Czy Powstanie'44 było wywołane słusznie i czy nam i Polsce coś ono dało?
Trafiłem na tekst, którego Autora nie udało mi się ustalić. Uważam, że przeczytać go warto. Pewne aluzje są bliskie myślom, które starałem się przekazać w ostatnich moich notkach.
Tu była kopia zrobionej z góry fotografii zgromadzenia na Rondzie Dmowskiego w Warszawie 1 sierpnia 2015 o godzinie W z zapalonymi pochodniami tworzącymi obraz biało czerwony.
(Tę kopię pięknej fotografii biało-czerwonych flar podpalonych na Rondzie Dmowskiego zdjąłem na życzenie jej Autora)
Miłej lektury! Damy i młodzież przepraszam za brzydkie wyrazy.
No to tera wam powiem, dlaczego głośne i dumne celebrowanie Powstania nam się opłaci. Nie - dlaczego powinniśmy je czcić, nie - dlaczego jest to słuszne i chwalebne, ale właśnie - dlaczego nam to się opłaci. Tak po inżyniersku.
Bo jakoś nam wyszło, że przez tysiąc lat zostaliśmy Polakami w Polsce, pośrodku Wielkiej Niziny Europejskiej. W samym przeciągu. Ni w chuj, ni w dupę to nam wyszło, ale innej Polski nie mamy. Dokładnie między Wschodem i Zachodem tkwimy jak noga wciśnięta pomiędzy drzwi a framugę.
Niewygodnie nam z tym jak cholera, z obu stron ciśnie, sąsiadom też nie pasujemy, bo muchy lecą, i ani im wejść, ani wyjść, ani się położyć, ale trwamy tak, bo naprawdę nie mamy dokąd stąd się wynieść. Za dużo nas, żeby się rozproszyć w diasporach, jak kiedyś Żydzi, za bardzo się różnimy od innych, by się roztopić w tłumie i zniknąć.
Nie możemy być drugimi Czechami, bo nikt nas nigdy nie potraktował i nie będzie traktował jak Czechów. Na miękką opresję kulturową w stylu Habsburgów raczej nie możemy liczyć.
I choć jesteśmy największą zakałą i zawalidrogą Europy, jakoś nam się udaje to skromne gumno utrzymać przy sobie. A przecież nie mamy żadnych atutów, argumentów, siły ani racjonalnych podstaw, by sądzić, że tak będzie nadal.
O tym, że zbudujemy taką samodzielną potęgę militarna, by być bezpiecznym zarówno od tych z lewa jak z tych z prawa, możemy zapomnieć. Śmiech na sali.
Wiemy też, że stworzenie twardego sojuszu z jednym, przeciwko drugiemu też nas w efekcie unicestwi.
W istocie więc nie mamy broni ani żadnych szans. Dlaczego więc wciąż tu jesteśmy? Co mogło powstrzymać Rusków w 1956 i 1980? Przecież nie nasze czołgi. Co mogło skłonić Stalina, żeby osobistymi poprawkami złagodził treść peerelowskiej konstytucji napisanej przez naszych nadgorliwych renegatów? Dlaczego pozwolili nam być najweselszym barakiem w obozie i nie dokręcili tak śruby, jak w okolicznych barakach?
Jaki występuje związek między zaciekłym zwalczaniem mitu Powstania przez Michnikoidów a ich stałym szukaniem obrony przed Polakami zagranicą? Jaki to jaskrawy kolor ostrzegawczy nosimy na plecach, że działa jak ostrzeżenie?
Ależ oczywiście, że Powstanie Warszawskie. Naszą, kurwa, popieprzoną niepoczytalność. Nasz mit totalnej nieobliczalności. Nasze, kurwa, szaleństwo.
Patrząc na mapy sztabowe to gołym okiem widać, ze militarnie strategiczne cele można tu zdobyć najpóźniej w tydzień. To jest bułka z masłem.
Tylko co potem? Co zrobić z tymi pojebanymi Polakami?
Tu się nie da jak w Danii czy innej Francji rozwiesić obwieszczeń po placach z nowymi rozporządzeniami i wszyscy rozejdą się do chałup. Nawet jak się rozejdą, to będą knuć, wichrzyć, kombinować, coś majstrować po piwnicach, spotykać się po mieszkaniach i oczeretach. I terror ich nie powstrzyma. Wręcz przeciwnie. Im bardziej się im dokręca śrubę, tym bardziej im odbija szajba.
A w ostateczności, to są w stanie rozjebać wszystko. Naprawdę wszystko i jeszcze więcej.
Słyszeliście o Powstaniu Warszawskim? Oni tam, kurwa nie mieli broni, a przez dwa miesiące doborowe jednostki bały się do nich zbliżyć na odległość strzału. Niemcy rozjebali im całe miasto w pizdu, do fundamentów, a oni nie dali sobie luzu. Trzeba było z dużym nakładem sił i środków ich wszystkich pozabijać. Dasz wiarę? Dwa miesiące trzeba było ich bombardować, ostrzeliwać, rozjeżdżać czołgami, palić miotaczami płomieni, żeby opanować sytuację. Na samym zapleczu frontu! To nieobliczalne świry są, ci Polacy.
Jak tam w tej Polsce usiedzieć? Ani tam spokoju, ani wygody. Jak spać stale z pistoletem pod poduszką? Jak chodzić po ulicach? Jak się urządzić na dłuższą metę, gdy te pojeby to zniszczą, nie kombinując zanadto, czy to im się opłaca? Sami zginą, a nam spokojnie żyć tam nie dadzą. Przecież nie da się przez dziesięciolecia siedzieć w czołgu, jak w jakimś Afganistanie? Bo te pojeby będą ginąć setkami a nie odpuszczą.
Taką to informacją o nas dla świata, porozwieszaną na wszystkich naszych granicach jest Powstanie Warszawskie. To taka tabliczka na furtce z napisem: „Uwaga, możliwość występowania wkurwionych Polaków w znacznych ilościach”.
My w zasadzie nie musimy już nic robić. Powstańcy zapłacili już cenę tej polisy z nawiązką. Fakt, drogo wyszło jak cholera. Ale tylko tak droga polisa może działać.
Niestety, wszyscy o niej zapomną, gdy i my przestaniemy pamiętać. Z pewnością przestanie działać, gdy my zaczniemy Powstania się wstydzić. Wtedy już na pewno ta cała krew pójdzie na marne.
Pewnie, że nie zrobili tego specjalnie. Nie chcieli przecież umierać. Nikt nie chce. Ale skoro tak już wyszło, to może nie marnujmy tego ich poświęcenia, ich walki, przez pozbawianie jej sensu?
Celebrując nadal głośno i z dumą Powstanie dajemy znać, że to nie było wszystko dawno i nieprawda. Że cos z tego nadal w nas żyje. Że rozumiemy, co zrobili i że nam też jeszcze całkiem rura nie zmiękła.
Zamiast swojego podpisu wstawię tu bliskie mojemu sercu odznaczenie mojej Mamy za Jej najmłodszego brata, plutonowego podchorążego, pseudonim "Czarny" dowódcy drużyny w II plutonie (szturmowym) kompanii „Maciek” batalionu „Zośka” - Stanisława Sadkowskiego poległego w dziennym ataku na Dworzec Gdański 22. sierpnia 1944. Odznaczony pośmiertnie Krzyżem Walecznych.
Promocja "Czarnego"
(piąty z lewej w pierwszym szeregu) w lasach falenickich
A tutaj "Czarny" ze swoim siostrzeńcem. Pozostał mu wtedy jeszcze miesiąc życia.
O nim i o pozostalych dwóch braciach mojej Mamy: Jurku i Zbyszku, poległych w walce z Niemcami wydalem ostatnio książkę "Honor i Ojczyzna". Książka oprócz mojego wprowadzenia "Losy Honoru i Ojczyzny" zawierają fotograficzny reprint konspiracyjnie wydanej w Warszawie podczas okupacji przez Departament Informacji Delegatury Rządu książki "Honor i Ojczyzna".
Dystrybucją książki nie obejmuje o- becnie żadna księgarnia. Okładka jest zbyt szara, nie ma na niej nawet nazwisk. Na grzbiecie brak tytułu i autora. Sęk w tym, że jest to wierna reprodukcja okładki okupacyjnego wydania tej książki. Podczas okupacji tak właśnie wyglądały.
Książka zawiera reprint okupacyjnego wydania z czerwca 1943. Z.Sadkowski podobnie jak półtora roku po nim Jan Karski w książce "Tajne Państwo" relacjonuje sytuację Polaków walczących za granicą i prowadzących walkę cywilną w Kraju. Karski swoją pisał swoją książkę w sposób narzucony przez amerykańskiego wydawcę dodając do podawanych faktów relacje opisowe i dialogi trudne do zweryfikowania. Sadkowski wydając konspiracyjnie w okupowanej Warszawie tego nie musiał. Jako doświadczony dziennikarz i przeszkolony przed wojną oficer polskiego wywiadu podaje wiernie, ale w sposób porywający relacje z naszych przegranych w wojie ale również z naszych wielkich zwycięstw, których skutki trwają do dziś.
Mam nieco egzemplarzy i chętnym mogę je wys- łać. Liczę na zwrot ceny książki 29,90 plus 5 złotych na porto priorytetem.
Kontakt do mnie pocztą wewnętrzną.
*)
Do Sowińca namawiającego aby w Warszawie rozebrać PKiN
oraz w rozpoczętym cyklu notek 70 rocznicy ważnej dla Polski Konferencji Poczdamskiej:
W 70 rocznicę Konferencji Poczdamskiej - cz. I - Spacer z wnukiem