No to, co my z tym pasztetem zrobimy? Ale mamy pasztet. Te zwroty mają wiele znaczeń. W pierwszej kolejności oznaczają kłopoty.
Ale u mnie w szkole zarówno podstawowej jak i technicznej pasztetami chłopcy nazywali wyjątkowo brzydkie kobiety, a dziewczyny brzydkich facetów.
W Niemczech można jeszcze powiedzieć, że ktoś jest obrażonym pasztetem.
Skąd się wzięło powiedzenie łączące kłopoty z wędliną i "strzelanie focha", jak nazywają to zjawisko nowoczesne pisma dla gospodyń domowych?
Zaczęło się od tego, że podobnie jak w polskim mówiono, że coś komuś leży na wątrobie. Oczywiście objawem leżenia na wątrobie jest wyraz twarzy obrażalskiego i jego postawa czyli - uwaga, uwaga - w języku psychologii dla wiejskich głupków tzw. mowa ciała, pokazująca barierę wobec innych ludzi. Założone ręce, zadarta w górę głowa i brak kontaktu wzrokowego z innymi.
Obrażalstwo jest wyrazem osobowości niedojrzałej i w tym sensie tabloidy dla gospodyń domowych mają rację, używając określenia „strzelenie focha”, które bardziej oddaje, co dzieje się w głowie infantylnego obrażalskiego.
W Niemczech posunięto się dalej i wyobrażono sobie, że z gdyby z wątroby obrażalskiego zrobić pasztetową – Leberwurst czyli wątrobiankę – to taka kiełbacha sama w sobie byłaby obciążona wszelkim ciężarami, które leżały na wątrobie „dawcy”. W XIX wieku, zatem pojawiło się powiedzenie obrażona pasztetówa – beleidigte Leberwurst. Niezłe klimaty z braci Grimm, co? Choć dzisiaj tłumaczą ten źródłosłów inaczej, bo obyczajami rzeźnika, który pasztetówę musi dłużej trzymać w kotle, aby ją ugotować…
No i wczoraj się stało!
Stało się coś niesłychanego, jak grzmią niemieckie autorytety wspierane na forach przez armię trolli z Ołgino. Nasz Kanclerz! Nasz wielki Kanclerz został nazwany przez Ambasadora Ukrainy w Niemczech – beleidigte Leberwurst!!! Tuż po tym, jak Kanclerz oznajmił, że po odmowie wizyty dla Prezydenta Steinmeiera, on do Kijowa też nie jedzie.
No to mamy pasztet i wcale nie jestem pewien, czy jutro obrażona niemiecka polityczna piaskownica nie ogłosi, że oficjalnie to my teraz wspieramy kogoś, kogo nikt nie ośmieli się nazwać pasztetem nie ryzykując atomowego uderzenia. Putina to nikt nie nazwie pasztetem – wiadomo, on trzyma rękę na czerwonym guziku.
Ostatnie dni są obfite w pasztetowe afery.
Wypowiedź głowy Kościoła Katolickiego papieża Franciszka to dopiero pasztet, z którym nie wiadomo, co zrobić.
Franciszek powiedział, że „szczekanie NATO pod drzwiami Rosji sprowokowało wojnę na Ukrainie”. Wypowiedź ta to już pasztet nad pasztetami, z którym naprawdę nie wiadomo, co zrobić. Jest tak szokująca, że bardziej szokujące szczegóły tego pasztetu umknęły uwadze dziennikarzy.
A Franciszek przyprawił swoją pasztetówę słowami, że zrozumie teraz eskalację wojny ze strony Rosji, bo jak mu miał powiedzieć Viktor Orban, Rosja zakończy wojnę do 9 maja! No to maszynka do mielenia mięsa z pełnym zrozumieniem papieża przyśpiesza. Łoł! To już jest taki talk show, jakby papież spodnie zdjął i powiedział ile razy może i z kim od wczoraj dzieli łoże… Łoł! Łoł. Zaczynam się bać, aby on Putinowi armat nie poświęcił, aby szybciej tę wojnę zwycięsko skończył.
I co my wierni z tym pasztetem mamy zrobić? Trzasnąć drzwiami Kościoła? No to mamy pasztet nie do przełknięcia.
No i na domiar złego papież też oznajmił, że do Kijowa on się nie wybiera. Wybiera się do Putina.
Ale uwaga, uwaga. Przypomnę Franciszkowi pewną historię boga Aktenona. Pamiętacie? Chciał ten Aktenon poderwać piękną boginię i zamienił się w jelenia. Niestety zapomniał o własnych psach gończych i te psy go dopadły i najzwyczajniej w świecie pożarły.
W Moskwie Franciszek szczekania NATO nie usłyszy, ale jak przekonała się kiedyś pewna Kanclerz, na dworze Putina szczekają inne, całkiem duże pieski. A może nawet większe, jak w słynnym skeczu o sęku. Duży piesek? Wieeelkie bydle…
Więc Putin ma takie wielkie bydle przy sobie stale i Papież po wyprodukowaniu takiego gigantycznego pasztetu może być nim trochę, a nawet bardziej „przearomatyzowany”. I nie chcę nawet myśleć, co się może stać, gdyby piesek Putina wywąchał ten aromat… Tu historie Akteona i Franciszka mogą się połączyć. Franciszek narobił pasztetu, aby przypodobać się Putinowi, ale zapomniał o pieskach Putina na Kremlu.
Inne powiedzenie to narobić bigosu.
To powiedzenie nie posiada odpowiednika w języku niemieckim, ale właśnie bigos pasuje do szoku związanego ujawnieniem dokumentów z kancelarii Helmuta Kohla. Do tego nazwiska pasuje tylko bigos, bo Kohl to po niemiecku kapusta. Więc jak się czyta to, co wyprawiał Kohl przeciw Polsce i krajom bałtyckim, aż się żal robi, że dawne rządy Polski wspierały ideę zjednoczenia Niemiec. W tym kontekście można powiedzieć, że może i dobrze, że Premier Mazowiecki nie znał tego bigosu? W końcu Polska zawitała do NATO-wskiej przystani i do Unii Europejskiej. Ale mając tę wiedzę nie wyobrażam sobie jak polsko-niemieckie relacje będą mogły opierać się na zaufaniu.
Dziwne czasy nastały, bo mamy i pasztet i bigos w polityce i kto to wszystko będzie teraz musiał zjeść?
No to trzeba nawarzyć piwa.
Piwa, co by popić te potrawy. Ale z warzeniem piwa to też chyba trudne będzie, bo ceny energii i słodu szybują w górę. Więc warzenie piwa zostawiam Watykanowi i Berlinowi. Dobrze im ostatnio idzie…
No i na koniec mówi się o koźle ofiarnym.
Jak pisze felietonista „Die Welt” Henryk Broder niektórzy Niemcy znaleźli sobie kozła ofiarnego w postaci Ukrainy. Wiadomo, Ukraińcy nie chcą „deeskalować” sytuacji, jak zażądało od nich 28 kumpli „Emmy” i 150 000 osób podpisanych pod tym żądaniem. To może spowodować, że czerwony guzik zostanie naciśnięty przez sfutrowanego Putina. No i Rosja niczemu nie będzie winna, bo po cholerę Ukraińcy się bronili?
No i na koniec powiem wam, że słowami Ławrowa Rosjanie przebili wszystkich, bo narobili sobie nie tylko bigosu. Jednocześnie nawarzyli piwa i teraz mają też z tym pasztet. Mistrzowie.
Będą musieli to piwo wypić do dna. Ooooo tu sprawa jest bardzo poważna, bo słowa Ławrowa nie zostaną w Izraelu zapomniane.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo