Na wiosnę 1916 r. Komitet Opiekuńczy organizował pomoc dla miast i pod hasłem „Ratujcie dzieci” zbierano na kweście. Siostra moja Pola brała w tych pracach udział. Młode i przystojne dziewczęta na odpustach zbierały na kwestę.
W maju przyjechał do nas Franek z wojska, jakby na pożegnanie, bo powołany został do szkoły oficerskiej w Pskowie. Matka jak zwykle płakała, bo zawsze drżała o jego los. Był to jej najstarszy i może najbardziej ukochany syn. Nie zobaczyliśmy go więcej, aż po powrocie z wojny w lipcu 1918 r. po rozbrojeniu korpusu Dowbora - Muśnickiego w Bobrujsku.
1917/1918 Franek - Podkapitan Stanisław Kobyliński w I Korpusie Polskim gen Józefa Dowbora - Muśnickiego w Bobrujsku
12. Przewalanie frontu
W lecie, kiedy już było widoczne, że front rosyjski się załamuje opanowała ludzi trwoga, że zbliża się drugi wróg - Prusacy. Stawialiśmy wtedy krzyż z dwoma krzyżownicami na gościńcu koło wiatraka. Wyrzynałem na nim litery „Od powietrza, głodu ognia i wojny - zachowaj nas Panie”. Chciałem dodać „wojny i Prusaków”, ale po głębszym namyśle zaniechałem tego.
Warszawę zajęli Niemcy 5 sierpnia 1915 r., a do nas weszli chyba 10-go sierpnia. Przejście frontu było straszne. Z obawy przed Ojciec zasiał część pola żytem, ażeby uniknąć całkowitego głodu. Siew był 6 sierpnia więc o cały miesiąc za wcześnie, ale żyto jednak udało się, było tylko trochę słabsze.
Batalion rosyjski okopał się dookoła naszej wsi. Sąsiedzi porobili kryjówki w ziemi. Myśmy zrobili schron w ziemi w ogrodzie. Konie i bydło przez cała noc było w ogrodzie. O świcie Moskale zaczęli uciekać. Porwali piękną naszą gniadą klacz z ogrodu. Goniliśmy za nimi z Ojcem aż do Smuniewa, lecz tam Moskal podskoczył do Ojca z bagnetem, omal nie przebił. Musieliśmy wracać. Chcieli podpalić budynki i wołali „goret”, ale jakoś nie podpalili. Widzieliśmy tylko jeden niemiecki samolot zwiadowczy i po godzinie dojechał do nas od wschodniej strony pierwszy Niemiec. Z okazji zakończenia niewoli moskiewskiej sąsiad Teofil wyciągnął ukrywaną dotąd strzelbę i chciał wystrzelić na wiwat. Ojciec odwiódł go od tego, bo Niemcy mogliby winić nas za stawianie oporu i zemścić się. Kawalerzyści niemieccy jechali w rękawiczkach jak panowie eleganccy w porównaniu z ustępującymi Moskalami to wyglądało imponująco. Za kilka godzin byli już nad Bugiem, skąd słychać było silną kanonadę i widać liczne pożary. Naraz naliczyłem 15 pożarów. Perzyna od ognia dolatywała aż do nas i dymu było pełno od strzałów i pożarów, jak zawsze podczas przewalania się frontu.
13. Okupacja niemiecka
Na jesieni 1915 ukończyłem 17 lat. Niemcy wydali rozkaz, żeby wszyscy mężczyźni od 17 do 50 lat stawili się we wtorek do miejscowości Mordy. Sołtys sporządził listę. Starszych i młodszych początkowo pominięto, ale ktoś później doniósł, że dwóch ludzi nie wpisano na listę i sołtys był zmuszony zapisać wszystkich. Szliśmy na tę zbiórkę nie wiedząc czy wrócimy do domu, czy wywiozą nas do Niemiec na roboty. Starsi wysłali mnie i kol. Andrzeja na wywiad, czy nie zanosi się na wywóz ludzi do Prus. Idąc koło spalonego domu zobaczyliśmy jak na naszych oczach przewrócił się komin, który sterczał od czasu przejścia frontu. Wzięliśmy to za zła wróżbę. Ale tym razem i następnym Niemcy ograniczyli się tylko do sprawdzenia czy wszyscy się stawili na rozkaz.
W lecie 1916r. ukazało się zarządzenie, że wszyscy ludzie powyżej 17 lat obowiązani są mieć dowody osobiste z fotografią. W tym celu nakazali stawić się ludziom do Mórd i fotografowali w grupach po 15 osób znacząc ludzi numerkami. Za kilka tygodni wydawali paszporty z tymi fotografiami. Wpisywali dane t.j. imię i nazwisko, miejsce urodzenia oraz wiek. Każdy podawał jak chciał i wskutek tego zdarzały się wypadki, że w tym dowodzie matka była młodsza od córki i t.p. nieścisłości. Natomiast szlachta podlaska nie zapominała upominać się o wpisanie przed nazwiskiem „von”, co rzekomo miało być dowodem szlacheckiego pochodzenia. Wprawdzie nie wszyscy o to się upominali, ale wypadków takich było dużo.
Pierwszą wiadomość od brata Franka z Rosji otrzymaliśmy w jesieni 1916r. Donosił nam za pośrednictwem Czerwonego Krzyża w Sztokholmie, że jest zdrów i pytał się czy jesteśmy zdrowi i czy mieszkamy w tej samej wsi. Ponadto prosił o odpowiedź. Karta była napisana po niemiecku. Znałem na tyle język niemiecki, że zorientowałem się, iż jest zdrów. A o dokładne przetłumaczenie tekstu wysłali mnie Rodzice do Kaspra w Patrykozach p. Kotarskiego. Był to starszy bardzo otyły pan. Później przyjechał do nas z wizytą i bywał od czasu do czasu, bo polubił nasz dom. Znał wszystkie europejskie języki łącznie z łaciną i greckim. Cytował dużo z utworów Słowackiego, bo znał wiele rzeczy na pamięć. Siostrze Marysi napisał albumik na pamiątkę z poezją głównie Słowackiego. Ze mną grał w warcaby. Ale mnie dawał fory i wygrywał. Nazywał mnie przy tym „warcabistą”.
W tym czasie - było to w latach 1917 - 18 bywali u nas w domu legioniści. Kapral Gąsiorek z Kent i szer. Zamoyski. Przebywali oni w gminie z zadaniem organizowania P.O.W. Robili spisy młodzieży, ale do legionów nie werbowali. Niemcy trzymali łapę na wszystkiem.
[...]
Powoli wojna dawała znać o sobie. W lecie 1916r. zmarł mój towarzysz z lat dziecięcych Andrzej syn Stanisława Czarnockiego. Wracając w listopadzie z wezwaniem do wojska wpadł do rowu pełnego wody. Zaziębił się i dostał zapalenia mózgu. W jesieni t.j. 1.grudnia 1916 r. przyszła wiadomość z Niemiec o śmierci brata jego Tomasza w niewoli w Neuhammer. Zmarł on z głodu i wyczerpania, bo przedtem pisał błagalne listy o nadesłanie żywności. Tegoż roku w listopadzie zmarła u nas moja babka Czarnocka.
[...]
W czerwcu 1918r. otrzymaliśmy list od brata Franka. Donosił nam, że jest w Bobrujsku w korpusie Dowbora Muśnickiego. Jest kapitanem i służy na pułkownika. Opisywał swoje przeżycia wojenne i nie wiedział co się z nami dzieje. Wreszcie w dniu 5 lipca 1918r. powrócił do domu po rozbrojeniu korpusu przez Niemców. Przywiózł trochę rzeczy ze sobą, a z wojskowych tylko pozwolili mu wrócić w mundurze, a broń i szablę odebrali - niby do zwrotu. Franek będąc w wojsku zaczął używać imienia „Stanisław”. W jego rozumieniu wydawało mu się to imię piękniejsze. Odtąd zaczęliśmy go nazywać Stachem. Niemcy nakazali mu meldować się w Mordach co 2 tygodnie. Nawiązał on łączność z Komendą zaciągu do Wojska Polskiego i czekał na dalsze decyzje. Mnie zaś radził żebym zaciągnął się do polskiego wojska t.zn. „Wehrmachtu”. Ja się na to nie mogłem zdecydować.
11 listopada 1918
I tak nadszedł dzień 11 listopada 1918 r - dzień zakończenia I Wojny światowej - uwolnienie J. Piłsudskiego z Magdeburga i rozbrajanie Niemców. Rano 11 XI. 1918 r. Ojciec wybierał się do Siedlec na jarmark św. Marcina. Brat Staś chory był na grypę. Prosił więc mnie, żebym w jego imieniu dowiedział się u por. Górskiego - komendanta Zaciągu o nowiny i czy Niemcy nie oddadzą mu szabli, o którą robił starania. W ostatniej chwili wstał z łóżka i zdecydował sam pojechać do Siedlec z Ojcem i siostrą Marysią. I tak się stało.
Wieczorem wrócił tylko Ojciec z Marysią i przywiózł dla mnie Karabin z amunicją, dubeltówkę z nabojami i rewolwer - browning. Przywieźli radosną wiadomość o zakończeniu wojny i rozbrajaniu Niemców. Nazajutrz rano 12 listopada wyruszyliśmy z kolegą Andrzejem synem Hipolita Czarnockiego do Siedlec z zamiarem wstąpienia do wojska.
Był to mroźny pochmurny poranek kiedy z kijami w ręku spieszyliśmy do Siedlec. Pierwszą oznaką wolności był ukłon żyda czapką, z czego widać było że Polska górą. Dawniej nie kłaniali się młodzieży polskiej. W Siedlcach spotkałem się z bratem, który porozmawiał z nami nie dłużej niż 5 minut i odjechał na koniu. Kazał mi wracać do domu i oświadczył, że sam mnie wezwie jak będzie na to czas. Mnie było pilno do wojska, a on ciągle zwlekał z decyzją. W dniu 12.12.1918 byłem ponownie w Siedlcach i widziałem wojsko polskie. Naprawdę żywe wojsko w polskich mundurach i z białymi orzełkami na czapkach. Była to defilada z okazji przyjazdu biskupa Teodorowicza, który miał być kandydatem na posła do sejmu ustawodawczego z ramienia endecji. Mało mi oczy nie wylazły jak przyglądałem się żołnierzom i żal mi było wracać do domu. A braciszek stale zwlekał. Jednak kiedy przyjechał na św. Bożego Narodzenia do domu zapowiedziałem mu, że nie usiedzę dłużej i jeśli nie zgodzi się żebym wstąpił do Wojska w Siedlcach, to z domu ucieknę i zapiszę się w Dęblinie. Nie miałem jeszcze 21 lat t.j. nie byłem jeszcze pełnoletni i na zaciągnięcie się do wojska wymagali zgody Ojca.
W końcu Staś widząc moją postawę zdecydował się i zapisał mnie do szkoły podoficerskiej przy 22 p.p. w Siedlcach. Porozmawiał z Ojcem, żeby na to się zgodził, bo i tak wkrótce zabiorą mnie z poboru.
15. Ochotniczy zaciąg do wojska
W dniu 14 stycznia 1919r. przyjechałem z Ojcem i Marysią do Siedlec. Za godzinę już byłem ubrany po wojskowemu i ostrzyżony na melona w czapce legionowej. Ojczysko miał łzy w oczach, ale pogodził się z losem.
Pożegnałem się z Ojcem i siostrą Marysią. Brat Stanisław, który był wówczas zastępcą dowódcy Batalionu Zapasowego 22 p.p. ww Siedlcach - zaprowadził mnie do gmachu szkoły podoficerskiej przy 22 p.p. na Roskoszy w Siedlcach.
Dowódcą szkoły był ppor. Stan. Krauss, a szefem sierżant Gajewski - stary legun. Dostałem dość ładny mundur i płaszcz beselerski oraz długie żółte buty z cholewami.
Szkoła mieściła się w jednej dużej sali, widnej i obszernej. Były w niej piece kaflowe i dyżurny dosypywał do nich węgla, gdyż inaczej woda zamarzała w wiadrach na sali, bo były dość ostre mrozy.
Uczniami szkoły byli starsi żołnierze, bądź Peowiacy. Stosownie do wzrostu znalazłem się w I drużynie Kaprala Prokopa. Był to prosty chłop i nieraz opowiadał jak to było w Legionach i w jakich bitwach brał udział. Koledzy nad wszystko uwielbiali J. Piłsudskiego. Moim najbliższym kolegą był Bolek Dziewulski ze wsi Dziewule koło Zbuczyna. Uczył się pilnie i był wzorem dla innych. Kiedyś pewnego razu drużynowy Kapral Prokop zwolnił mnie z obowiązków dyżurnego, gdyż uważał, że brata z-cy dowódcy batalionu nie wypada traktować na równi z bracią żołnierską. Wtedy Bolek zaprotestował głośno, dlaczego ja zostałem pominięty w kolejności pełnienia dyżuru. Byłem mu bardzo wdzięczny, gdyż nie zauważyłem, że już nadeszła moja kolej do pełnienia funkcji podoficera dyżurnego.
Pierwsze dni pobytu w wojsku były trudniejsze, gdyż wszyscy znali już musztrę i chwyty bronią, a ja byłem zupełnie surowy.
Instruktorami w szkole byli podchorążowie z Wehrmachtu pchor. Wiesław Kossowski, Boniecki i Dokalski. Pchor. Dokalski odrazu zauważył, że ja nie umiem i polecił kol. Dziewulskiemu, żeby mnie nauczył chwytów bronią. Po kilku dniach już się wyrównałem z innymi, a na wykładach od razu wyróżniałem się jako lepszy uczeń. Jednego razu w miesiącu lutym 1919r. ppor. i dca szkoły Krauss wyprowadził nas na gimnastykę na plac. Było wtedy wietrznie i mroźno. Odmroziłem sobie uszy, bo nawet rozetrzeć uszu nie było można. Tego dnia były dwa wesela w mojej rodzinie: Józefa Wyrozębskiego ze Skwierczyna i Marysi Czarnockiej - Wojtowskiej z Czepielina. Wspomniałem sobie, gdy było mi zimno w uszy, że do wojska wstąpiłem na ochotnika i teraz mi uszy marzną, a ja gdybym nie był w wojsku, to mógłbym się w tym dniu bawić na weselu. Ale silna wola i ambicja nie pozwalały mi żałować raz powziętej decyzji. Każdy jest kowalem swego szczęścia - pomyślałem - i jak sobie pościelesz - tak się wyśpisz. W ten sposób torowałem sobie drogę do przyszłości.
wiosna 1919, mój Ojciec Wincenty "Longin" Kobyliński - po ukończeniu szkoły podoficerskiej 22pp w Siedlcach
PRZEGLĄDARKA BLOGU LONGINA W S24
Kolekcjonuję osiągnięcia geniuszy i ludzi dużego formatu a również osiągnięcia nibynauki, nibyprawa, nibyuczciwości.
W czasie jednego ze swoich wykładów David Hilbert, znany matematyk, powiedział z ironią: "Każdy człowiek ma pewien określony horyzont myślowy. Kiedy ten się zwęża i staje się nieskończenie mały, zamienia się w punkt. Wtedy człowiek mówi: To jest mój punkt widzenia".
Poznanie świata dobrze jest zacząć od poznania samego siebie.
Chętnie czytam komentarze. Lubię spierać się z mającymi inne ode mnie zdanie. Jednak jeden z ostatnich komentarzy zdumiał mnie tym, jak jego autor daleki jest od zrozumienia tekstu pisanego po polsku. Szok miałem tak wielki, że zużyłem pół nocy dla przypomnienia swojego IQ. Namawiam czytelników do tego samego, a osoby z IQ poniżej 90 proszę aby darowały sobie czytanie moich tekstów.
Dla komentowania zapraszam bardzo tych, co mają IQ powyżej 120. Tu kliknij jeżeli chcesz się sprawdzić! Cytat miesiąca czerwca "Przed długi czas o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego nie można było powiedzieć nic krytycznego, bo od razu zachowanie takie traktowano jako niegodne."
Janina Paradowska
Ciężko być cynglem ...
Cytat lipca "Dzisiaj okazuje się, że od Bronisława Komorowskiego trochę lepsza była demokracja."
ezekiel Cytat sierpnia "Nie doceniałam dziś tej drzemiącej siły, która w czasach stanu wojennego kazała mieszkańcom Warszawy codziennie układać krzyż z kwiatów przy kościele św. Anny."
Janina Jankowska Cytat listopada "gdyby wybory mogły naprawdę cokolwiek zmienić, to już dawno byłyby zakazane"
(-Stanisław Michalkiewicz)
O dznaczenie mojej Mamy, siostry Stanisława Sadkowskiego (+KW) poległego 22 sierpnia 1944 w ataku ze Starego Miasta na Dworzec Gdański. Prezydent poszedł na Wawel
Dźwięczy requiem pod dzwonu kloszem,
Salonowcy - skończcie tę wrzawę!
O czas smutnej zadumy proszę,
gdy Prezydent poszedł na Wawel.
Kogo powiódł w żałobnej gali?
Jakieś cienie, mundury krwawe,
ci w Katyniu z dołów powstali,
z Prezydentem poszli na Wawel.
Poszli wolno, lecz równym krokiem,
bo im marsza rozbrzmiewało grave.
Niezbadanym Boga wyrokiem
z Prezydentem zaszli na Wawel.
Gdy próg przeszli królewskich pokoi,
krótki apel – czas z misji zdać sprawę,
potem spać – pierwsza noc już wśród swoich
z Prezydentem, co wwiódł ich na Wawel.
Ciiiiiicho! śpią …Ale może obudzi
ich los w nas to, co czyste i prawe?
Niech pojedna – i partie i ludzi,
dzień, gdy oni dotarli na Wawel.
wg. Henryka Krzyżanowskiego
Zapraszam do przeczytania moich notek:
1. - bliskich Powstaniu:
~ Pamiątka Powstania na Górczewskiej
~ Najdroższym Weronikom Matce i Siostrze ku wiecznej pamięci
~ Czy ktoś jeszcze pamięta?
~ Nasza barykada
Gdy kiedykolwiek zauważysz, że jesteś po stronie większości - powstrzymaj się i dobrze nad sobą zastanów! - Mark Twain „ ... tylko człowiek wolny ma czas by bloga prowadzić” -Grzegorz P. Świderski
Do ników klikam per 'Ty', oczekuję wzajemności.
* Blog z Przeszłości
*Blog Longina Cz. 1 Wstęp.
*Blog Longina Cz. 2: Pobyt w szkole
*Blog Longina Cz. 3: Przerwa w nauce
*Blog Longina Cz. 4: Przed I wojną światową
*Blog Longina Cz. 5: Wybuch wojny, front, okupacja niemiecka
*Blog Longina Cz. 6: Rok 1918
*Blog Longina Cz. 7: Rok 1920
*Blog Longina Cz. 8. Kursy dokształcające dla wojskowych
*Blog Longina Cz. 8a. Kursy dokształcające dla wojskowych
*Blog Longina Cz. 9. W.S.H.
*Blog Longina Cz.10. Absolutorium i praca
*Blog Longina Cz.11: Blog z przeszłości. Longin
*Blog Longina Cz.12 - 1933: Morzem po słońce Afryki
*Blog Longina Cz.13 - 1933: Casablanka, Marakesz, Góry Atlasu
*Blog Longina Cz.14 - 1933: Hiszpania - Malaga, Granada, Alhambra
*Blog Longina Cz.15 - 1933: Sewilla - Byki i Don Kiszot
*Blog Longina Cz.16 - 1933: Sewilla, Cadiz, Al Casar
*Blog Longina Cz.17 - 1933: Sztorm z Zatoce Biskajskiej, Znaczy
*Blog Longina Cz.18 - 1933: Belgia, Bal kapitanski
*Blog Longina Cz.19 - Jastarnia / Jurata '34
*Blog z przeszłości dopisane - Dowborczyk i Rodzina
*Blog Longina Cz.20 - morze, Austria, Jugosławia, Węgry
*Blog Longina Cz.21 - Hania
*Blog Longina cz.22 - Przerwane wspomnienie
Planowane do napisania 37. Wybuch II wojny światowej
38. Okupacja
39. Rok 1940
1941
1942
1943
40. Powstanie Warszawskie
41. Ewakuacja
42. Milanówek
43. Obóz w Gawłowie
44. Powrót z obozu
45. Ucieczka Niemców
46. Powrót do Warszawy
47. Praca organizacyjna w Banku
48. Wrocław
49. Warszawa - praca w Banku
50. Więzienie
51. Powrót do domu
52. W poszukiwaniu pracy
53. C.Z.S.P.J.D.
54. Sp. „Plan”
55. Sp. W.S.P.U.TiR
56. Rok 1956
57. Spółdzielnia „Plan”
NAPISZ DO MNIE
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura