„Gość Niedzielny“ donosi, że już 1200 polskich profesorów podpisało się od listem w obronie św. Jana Pawła II. List moim zdaniem jest kuriozalnym przykładem działania stadnego i nie ma nic wspólnego z obroną pamięci o świętym Papieżu.
List przypomina raczej akcję członków dawnej PZPR, jakich w historii PRL było wiele i ma bardziej za zadanie okazanie uległości wobec nowego ministra edukacji, który zapowiada twarde odbijanie polskich uczelni i powrót myśli Jana Pawła II na uczelnie i do szkół, niż obronę pamięci po Polskim Papieżu.
List jest sformułowany w skandaliczny sposób i sugeruje, że jakakolwiek krytyka jest „oczernianiem” zmarłego Papieża.
Drogim zapalczywym profesorom należy przypomnieć, że piszą list w obronie świętego.
Uznany autorytetem Kościoła święty, ma moc czynienia cudów. Nie może jednak czynić cudów negatywnych, takich jak na przykład karanie, czy czynienie szkody. Chyba tylko temu należy zawdzięczać, że wesołe towarzystwo sygnatariuszy niemądrego listu jeszcze pozostaje w dobrej kondycji i nierażone piorunami z jasnego nieba.
Rzeczywistość na polskich uczelniach skrzeczy. Uczciwość, przywiązanie do prawdy, szacunek dla drugiego człowieka wymagają ogromnej pracy nad ich przywróceniem tak, aby stały się ponownie normą. Zatem w kontekście tej niewykonanej jeszcze gigantycznej pracy, list brzmi obłudnie i dziecinnie.
Takie listy drodzy naukowcy ośmieszają Was i ośmieszają tego, którego bronicie, bardziej niż oczernianie przez ludzi mu niechętnych. Piszecie list o świętym wyniesionym na ołtarze, więc miejcie więcej pokory i zaufajcie, że prawda i dobro nie potrzebują takich działań jak stadne listy.
Daliście się podpuścić tym z polskiego Kościoła, którym zależy na ukryciu własnych win i niegodziwości i zasłaniając się pamięcią o świętym Janie Pawle II, próbują dotrwać do końca dni, jakie mają na tej ziemi policzone.
Jestem przekonany, że szacunek dla społecznej nauki, jaką Jan Paweł II głosił i kierowanie się nią w życiu codziennym stanowi podstawę dobrej o nim pamięci. Wybór i równowaga pomiędzy „być” i „mieć” jest kluczem do tego, czym jest postawa opierająca się na opowiedzeniu się za dobrem. W postawie tej nie ma miejsca na pustosłowie i nie ma miejsca na bardziej „mieć” niż „być”.
W 2003 roku w szpitalu klinicznym jednej z polskich akademii medycznych, na oddziale neurologicznym leżał mój wujek. Podczas wizyty jeden z profesorów zadał mu pytanie – ile pan ma lat? Sześćdziesiąt osiem – odpowiedział mój wuj. No to pożył pan sobie wystarczająco długo i wystarczy – odpowiedział ten profesor i zaprzestał jakichkolwiek działań wobec wujka. Ten sam profesor na egzaminie potrafi kazać studentom wejść pod stół i szczekać jak psy. Był to warunek, aby zdać egzamin. W innych przypadkach potrafił wyrzucić indeks za okno i włączając stoper liczyć czas, jaki zajęło studentowi „aportowanie” indeksu.
I nie myślcie drodzy moi, że inni pracownicy naukowi nie znali przyzwyczajeń tego profesora, ale nie kiwnęli palcem, aby go odsunąć od wykonywania zawodu. No i na koniec. Na jednej z uczelni pedagogicznych pewien profesor odkręcał swoją sztuczną rękę i puszczał na przywitanie w obieg wśród studentów zgromadzonych w audytorium, obserwując uważnie czy każdy ze zgromadzonych ściskał kikut protezy i nabożnym namaszczeniem. Odrzucenie kikuta oznaczało poważne kłopoty…
I dziś słyszy się wiele o dziwnych zachowaniach. W 2018 roku dzwoniłem na jedną z uczelni katolickich i odebrał cham, który rzucił w słuchawkę, nie pytając nawet, kto dzwoni – odpier…ol się, ja tu kur…a muszę ksero na szybko zrobić. Potem okazało się, że był to sam ksiądz profesor - kierownik katedry…
Jak widzicie drodzy profesorowie, na uczelniach jest wiele do roboty, aby przywrócić tam godność osoby ludzkiej.
Nie tykajcie się lepiej pamięci świętego, on sam sobie poradzi...
ps. Posłuchajcie tej starej piosenki https://www.youtube.com/watch?v=vSxiU1hgQgI
Inne tematy w dziale Społeczeństwo