Po latach, do kolebki narciarstwa zjazdowego w Sankt Anton am Arlberg zawitały zawody Pucharu Świata w Narciarstwie Zjazdowym. W tym roku w tej zasłużonej dla rozwoju technik narciarskich okolicy zjechały panie, rywalizujące w zjeździe i supergigancie.
Niestety pandemia nie pozwoliła na udział publiczności. Mieszkańcy i dzieci z pobliskich szkół postanowili ulepić widownię ze śniegu. W ten sposób powstało 300 bałwanków, które przyglądały się zawodom. Dodatkowo można każdego bałwana adoptować za 100 Euro. Cała suma zebrana z „adopcji” zostanie przeznaczona na dofinansowanie budowy studni dla dzieci w afrykańskich szkołach. Woda zdatna do picia to największy problem Czarnego Kontynentu.
To tu i w niedalekim Sankt Christoph znajduje się słynna szkoła narciarska, która wiedzie prym w rozwoju narciarstwa zjazdowego.
To tu pracowano nad doskonaleniem krystianii dostokowych, a potem karvingowych nart, które całkowicie odmieniły sposób jazdy, umożliwiając wycinanie na stoku idealnych skrętów, pozostawiających na śniegu jedynie ślady krawędzi nart.
Po wojnie na stokach dominowały krystianie odstokowe, polegające na tym, że układ biodro narta, utrzymywał w skręcie biodro narciarza wychylone na zewnętrz łuku kreślonego przez narty. Ten styl jazdy proponowali Francuzi.
Austriacy wymyślili pod kierunkiem profesora Stefana Kruckenhausera, zupełnie odwrotny układ zgodny z prawami dynamiki, w którym biodro pozostawało wewnątrz wykonywanego skrętu, a ciężar narciarza przeniesiony był niemal w 90% na nartę zewnętrzną kreślonego łuku. Nazwano to krystianią dostokową, bo cztery litery narciarza zawsze były zwrócone do stoku. Miało to wiele zalet, po pierwsze umożliwiało dobre obciążenie krawędzi nart, dzięki wykorzystaniu siły odśrodkowej działającej na zawodnika i obniżenie jego pozycji, a także regulację promienia skrętu szybkością „wyjścia w górę” i obniżenia pozycja narciarza. Najważniejszym było to, że narciarz zwrócony był zawsze w stronę linii spadku terenu, a w trawersie nachylony nad spadkiem stoku, a nie doń przyklejony. To wymuszało siły działające na krawędzie nart umożliwiające „cięcie” stoku i twardego lodu. Aby zapoczątkować skręt należało wtedy obniżyć pozycję a następnie podwyższyć i kontrolując skrę ponownie ją obniżać, co było naturalnym przygotowaniem do kolejnego skrętu. Sposób ten nazywano często NWN (nisko-wysoko – nisko) i panował na stokach niepodzielnie przez ponad 40 lat, od kompromitacji jego zagorzałych przeciwników na kongresie FIS w Davos w 1953 roku.
Otóż austriackie nowinki były wtedy z furią zwalczane przez tradycjonalistów mających swoją twierdzę we Francji i uznających austriacki wynalazek za bluźnierstwo wobec elegancji zamaszystych technik tradycyjnych. Tradycyjnie na każdym kongresie FIS ekipy instruktorskie prezentowały zespołowo swój kunszt narciarski. Pech tradycjonalistów polegał na tym, że panowały bardzo trudne warunki śniegowe i stok, na którym miały być prezentowane popisy zespołów narodowych był niemiłosiernie oblodzony. Sprytny profesor Kruckenhauser wyzwał ekipę francuską aby pokazała swoje nowinki. Sam postanowił zaprezentować śmig wykonany techniką dostokową. Kiedy reprezentacja francuska ustawiła się, aby rozpocząć pokaz, najwyżej ustawiony instruktor obsunął się na lodzie i podciął cały stojący w szeregu team. Francuzi zjechali w dół bardzo efektownie, ale nie na nartach, a własnych czterech literach. Ekipa Austrii wykonała chwilę potem wspaniały pokaz, jakby nie było na stoku żadnego lodu. Nowa technika zwyciężyła!
Królowała niepodzielnie do 1989 roku, kiedy dr Walter Kuchler opublikował serię artykułów na temat nowych nart, bardzo mocno taliowanych i znacznie krótszych. Zbudowanych tak, że wykazywały doskonałą sztywność poprzeczną, ale i znakomitą giętkość wzdłużną, co dodatkowo umożliwiały nowe mocowania wiązań narciarskich zapewniające - nawet pod sztywną podeszwą buta - wyginanie się w idealny łuk.
Nowe narty zmieniły technikę jazdy na NW, czyli nisko wysoko. Nie wymagają one niczego innego niż odpowiedniego okładu nóg umożliwiającego jazdę wyłącznie na krawędziach nart, a kąt tego nachylenia krawędzi narty decyduje o promieniu całego skrętu. Niemal do zera została wyeliminowana faza ześlizgu narty po śniegu czy lodzie, a cała energia obecnie idzie na „napęd” jazdy. Prędkość zjazdu regulowana jest przez dobieranie promienia i podkręcanie skrętów, eliminując potrzebę ześlizgu.
Piszący te słowa, dawniej jeździł na slalomowych nartach o długości zawsze większej niż 215 centymetrów, a dziś używa nart 170 centymetrowych. To ogromna zmiana umożliwiająca oszczędzanie sił i jazdę przez wiele godzin bez odpoczynku, co przekłada się na nawet ponad 150 kilometrów pokonywanych w ciągu jednego dnia na nartach, jeśli jeździmy w ośrodku posiadającym szybkie kolejki linowe.
Jak widzicie narciarstwo zjazdowe jest w stałym rozwoju.
Ale aby przetrwać te trudne czasy, potrzebuje też Waszego wsparcia. Chcieliście kupić nowy sprzęt? To kupcie – nie oglądając sią na pandemiczne zakazy – umożliwi to branży producentów przetrwanie. Oglądajcie też transmisje Pucharu Świata. Od oglądalności zależą wpływy tej dyscypliny z reklam. Wspólnie możemy pomóc przetrwać tej wspaniałej dyscyplinie sportu i w przyszłości cieszyć się nowinkami technicznymi przypinanymi do naszych nóg.
Inne tematy w dziale Sport