Moja codzienna poranna jazda autostradą należała dzisiaj do rozdzierających serce doświadczeń. Niekończące się kolumny samochodów Czerwonego Krzyża, technicznej pomocy i Bundeswehry. Ogromne dźwigi, za nimi pompy, łodzie… Wszystko błyskające niebieskimi światłami… Pomiędzy kolumny karetek. W samochodach młodzi ludzie, woluntariusze i zawodowcy zespołów ratownictwa technicznego.
Wszystkie kolumny podążały w jednym kierunku, w stronę Eifel.
Eifel to małe pasmo górskie na granicy Niemiec z Belgią i Luksemburgiem, w dużej części wulkanicznego pochodzenia. Od północy mamy miasto Aachen (Akwizgran), od południa Trier (Trewir), od wschodu Bonn i Koblenz. Setki wygasłych wulkanów i największy uśpiony od 13 000 lat wulkan, a w zasadzie superwulkan Maria Laach, przyciągają rocznie setki tysięcy turystów.
Najbardziej dotknięta katastrofą dolina rzeki Ahrweiler, słynie ze znakomitych win i jest najbardziej na północ wysuniętym dużym rejonem uprawy winorośli.
Setki małych winnic z małymi restauracjami, w których można było wypić doskonałe miejscowe wino zamieniły się w gruzy. Podobnie fabryczki i prywatne firmy. Rejon ten i tak był ciężko ekonomicznie dotknięty z powodu sytuacji pandemicznej. Dziś w gruzach leżą campingi, miasteczka i całkowicie zalane są większe miasta takie jak Bad Neuenahr. Szpitale nie mają prądu, bo zalane są agregaty prądotwórcze. Ponad 200 000 ludzi pozbawionych jest prądu i nie wiemy jeszcze ilu wody pitnej.
W radio komunikaty o kolejnych zamkniętych drogach, zawalających się częściach autostrad, tamach grożących w każdej chwili przerwaniem. I przybywająca liczba ofiar, już 20 ofiar śmiertelnych i ponad 70 osób zaginionych. Starcy, ale też dzieci, młodzież i ratownicy.
Kolejne nazwy idyllicznych górskich turystycznych miejscowości dotkniętych największą powodzią w historii tego regionu pojawiające się w komunikatach, dopełniały obrazu tragedii.
Oglądam zdjęcia ze znanych mi rejonów i nie mogę sobie wyobrazić tego, co działo się tam w nocy. W ciągu ostatnich 36 godzin w niektórych rejonach spadło ponad 200 litrów deszczu na metr kwadratowy. Spływająca dolinami deszczówka zamieniła małe potoki w rwące rzeki niosące ze sobą szlam, kamienie i porywające wszystko, co znalazło się na drodze rwącej wody.
Inne tematy w dziale Rozmaitości