Warszawa, 2011-11-26
Zapewne w Kutnie istnieje ulica Warszawska. W Warszawie, na Grochowie, jest ulica Kutnowska. Wraz z sąsiednimi ulicami wytyczona ona została podczas planowania rozbudowy Warszawy w latach trzydziestych. Przy niej wyznaczono działki po około 1000m². Trzy przyległe ulice: Szczawnicka, Kutnowska i Zgierska przebiegające równolegle do siebie pomiędzy Igańską i Stefana Okrzei (obecnie Darłowska) tworzyły specyficzną grupę, którą okoliczni mieszkańcy nazywali kiedyś „dzielnicą oficerską”. Istotnie, mieszkali w sąsiedztwie pan Major, pan Pułkownik, pani Kapitanowa, ale również pan Sędzia, śpiewak operowy i wielu, wielu innych.
W 1936 roku wynajęli tu mieszkanie moja rodzice, którym w 1937 roku urodził się Jacek, w marcu 1940 Andrzej. Niestety Andrzej zmarł po sześciu tygodniach na zapalenie płuc a po dziesięciu następnych miesiącach dla zatarcia traumy urodziłem się ja. Luty 1941, to chyba nie najlepszy był czas aby się rodzić w Warszawie - ale trudno - stało się.
W latach pięćdziesiątych, ze względu na istnienie ulicy o podobnej nazwie, Stefana Okrzei zmienili na Darłowską a Grochów, zupełnie bez powodu, nazwano głupawo „Pragą-Południe”. Starzy mieszkańcy Grochowa tej nazwy nigdy nie akceptowali. Mieszkaliśmy na Grochowie.
Bez wojennych zakłóceń ulicą Grochowską z Pragi do Otwocka aż do połowy lat pięćdziesiątych jeździła ciuchcia wąskotorowa. Pamiętam uruchomienie pierwszych linii tramwajowych 1, 3 i 5 z pętli przy Wiatracznej na Pragę. Rok później otwarto most Poniatowskiego i linię tramwajową 24 zakręcającej na innej pętli przy Wiatracznej z racji różnej szerokości torów u nas i "w Warszawie". Z Grochowa tramwajem jeździło się „na Pragę”, „do Warszawy”, a niektórzy moi rówieśnicy opowiadali, że byli nawet „na Mokotowie”, co dla mnie brzmiało jak bajka.
Przy Kutnowskiej jest sporo miejsc, które od wojny się niemal nie zmieniły. Niektóre udało mi się sfotografować w gorącą sierpniową niedzielę tamtego lata. Przypomniało mi się spędzone tutaj dzieciństwo i miejsca, które od tamtego czasu jeszcze sie zachowały.
Od strony Igańskiej ulica Kutnowska uwieńczona była Krzyżem. Skąd się krzyż wziął – nikt tego nie wiedział, ale jak zwykle bywało w Polsce z godnością był on szanowany. Pamiętam jak przechodzący ulicą mężczyźni uchylali koło niego kapelusze lub zdejmowali czapkę. Dziś krzyż w tym samym miejscu, chociaż obudowany posesją, dalej spokojnie stoi.
Wchodząc w Kutnowską od strony Igańskiej mijamy z prawej strony dom Igańska 7. Kilka lat po wojnie remontowano w tym domu poddasze. Na strychu natrafiono na niewybuch. Zabił on pracujących i rozwalił sporą część domu.
Po kilkudziesięciu krokach mijamy po prawej dom Kutnowska 23. Dochodziłem aż tu jako kilkuletnie dziecko, chociaż częściej bawiłem się na drugim końcu ulicy. Mieszkał tu Paweł, z rodzicami, siostrą i braćmi.
Po wejściu dalej w Kutnowską odwracam się do tyłu i widzę po drugiej stronie największy dom naszej ulicy: Kutnowska 18. Z kolegą z tego domu, jego ojcem i Pawłem polowaliśmy na kaczki na gocławskich podmokłych łąkach przy istniejącym tam do dziś kanałku.
Po lewej stronie dom Kutnowska 14. Właścicielem był pan Marczewski. Miał dwie córki nieco młodsze ode mnie: Wikę i Dzidkę. Mieszkał tu też mój rówieśnik Adam Dmoch.
Ten sam dom Kutnowska 14 od słonecznej strony. Zamiast ogrodzenia obsadzony był grubym i wysokim szpalerem drzew morwowych. Właściciel zapowiadał założenie hodowli jedwabników. Zażeraliśmy się morwami, uważając by pan Marczewski nas nie pogonił. Trochę się go baliśmy bo był członkiem ORMO i przechadzał się po ogrodzie z pepeszą.
Dom Kutnowska 10. Tak go zobaczyłem 26 stycznia 1945, kiedy po spędzeniu całego Powstania przy Złotej 36 i potem pobycie w Milanówku wróciliśmy do domu. Miałem wtedy 4 lata bez jednego miesiąca. Kilka dni wcześniej moja Mama z Milanówka dotarła do Warszawy, przeszła po lodzie przez Wisłę i stwierdziła, że dom nasz stoi. Zajmowaliśmy w nim parter, gospodarze – państwo Władysław i Kazimiera Skarżyńscy mieszkali na piętrze. Warto wiedzieć, że pan Skarżyński przed wojną zarobił na dom pracując jako odlewnik w państwowej mennicy. Pomimo tego że powodziło mu się nienajgorzej należał do PPS.
Z Milanówka za dwa litry spirytusu dowieźli nas żołnierze ciężarówką do ulicy Wiatracznej. Mój o 4 lata starszy brat lepiej znał miasto, po drodze odchylając plandekę pokazywał mi Kopernika i Syrenę. Od Wiatracznej, około kilometra, przeszliśmy pieszo. Brat na Kutnowskiej wybiegł przed nas i radośnie krzyknął, że nasz dom stoi. Mnie, ten dom, z którego wyjechaliśmy w lipcu poprzedniego roku z niczym się nie skojarzył. Lepiej wtedy zapamiętałem dom, potem piwnicę, przy Złotej gdzie przeżyliśmy Powstanie.
Blogerka Ellenai, varsavianistka, zajmująca się dogłębnie Pragą zdziwiła się kiedyś gdy jej powiedziałem, że mieszkałem na Grochowie w drewnianym domu. Oto ten dom. Kiedyś na Grochowie drewnianych domów było wiele. Ten stoi nadal. Jest z drewna choć podmurowany i otynkowany. Kiedyś miał dach z czerwonej dachówki.
Z górnego balkonu 9. maja 1945 oglądaliśmy do późnej nocy pokaz rakiet strzelanych przez wojsko wzdłuż Wisły świętujace koniec wojny.
Na dole była weranda otwarta podparta dwoma kwadratowymi słupami i schodami na obie strony. Pod oknem z prawej miałem sporo piachu do zabawy, pod werandą odcisnąłem kawałkiem kafla z pieca rozbitego domu tory kolejowe, na których kafle imitowały pociągi.
Tutaj był ten piach do zabawy. Przed nadejściem frontu, pod płytami chodnikowymi, w klatce do hodowania królików rodzice zakopali tłukące się sprzęty domowe i zapewne jakieś „skarby”. Po wojnie zostały uroczyście wykopane.
Od września '44 do stycznia '45 w naszym mieszkaniu kwaterowali rosyjscy oficerowie. Mieszkanie potraktowali przyzwoicie. Stół „na wysoki połysk” obili grubą warstwą gazet przybijając gwoździe od dołu. Wprawdzie po wojnie stolarz usuwając ślady po tych gwoździach, którymi były przybite miał co robić, ale generalnie wyszło mieszkanie obronną ręką. Dziś meble te są w domu młodszego syna. Szkoda tylko, że sowieci ścięli na opał słup telefoniczny sprzed domu. Po wojnie czekaliśmy na jego zamiennik i telefon przez 20 lat.
Mój zmarły tragicznie w 1948 roku stryjeczny brat, oficer wileńskiej partyzantki AK, w tymże miejscu gdzie była zakopana wypełniona tłukącymi się filiżankami inndymi "skarbami" królicza klatka, pod widocznymi czterema płytami chodnikowymi, zakopał w wielkim słoju dwa zdobyte już po wojnie pistolety wraz z amunicją. Odkopałem ten arsenał w początku lipca 1952, kiedy Jurek niestety już nie żył a Ojciec siedział w więzieniu aresztowany pod zarzutem przygotowania do obalenia ustroju. Z moim bratem i Tomkiem, kolegą z domu naprzeciw o numerze „11”, utworzyliśmy konspirację z prawdziwą bronią. Byliśmy tak tym podnieceni, że gdyby nami się zajął jakiś doświadczony konspirator, to moglibyśmy pójść gdzieś naprawdę walczyć.
Kutnowska 11. Tutaj mieszkał Tomek. U niego obywało się czyszczenie, składanie i rozkładanie naszej konspiracyjnej broni. Brat z Tomkiem przygotowali się tam do prawdziwego strzelania, które odbyli gdzieś w pobliskim polu zboża, już beze mnie. Kilka lat później z tego miejsca strzelaliśmy z pneumatycznego karabinka, robiąc psoty sąsiadom z domu „pod 7” aż zgarnęła nas tam milicja. W wyroku kazali nam wstawić wybite szyby na klatce pod „7”, co też sprawiło nam niezłą uciechę. Wiatrówkę oddali.
Dom „pod 7” gdzie wytłukliśmy a potem wstawiliśmy raz szyby. Tutaj mieszkało sporo kolegów. Najstarszy Kęcik, w wieku mojego brata, dla niego kolegą nie byłem. Mieszkał tu mój rówieśnik Michał Żywczyński (ten co jeździł aż na Mokotów) z bratem Wojtkiem, Nieco młodsi Adam i Ewa Himmlowie i Urszula Niedźwiecka, obiekt westchnień wszystkich chłopaków z ulicy. Miała młodszego brata Leona.
Druga połowa domu Kutnowska 7 jest do dziś nieotynkowana ze śladami ostrzału z września 1939. Dokładnie tak dom ten wyglądał od zawsze. Tu mieszkał śpiewak operowy, kolega Kęcik, Janusz Balas.
Dom państwa Pawłowskich, słynny z tego, że trąba powietrzna zdjęła kiedyś z niego dach i postawiła obok, już nie istnieje. Kilkadziesiąt kroków dalej jest dom Zgierska 2. Tu mieszkał mój rówieśnik Jacek Maliszewski.
Dodam zdjęcie z epoki. To jest jedno z pierwszych zdjęć zrobionych przeze mnie w "kółku fotogra-ficznym" w Domu Harcerza na Grochowie. Fotografii uczył nas druh Jan Mierzanowski - znakomity artysta.
Na zdjęciu Urszula Niedżwiecka, w której podkochiwali się wszyscy i najodważniejszy z nas w tej materii Nunek starszy dwa lata. Zdjęcie od ulicy Grenadierów w stronę Igańskiej. Z prawej strony ulica Białowieska, w głębi odległa o kilometr Grochowska.
Na tym polu był wielki obszar gdzie nie rosło zboże ani ziemniaki tam spędzaliśmy większość czasu. Na lewo od tego miejsca były częścio-wo wypełnione wodą dwa leje po niemieckich bombach z 1939 roku. Były też okopy, które mieszkańcy wtedy wykopali dla broniących nas żołnierzy. Służyły nam jako tereny zabawowe. Skakaliśmy nad palą-cymi się w nich ogniami, kolega Zbyszek wpadł raz do ognia. Robiliśmy w nich eksperymenty z wrzucanymi do ognia znajdywanymi pociskami. Brat mnie zwykle od tych zabaw odganiał. Znalezioną minę talerzową sam przyciągnął na drucie z ulicy Szczawnickiej. Bardzo mu tej zabawy zazdrościłem.
Żołnierze nasi w 1939 z tych okopów nie skorzystali. Pułk „Dzieci Warszawy” pod dowództwem pułkownika Sosabowskiego (późniejszego generała spod Arnhem) bronili się w al. Waszyngtona (około kilometr za plecami robiącego fotografię). Niemcy od 7. września stali wzdłuż ulicy Zamienieckiej (około kilometr za widocznym tu domem).
Tutaj była „ziemia niczyja”. W nocy Niemcy ćwiczyli bombardowanie z samolotów i armat, w dzień patrole niemieckie sprawdzały celność swoich trafień. Karabiny Polaków tutaj nie sięgały. Ojciec mój, niezmobilizowany oficer rezerwy, po radiowym apelu pułkownika Umiastowskiego udał się na rowerze na wschód, gdzie miała odbyć się mobilizacja. Mama w trzecim miesiącu ciąży z dwuletnim, płaczącym podczas bombardowań bratem spędzała noce u sąsiadów, w jedynej w sąsiedztwie murowanej piwnicy. 17 września Mama dowiedziała się od nauczonego polskiego w berlińskiej szkole oficera z niemieckiego patrolu, że „wojna skończona, bo od wschodu Polskę zajęli sowieci”. Mama wytłumaczyła Niemcowi, że bardzo kłamliwą mają swoją propagandę, bo to jest niemożliwe, i z dwuletnim synem na rękach poprzez polską linię frontu i podziurawiony bombami ostrzeliwany most Kierbedzia poszła na Plac Zamkowy. Idąc przez most trzymała syna przed sobą chroniąc go przed strzałem od tyłu. Gdy szła do przodu bała się zawrócić żeby nie wpaść do Wisły przez straszne dziury które już miała za sobą. Na Placu Zamkowym zastała ciszę, czysto, dorożki nawet czekały w kolejce. Wsiadła do dorożki ciągnionej przez białego konia i za 2 złote dojechała do swojej Ciotki na Złotą 36. Tam w domu spokój – wojny jakby nie było. Dlatego w 1944, obawiając się przechodzenia frontu przez Grochów, schroniliśmy się u tejże ciotki w Śródmieściu. W jej mieszkaniu, a po zbombardowaniu domu w jego piwnicy, chronieni barykadą, dotrwaliśmy w wolnej powstańczej Warszawie aż do października. Dziś na miejscu tego domu są schody Sali Kongresowej PKiN.
Zgierska 5. Ten dom też pamięta wojnę. Ślady ostrzału z 1939 jeszcze widoczne. Właścicielem był pan Boruć. Dom się „wsławił” po wojnie tym, że ktoś strzałem z karabinu przez okno zastrzelił kogoś wewnątrz mieszkania.
Zgierska blisko Igańskiej. Dom pułkownika Pawłowskiego. To był inny Pawłowski. Wart jest osobnej notki. Wspomnę tu tylko, że państwo Pawłowscy po stracie w walkach z Niemcami obu swoich synów adoptowali po wojnie dziecko – niemiecką sierotę. Był on w moim wieku i stał się moim przyjacielem z dzieciństwa. Miał na imię Olgierd. Olgierd Korenda. Po wojnie w 1952 roku odnalazł go jego starszy, niemiecki brat. Troskliwie zajął się Olgierdem, który uświadomił sobie, że naprawdę nazywa się Gerhard Korend. Przed wyjazdem do Niemiec brat Olgierda (mówił po polsku) zabrał nas obu do ZOO. Ślad po nim straciłem. Kiedyś pytałem o niego w niemieckiej ambasadzie ale mi znaleźć go nie pomogli.
Na rogu Zgierskiej i Igańskiej był maleńki sklepik spożywczy ze wszystkim. Nazywaliśmy go „spółdzielnią”.
Obok „spółdzielni” była szkoła podstawowa. Mnie w wieku 6 lat rodzice wysłali do szkoły 149 przy ulicy Krypskiej. Około kilometr spaceru. Dało mi to szanse aby rozszerzyć wtedy horyzonty.
Niespodziewana kontynuacja tej notki: notka-300-sila-slowa
A to zdjęcie moich rowieśników ze szkoły pry ulicy Igańskiej, które dostałem od pani Magdy Balcerzak, córki wspomnianego wyżej Jacka Maliszewskiego. Stoi on w gornym rzędzie, trzeci od lewej. Pierwszy od lewej w tym rzędzie to Olgierd Korenda (Korend Gerard), sierota niemicko - polskich rodziców adoptowany przez pułkowniostwo Pawłowskich którzy na wojnie stracili swoich synów. Siódmy w gornym rzędzie to Wojtek Ciecierzyński. W prawo od wychowawcy siedzi Urszula Niedźwiecka. Pierwszy od prawej w dolnym rzędzie to Michał Żywczyński, przedostatni Adam Dmoch.
PRZEGLĄDARKA BLOGU LONGINA W S24
Kolekcjonuję osiągnięcia geniuszy i ludzi dużego formatu a również osiągnięcia nibynauki, nibyprawa, nibyuczciwości.
W czasie jednego ze swoich wykładów David Hilbert, znany matematyk, powiedział z ironią: "Każdy człowiek ma pewien określony horyzont myślowy. Kiedy ten się zwęża i staje się nieskończenie mały, zamienia się w punkt. Wtedy człowiek mówi: To jest mój punkt widzenia".
Poznanie świata dobrze jest zacząć od poznania samego siebie.
Chętnie czytam komentarze. Lubię spierać się z mającymi inne ode mnie zdanie. Jednak jeden z ostatnich komentarzy zdumiał mnie tym, jak jego autor daleki jest od zrozumienia tekstu pisanego po polsku. Szok miałem tak wielki, że zużyłem pół nocy dla przypomnienia swojego IQ. Namawiam czytelników do tego samego, a osoby z IQ poniżej 90 proszę aby darowały sobie czytanie moich tekstów.
Dla komentowania zapraszam bardzo tych, co mają IQ powyżej 120. Tu kliknij jeżeli chcesz się sprawdzić! Cytat miesiąca czerwca "Przed długi czas o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego nie można było powiedzieć nic krytycznego, bo od razu zachowanie takie traktowano jako niegodne."
Janina Paradowska
Ciężko być cynglem ...
Cytat lipca "Dzisiaj okazuje się, że od Bronisława Komorowskiego trochę lepsza była demokracja."
ezekiel Cytat sierpnia "Nie doceniałam dziś tej drzemiącej siły, która w czasach stanu wojennego kazała mieszkańcom Warszawy codziennie układać krzyż z kwiatów przy kościele św. Anny."
Janina Jankowska Cytat listopada "gdyby wybory mogły naprawdę cokolwiek zmienić, to już dawno byłyby zakazane"
(-Stanisław Michalkiewicz)
O dznaczenie mojej Mamy, siostry Stanisława Sadkowskiego (+KW) poległego 22 sierpnia 1944 w ataku ze Starego Miasta na Dworzec Gdański. Prezydent poszedł na Wawel
Dźwięczy requiem pod dzwonu kloszem,
Salonowcy - skończcie tę wrzawę!
O czas smutnej zadumy proszę,
gdy Prezydent poszedł na Wawel.
Kogo powiódł w żałobnej gali?
Jakieś cienie, mundury krwawe,
ci w Katyniu z dołów powstali,
z Prezydentem poszli na Wawel.
Poszli wolno, lecz równym krokiem,
bo im marsza rozbrzmiewało grave.
Niezbadanym Boga wyrokiem
z Prezydentem zaszli na Wawel.
Gdy próg przeszli królewskich pokoi,
krótki apel – czas z misji zdać sprawę,
potem spać – pierwsza noc już wśród swoich
z Prezydentem, co wwiódł ich na Wawel.
Ciiiiiicho! śpią …Ale może obudzi
ich los w nas to, co czyste i prawe?
Niech pojedna – i partie i ludzi,
dzień, gdy oni dotarli na Wawel.
wg. Henryka Krzyżanowskiego
Zapraszam do przeczytania moich notek:
1. - bliskich Powstaniu:
~ Pamiątka Powstania na Górczewskiej
~ Najdroższym Weronikom Matce i Siostrze ku wiecznej pamięci
~ Czy ktoś jeszcze pamięta?
~ Nasza barykada
Gdy kiedykolwiek zauważysz, że jesteś po stronie większości - powstrzymaj się i dobrze nad sobą zastanów! - Mark Twain „ ... tylko człowiek wolny ma czas by bloga prowadzić” -Grzegorz P. Świderski
Do ników klikam per 'Ty', oczekuję wzajemności.
* Blog z Przeszłości
*Blog Longina Cz. 1 Wstęp.
*Blog Longina Cz. 2: Pobyt w szkole
*Blog Longina Cz. 3: Przerwa w nauce
*Blog Longina Cz. 4: Przed I wojną światową
*Blog Longina Cz. 5: Wybuch wojny, front, okupacja niemiecka
*Blog Longina Cz. 6: Rok 1918
*Blog Longina Cz. 7: Rok 1920
*Blog Longina Cz. 8. Kursy dokształcające dla wojskowych
*Blog Longina Cz. 8a. Kursy dokształcające dla wojskowych
*Blog Longina Cz. 9. W.S.H.
*Blog Longina Cz.10. Absolutorium i praca
*Blog Longina Cz.11: Blog z przeszłości. Longin
*Blog Longina Cz.12 - 1933: Morzem po słońce Afryki
*Blog Longina Cz.13 - 1933: Casablanka, Marakesz, Góry Atlasu
*Blog Longina Cz.14 - 1933: Hiszpania - Malaga, Granada, Alhambra
*Blog Longina Cz.15 - 1933: Sewilla - Byki i Don Kiszot
*Blog Longina Cz.16 - 1933: Sewilla, Cadiz, Al Casar
*Blog Longina Cz.17 - 1933: Sztorm z Zatoce Biskajskiej, Znaczy
*Blog Longina Cz.18 - 1933: Belgia, Bal kapitanski
*Blog Longina Cz.19 - Jastarnia / Jurata '34
*Blog z przeszłości dopisane - Dowborczyk i Rodzina
*Blog Longina Cz.20 - morze, Austria, Jugosławia, Węgry
*Blog Longina Cz.21 - Hania
*Blog Longina cz.22 - Przerwane wspomnienie
Planowane do napisania 37. Wybuch II wojny światowej
38. Okupacja
39. Rok 1940
1941
1942
1943
40. Powstanie Warszawskie
41. Ewakuacja
42. Milanówek
43. Obóz w Gawłowie
44. Powrót z obozu
45. Ucieczka Niemców
46. Powrót do Warszawy
47. Praca organizacyjna w Banku
48. Wrocław
49. Warszawa - praca w Banku
50. Więzienie
51. Powrót do domu
52. W poszukiwaniu pracy
53. C.Z.S.P.J.D.
54. Sp. „Plan”
55. Sp. W.S.P.U.TiR
56. Rok 1956
57. Spółdzielnia „Plan”
NAPISZ DO MNIE
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości