie ma mowy o człowieczeństwie, to była zimna kalkulacja Merkel, która zdaje się nie porzucać swojego pomysłu. Ale to wszystko zbliża się do granicy zdrady stanu.
Felietonista dziwi się, że w tak krytycznej dla Niemiec sytuacji Kanclerz jest absolutnie nieosiągalna wybierając się w dalekie zagraniczne wojaże. Zarzuca też wyrządzenie niemieckiemu społeczeństwu ogromnych szkód. Dziennikarka pyta się, o jakie szkody chodzi - stawia pani pytanie retoryczne. Jak postawią pani namioty obozu uchodźców pod domem, to pani zrozumie, o jakie szkody chodzi. Wyśmiewa dalej próby ratowania sytuacji rozmowami z dyktatorem Turcji Erdoganem. Problem polega na tym, że czasu nie da się już cofnąć – dodaje.
Te gorzkie słowa, kojarzą mi się z sytuacją, kiedy po traumatycznych przeżyciach zasypiacie a potem budzicie się nad ranem i mówicie sobie - cholera to zdarzyło się naprawdę to nie był sen - a tak bardzo byście chcieli, aby tym razem sobie powiedzieć – ale mi się horror przyśnił.
Z kolei „Deutsche Wirtschafrts Nachrichten” przynoszą dość zaskakujące i niepokojące zarazem wyjaśnienie podstaw niezrozumiałego otwarcia się Niemiec na falę uchodźców. W jednym z wywiadów radiowych Kanclerz Merkel uzasadniła, bowiem konieczność przyjmowania uchodźców nakazem płynącym od samego Pana Boga. Jak wyraziła się Merkel - to zadanie postawił na przed nami sam Pan Bóg („Herrgott“ habe uns „diese Aufgabe auf den Tisch gelegt“). Oczywiście Merkel cytuje tylko słowa kardynała Marxa, ale w jej ustach i tym kontekście brzmią one dość groteskowo. Można wręcz powiedzieć jak trwoga to do Boga. W tym przypadku wydaje się to próbą uzasadniania błędu politycznego, przy pomocy transcendentnych argumentów.
Dziwne uzasadnienie budzi w Niemczech coraz większy niepokój, niepokój podyktowany tym, że Pan Bóg wydaje bezpośrednio polecenia Kanclerz świeckiego kraju, którego konstytucja nie przewiduje w żadnym przypadku rządów teokratycznych. Zastanawia też fakt, w jaki sposób Kanclerz utrzymuje bezpośredni kontakt z Panem Bogiem? Autor zastanawia się czy chodzi o wewnętrzne głosy czy też o praktyki ezoteryczne?
Jedno i drugie nie napawa optymizmem, jak wiadomo praktyki ezoteryczne nigdy nie prowadzą w objęcia boskie, ale w pułapki szatańskie. Tak przynajmniej wyczytałem z „Encyklopedii zagrożeń duchowych” Aleksandra Posackiego. Z tym specjalistą nie mam zamiaru dyskutować, bo ja nie posiadam żadnych kompetencji w tym zakresie. Jeśli zaś te głosy pojawiają się w głowie osoby, na barkach, której spoczywa tak wielka odpowiedzialność, to robi mi się nieswojo i nie mam pojęcia, czy nie mamy w tym przypadku do czynienia z drugim Medjugorie.
Przyznacie, że nie wygląda to najlepiej?
http://www.welt.de/politik/article147257996/Was-Merkel-treibt-grenzt-an-Untreue-im-Amt.html
http://deutsche-wirtschafts-nachrichten.de/2015/10/04/merkel-auf-esoterik-trip-der-herrgott-hat-uns-die-fluechtlinge-geschickt/
Inne tematy w dziale Polityka