Pomalowany na różowo "Spitfire" PR. Zdjęcie: World War Photos
Pomalowany na różowo "Spitfire" PR. Zdjęcie: World War Photos
Alpejski Alpejski
2485
BLOG

Mały różowy bohater...

Alpejski Alpejski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 46

Wyobraźcie sobie, że siedzicie w ciasnej kabince małego myśliwca, lecącego na dużej wysokości. Jesteście zupełnie sami, a wasz samolot nie posiada ani jednej lufy karabinu, aby w razie ataku się bronić. Temperatura na zewnątrz wynosi minus 50 stopni Celsiusza, samolot nie posiada ogrzewania, a jedyne ciepło, jakie dostaje się do wnętrza, to ciepło przegrody oddzielającej silnik od kabiny. Samolot dodatkowo pomalowany jest na mało poważny kolor jasnego różu. Żaden porządny wojskowy kamuflaż, tylko „majtkowy” róż. Od kołpaka śmigła, do lampki pozycyjnej na ogonie, wszystko jednolicie pomalowane na ten straszny róż, nieprzystający do maszyny groźnej Royal Air Force. Nawet dumne kokardy rozpoznawcze RAF namalowane są przyblakłymi kolorami…

Tym samolotem jest słynny groźny „Spitfire”! Jak można taką maszynę pomalować na różowo? Jak można pozbawić ją wszystkich karabinów, przedniej pancernej szyby i wysłać nad silnie bronioną przez artylerię i myśliwce okupowaną Europę?


image

Różowy rozpoznawczy "Spitfire" z inaczej niż w standardowym malowaniu umieszczonymi kokardami RAF.

A jednak to działo się naprawdę i mało osób wie, że osławiony w walkach myśliwskich „Spitfire” potrafił, pomalowany na różowy kolor, odwiedzać terytorium okupowanej Polski, a nawet z Anglii docierać nad Korsykę!

Po cholerę latać nieuzbrojonym samolotem na takie dystanse, przekraczające 2000 mil?

Powodem było wykonanie zdjęć. Czasem jednego zdjęcia, które zmieniało potem losy wojny. Nasze różowe samoloty były wyposażone w zestaw dwóch kamer, które wykonywały zdjęcia pionowe i jedną kamerę wykonującą zdjęcia ukośne.

image

Montowanie kamery do zdjęć pionowych w kadłubie różowego "Spitfire". W otwartej pokrywie luku widoczne okrągłe okienko dla kamery do zdjęć ukośnych. W bocznych drzwiach maszyny widoczny łom, do wyważania osłony kabiny, jeśli ta zaklinowałaby się w sytuacji awaryjnej. Taki łom był standardowym wyposażeniem każdego "Spitfire" od czasów bitwy o Anglię. Pilot ma na sobie kamizelkę ratunkową do utrzymania się na wodzie


Brytyjska Royal Air Force wobec znakomitych osiągów niemieckich maszyn, na początku wojny nie mogła liczyć na wykorzystanie maszyn takich, jakie wcześniej przeznaczono do rozpoznania lotniczego. „Lysander” był bardzo wolny i wrażliwy na ogień artylerii przeciwlotniczej i myśliwców. Podobnie dwusilnikowy Bristol „Blenheim” nie był zdolny do penetracji terytorium zajmowanego przez III Rzeszę. Nie było jeszcze do dyspozycji pięknego drewnianego, dwusilnikowego „Mosquito”, potrafiącego od września 1941 roku niemal bezkarnie latać nad całą Europą, dzięki swojej dużej prędkości.

W tej sytuacji na początku konfliktu zdecydowano się na rozwiązanie, które było jedynie improwizacją, ale sprawdziło się tak dobrze, że stosowano je przez całą wojnę z ogromnym powodzeniem. Tym rozwiązaniem było przystosowanie myśliwskiego „Spitfire” do roli samolotu rozpoznania fotograficznego.

Z samolotu wymontowano całe uzbrojenie. Zamontowano dodatkowe zbiorniki paliwa i powiększono zbiornik oleju dla silnika. Lotnicze silniki zużywają podczas pracy sporo oleju i ich wielogodzinna praca wymaga stałego uzupełniania go w zamkniętym obiegu silnik-chłodnica olejowa. Wymontowano też pancerną szybę chroniącą pilota z przodu. Na początku piloci latali jedynie w bardzo grubych kombinezonach pozwalających wytrzymać niskie temperatury panujące na dużych wysokościach, lecz to po kilkugodzinnym locie i tak było trudne do zniesienia przez pilotów, marznących niemiłosiernie. Zatem w późniejszych wersjach kabiny wyposażono w gniazdka pozwalające podłączyć elektrycznie ogrzewane kombinezony.

Samolot lecąc tysiące kilometrów, przebywał też w różnych masach powietrza, różniących się wilgotnością, temperaturą i ciśnieniem. Powodowało to, że czasem pilot nie miał świadomości, że za ogonem jego samolotu buduję się piękna smuga kondensacyjna, zdradzająca jego położenie i kurs. Postanowiono, zatem wyposażyć maszyny w lusterka, umieszczone na ramie kabiny, które umożliwiały obserwację tylnej sfery. Kiedy pilot zauważył, że za jego ogonem zaczyna się budować smuga, musiał zmienić wysokość lotu tak, aby ona zanikła. O wiele chętniej piloci nabierali wysokości niż ją obniżali, a to z tego powodu, że myśliwce przechwytujące musiały wtedy również pokonać strefę tworzenia kondensacyjnych smug, zdradzając swoją obecność.

No i wreszcie, samoloty wykonujące te misje, postanowiono pomalować na bardzo blady różowy kolor. Odpowiadało to wymogom zmieszonej widzialności maszyn. Otóż samoloty tak pomalowane, operowały wyłącznie w dzień, kiedy występowało warstwowe zachmurzenie. Samolot leciał tuż pod podstawą chmur, a rozproszone w chmurach światło doskonale ukrywało go na ich tle. Również dolne powierzchnie płatów i kadłuba na tle chmur z ziemi były trudno dostrzegalne. W razie, kiedy pilot zauważył zbliżające się myśliwce przechwytujące, dawał nura w warstwę chmur nawet bardzo płytko, lecąc tak, że on sam mógł widzieć zarysy ziemi, pozostając jednocześnie nie do wykrycia przez myśliwce i obronę przeciwlotniczą.

Samoloty „Spitfire” wersji rozpoznawczych pilotowane były przez najlepszych pilotów o nieustraszonych charakterach i żelaznych nerwach. Dokonały wielu brawurowych lotów nie tylko wysoko, ale i bardzo nisko, tuż nad celami, które miały sfotografować. Tu najsłynniejsze są zdjęcia pancernika „Tirpitz” wykonane z odległości mniejszej niż 80 metrów i ciężkiego krążownika „Hipper” stojącego w doku we francuskim porcie Brest. Te ostatnie wykonano mimo niebywale silnej obrony przeciwlotniczej z wysokości mniejszej niż 100 metrów!

Po wprowadzeniu do eksploatacji dwusilnikowych „Mosquito” część zadań dalekiego rozpoznania przejęły te maszyny. Jednak „Spitfire” do końca wojny był modernizowany pod kątem możliwości rozpoznania i powstały wersje mogące długotrwale utrzymywać bardzo duże prędkości, a nawet doprowadzono do tego, że każda maszyna – nawet w pełni uzbrojona - mogła zabierać w razie potrzeby zestaw kamer do wykonywania zdjęć ukośnych.

Na zamieszczonym poniżej zdjęciu widzicie polski port, w którym zainteresowała wywiad Aliantów obecność pancernika „Gneisenau” i lotniskowca „Graf Zeppelin”. „Gneisenau” znajduje się na tym zdjęciu w ogromnym pływającym doku, a lotniskowiec zacumowany jest u kei. To basen numer VII gdyńskiego portu, a zdjęcie jest typowym zdjęciem pionowym wykonanym z dużej wysokości. Kto sam znajdzie lotniskowiec "Zeppelin"?

image

Poniżej widzicie krążownik ciężki „Hipper” w suchym doku Brestu. To tak zwane zdjęcie ukośne wykonane przez samolot pilotowany brawurowo przez J. Chandlera.

image




Na temat samolotu „Mosquito” napiszę obszernie w innej notce. Tą notką chciałem Wam przypomnieć historię bohaterów latających malutkimi różowymi maszynami.



ps. Bardzo ciekawy wpis zamieścił bloger SNAFU piszący z Oregonu. Zamieszczam go w całości jako uzupełnienie treści notki.

Dzięki za tę bardzo ciekawą notkę!

W takie samoloty był wyposażony m. in. polski Dywizjon 318:

https://en.wikipedia.org/wiki/No._318_Polish_Fighter-Reconnaissance_Squadron

W tym dywizjonie, na takim samolocie mój wujek Ignacy (mąż siostry mojego ojca) wylatał trzy Krzyże Walecznych.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ignacy_%C5%9Awi%C4%99cicki

Wujkowi Ignacemu pozostał z tamtych lat ciekawy obyczaj. Jak się gdzieś wypuszczał samochodem na wyprawy po drogach Pensylwanii i przyległych obszarów, to wybierał, o ile to tylko było możliwe, małe lokalne drogi zamiast głównych szos. Szukając takich połączeń, rozpościerał na kole kierownicy mapę i wpatrywał się w nią z bliska -- a ponieważ wcale nie zwalniał, nawety na zakrętach, to ci, co razem z nim jechali, wpadali nieomal w panikę. A wujek ich uspokajał, że przecież tak zawsze robił, latając Spitfire-m w czasie wojny -- i nigdy z tego powodu nie miał żadnego wypadku. Wujek do końca swojego długiego życia zachował poczucie humoru typowe dla nastolatniego urwisa, a nie dla starszego dystyngowanego dżentelmena.

Przy okazji, nazwisko panieńskie cioci Hanki w zalinkowanej notce Wikipedii jest źle podane -- Giebułtowska z domu była np. żona mistrza Jana Matejki, ale nie ciocia Hanka.



ps2. Tu możecie zobaczyć w locie i kolorze różowego "Spitfire".


ps3.


Odpowiadając na pytanie blogera Marka W wstawiam zdjęcie "Spitfire" z konformicznym zbiornikiem dodatkowym. To największy zbiornik jaki testowano na tym samolocie. W lotach bojowych stosowano mniejsze o pojemności 30 galonów po jednym skrzydłem (wtedy pod drugim była kamera) i 29 galonowy dodatkowy w kadłubie. Potem zbiorniki pod kadłubem pomiędzy wnękami podwozia. 


Kroplowe zbiorniki testowali Amerykanie po jednym pod każdym skrzydłem, ale nie przyjęto tego rozwiązania na seryjnych maszynach.

image

Zdjęcie. World War Photo

Alpejski
O mnie Alpejski

Nie czyńcie Prawdy groźną i złowrogą, Ani jej strójcie w hełmy i pancerze, Niech nie przeraża jej postać nikogo...                                                                     Spis treści bloga: https://www.salon24.pl/u/alpejski/1029935,1-000-000

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (46)

Inne tematy w dziale Kultura