Kanclerz Niemiec Olaf Scholz postanowił spróbować swoich talentów w filozofowaniu na tematy przemocy. Jako dobrą okazję ku temu uznał Dni Katolików Niemieckich, na które został zaproszony.
Zjazdy niemieckich katolików są zabawnymi imprezami. Spotkacie tam indywidua znające się na walce o planetę, wszelkiego rodzaju nawiedzonych ezoteryków, gorzej będzie ze spotkaniem kogoś, kto rozumie podstawy chrześcijańskiej wiary.
Bezstresowe wychowanie pokoleń Niemców spowodowało, że każdy uznaje, iż ma prawo do własnego „rozumienia” przekazu Ewangelii. Ja na rozmowy z tym towarzystwem cierpliwości nigdy nie miałem, bo jak w piosence Młynarskiego o inteligencji – ich nie przekonam, a sam zgłupieję.
Jak więc widzicie do dobre towarzystwo dla kogoś, kto reprezentuje niemiecką socjaldemokrację i jej utopijny pacyfizm. Tu „Linke” i SPD rozumieją się bardzo dobrze i jak zwykle najlepiej znają się na teologii katolickiej.
Od początku tego roku, kiedy zaostrzała się sytuacja wokół Ukrainy słyszałem setki tyrad na temat tego jak powinien katolik rozumieć nauczanie Jezusa. Nie zliczę rzuconych w zapale dyskusji argumentów o tym, że Jezus nauczał, aby nadstawić drugi policzek.
Chętni do nadstawiania bynajmniej nie byli członkami żadnej chrześcijańskiej wspólnoty, a najczęściej członkami SPD lub ruchów ekologicznych.
Zadziwiające było to, że ci z bożej łaski znawcy Ewangelii, zawsze mówili o innych mających ten policzek nadstawiać, nigdy o sobie. Tak, więc i Kanclerz postanowił oddać się filozofii i wygłosił mowę a potem w mediach społecznościowych umieścił jego zdaniem odpowiedni do okazji – Dni Katolików – wpis.
Czy przemoc można zwalczać przemocą? – zapytał dramatycznie.
Jako Kanclerz, jakby nie było Niemiec, powinien wiedzieć, że Niemcy pomiędzy 1939 rokiem, a 1945 zostały pokonane tylko dzięki zastosowanej wobec nich przemocy i nie było to bynajmniej kaprysem Aliantów, ale absolutną koniecznością i innego sposobu powstrzymania niemieckiego szaleństwa nie było.
Gdyby nie ta przemoc, dziś na świecie nie byłoby Żydów, Słowian, Romów i wielu innych nacji, którym odmawiano prawa do istnienia. Gdyby nie ta przemoc i ja nie napisałbym tej notki po polsku, ani w żadnym innym języku.
Już raz w na terytorium Niemiec pod wpływem wieści o podobnej inicjatywie dochodzących z Francji, narodziła się idea utopijnego mesjanistycznego pacyfizmu.
Było to podczas wypraw krzyżowych i doprowadziło do utworzenia dziecięcej krucjaty, która w 1212 roku wyruszyła z miasta Kolonia rozpalona kazaniami samozwańczego proroka Mikołaja. Dzieci liczone na około 12 000 dusz, zanim dotarły do Ziemi Świętej zostały wyłapane przez handlarzy, lub zginęły błądząc pośród alpejskich szczytów. Część z tych, co dotarła nad wybrzeże Morza Śródziemnego, nie mogąc znaleźć chętnych na dowiezienie ich statkami do celu, uwierzyła w zapewnienia szaleńców, że kiedy zaufają Bogu i rzucą się w morską kipiel Jezus, niczym jego Ojciec podczas Exodusu, otworzy otchłanie morza i suchą stopą dotrą do celu. Okazało się, że opatrzności nie były te plany miłe i niepotrafiący pływać nieszczęśnicy potopili się w morskiej kipieli.
Nie lepiej powiodło się dzieciom, które wyruszyły z Francji. Tym, które zostały załadowane na statki (7 statków) nie został oszczędzony los niewolników, lub skończyły w orientalnych burdelach. Jak zeznał jeden z ocalałych uczestników, dwa statki zatonęły tuż po wyruszeniu podczas sztormu.
Dla mnie to wystarczający dowód na to, że Pan Bóg nie wspiera tych, co z modlitwą jedynie wyruszają przeciw orężowi, zupełnie bezbronni, tak wobec wrogów jak i cwanych kombinatorów.
Zatem jeśli Kanclerz nadal będzie wygłaszać podobne jak do tej pory mowy, może okazać się, że Europę zatopią nie wody Morza Śródziemnego, a hordy rosyjskich sołdatów, bo Opatrzność, jeśli istnieje, najwyraźniej nie wierzy w pacyfistyczne utopie.
Inne tematy w dziale Polityka