Przypominam w 91. rocznice odzyskania niepodległości wyjątek z relacji bezpośredniego obserwatora używającego w edytowanym przeze mnie blogu z przeszłości w Salonie 24 nika Longin. Podaję niżej jego opowieść o wydarzeniach poprzedzających widzianych z podlaskiej wsi.
Niestety oryginalny tekst bloga w Salonie24 jest obecnie zakłócony znisczeniem ilustracji, które umieściłem na należącym do Yahoo! - właścicielu zamkniętego w październiku serwisu Geocities. Wbrew swoim obietnicom Yahoo! uczynił te ilustracje niedostępnymi. Po kolei ręcznie staram się je wstawić do bloga ponownie.
Almanzor - wydawca bloga Longina
Na jesieni [1914], kiedy Niemcy zajęli Mławę i Ciechanów oraz podeszli pod Dęblin słychać było grzmot armat z frontu. Ale później nastąpiła ofensywa rosyjska i znów front cofnął się pod Kraków, Łódź i do Prus Wschodnich. Pamiętam kazanie ks. Słabczyńskiego na odpuście w Paprotni dn. 24.8.1914r. w dniu św. Bartłomieja :
„Matka Boska w niewoli, słońce się zaćmiło, Ojciec św. Pius X zmarł, a tu wojna szaleje na ziemiach Polski i zbliża się do nas”.
Podziałało to bardzo na ludzi.
[25]
W czasie pierwszej mobilizacji na początku sierpnia 1914r. w Siedlcach, kiedy ludzie stawiali się do wojska i przyprowadzali swe konie, jakiś jegomość ubrany w mundur rosyjskiego oficera wszedł na wóz i zawołał:
„Ej rozejdźcie się! Pokój został zawarty”
, co w rosyjskim języku brzmiało:
„Ej rozejdities, mir uże zakluczen”
. Ludzie jak zahypnotyzowanie zaczęli rzucać czapki do góry i wszystko się rozjechało do domu. Dopiero musieli Moskale po raz drugi wszystko zwoływać i w ten sposób stracili kilka dni.
Na następny pobór koni pojechałem z ojcem do Siedlec. Było to w jesieni. Jechałem konno rano gdy było jeszcze ciemno. Słońce wzeszło, gdy byliśmy w Golicach. Ale wtedy kochanej klaczy gniadej nam nie zabrali i wracaliśmy uradowani.
W październiku nakazano stawić się 6-ciu młodym chłopcom ze wsi na stacji w Siedlcach z przeznaczeniem na wyjazd do Kraśnika do kopania okopów. Między innymi byłem i ja na stacji, gdyż Ojciec bał się wysłać Grześka, który wtedy miał 23 lata, żeby go gdzieś nie wywieźli. Zamiast do Kraśnika, skierowano nas na rampę przy szosie Łukowskiej, do ładowania siana prasowanego do wagonów. Było około 200 ludzi. Obiecali dać jeść, abyśmy tylko dobrze pracowali. Powoli co sprytniejsi zaczęli się ulatniać i kiedy zbliżał się zachód słońca pomyślałem i ja o ucieczce. Ale Moskale nas pilnowali i kiedy wyciągnęliśmy bele siana ze stogu, na którym stał strażnik i wydzierał się biery, biery i.t.d., stóg się obsunął, bele zaczęły spadać, a z nimi i ten kacap. On widocznie zauważył, że była to moja sprawka, bo podszedł
[26]
do mnie i zaczął mnie specjalnie poganiać. Uderzył mnie przy tym po plecach kijem. Uderzenie to pamiętam do dziś. Skutek był taki, że zdecydowaliśmy się uciekać po pod wagonami, co się nam udało i po pół godzinie byliśmy już w śródmieściu, skąd furmankami pojechaliśmy do domu.
Pod koniec października o godzinie 11 wieczorem wyszedł z domu pastuch Adamek po kolacji, i z okrzykiem „poleciało i siadło w choinie” zaczął się wydzierać do okna. Wybiegliśmy z domu i widać było światło gdzieś nad lasem, które powoli się poruszało. Słychać było przy tym odgłosy mężczyzn na wsi. Ludzie się zbiegli i opowiadali co światlejsi, że to napewno balon niemiecki jedzie z bombami i światło to jest kosz pod balonem. Wrażenie na ludziach było duże. A to chłopi osadzili dynię na żerdzi ze świeca w środku, która błyszczała na wszystkie strony, bo było ciemno i siąpił drobny deszcz. Takie kawały trzymały się ludzi w dni wojny.
Na wiosnę 1916r. Komitet Opiekuńczy organizował pomoc dla miast i pod hasłem„Ratujcie dzieci” zbierano na kweście. Siostra moja Pola brała w tych pracach udział. Młode i przystojne dziewczęta na odpustach zbierały na kwestę.
W maju przyjechał do nas Franek z wojska, jakby na pożegnanie, bo powołany został do szkoły oficerskiej w Pskowie. Matka jak zwykle płakała, bo zawsze drżała o jego los. Był to jej najstarszy i może najbardziej ukochany syn. Nie zobaczyliśmy go więcej, aż po powrocie z wojny w lipcu 1918r. po rozbrojeniu korpusuDowbora - Muśnickiego w Bobrujsku.
W lecie, kiedy już było widoczne, że front rosyjski się załamuje opanowała ludzi trwoga, że zbliża się drugi wróg - Prusacy. Stawialiśmy wtedy krzyż z dwoma krzyżownicami na gościńcu koło wiatraka. Wyrzynałem na nim litery „Od powietrza, głodu ognia i wojny - zachowaj nas Panie". Chciałem dodać „wojny i Prusaków", ale po głębszym namyśle zaniechałem tego.
Warszawę zajęli Niemcy 5 sierpnia 1915r., a do nas weszli chyba 10-go sierpnia. Przejście frontu było straszne. Z obawy przed Ojciec zasiał część pola żytem, ażeby uniknąć całkowitego głodu. Siew był 6 sierpnia więc o cały miesiąc za wcześnie, ale żyto jednak udało się, było tylko trochę słabsze.
Batalion rosyjski okopał się dookoła naszej wsi. Sąsiedzi porobili kryjówki w ziemi. Myśmy zrobili schron w ziemi w ogrodzie. Konie i bydło przez cała noc było w ogrodzie. O świcie Moskale zaczęli uciekać. Porwali piękną naszą gniadą klacz z ogrodu. Goniliśmy za nimi z Ojcem aż do Smuniewa, lecz tam Moskal podskoczył do Ojca z bagnetem, omal nie przebił. Musieliśmy wracać. Chcieli podpalić budynki i wołali„goret", ale jakoś nie podpalili. Widzieliśmy tylko jeden niemiecki samolot zwiadowczy i po godzinie dojechał do nas od wschodniej strony pierwszy Niemiec. Z okazji zakończenia niewoli moskiewskiej sąsiad Teofil wyciągnął ukrywaną dotąd strzelbę i chciał wystrzelić na wiwat. Ojciec odwiódł go od tego, bo Niemcy mogliby winić nas za stawianie oporu i zemścić się. Kawalerzyści niemieccy jechali w rękawiczkach jak panowie eleganccy w porównaniu z ustępującymi Moskalami to
[28]
wyglądało imponująco. Za kilka godzin byli już nad Bugiem, skąd słychać było silną kanonadę i widać liczne pożary. Naraz naliczyłem 15 pożarów. Perzyna od ognia dolatywała aż do nas i dymu było pełno od strzałów i pożarów, jak zawsze podczas przewalania się frontu.
Na jesieni 1915 ukończyłem 17 lat. Niemcy wydali rozkaz, żeby wszyscy mężczyźni od 17 do 50 lat stawili się we wtorek do miejscowości Mordy. Sołtys sporządził listę. Starszych i młodszych początkowo pominięto, ale ktoś później doniósł, że dwóch ludzi nie wpisano na listę i sołtys był zmuszony zapisać wszystkich. Szliśmy na tę zbiórkę nie wiedząc czy wrócimy do domu, czy wywiozą nas do Niemiec na roboty. Starsi wysłali mnie i kol. Andrzeja na wywiad, czy nie zanosi się na wywóz ludzi do Prus. Idąc koło spalonego domu zobaczyliśmy jak na naszych oczach przewrócił się komin, który sterczał od czasu przejścia frontu. Wzięliśmy to za zła wróżbę. Ale tym razem i następnym Niemcy ograniczyli się tylko do sprawdzenia czy wszyscy się stawili na rozkaz.
W lecie 1916r. ukazało się zarządzenie, że wszyscy ludzie powyżej 17 lat obowiązani są mieć dowody osobiste z fotografią. W tym celu nakazali stawić się ludziom do Mórd i fotografowali w grupach po 15 osób znacząc ludzi numerkami. Za kilka tygodni wydawali paszporty z tymi fotografiami. Wpisywali dane t.j. imię i nazwisko, miejsce urodzenia oraz wiek. Każdy podawał jak chciał i wskutek tego zdarzały się
[29]
wypadki, że w tym dowodzie matka była młodsza od córki i t.p. nieścisłości.
Natomiast szlachta podlaska nie zapominała upominać się o wpisanie przed nazwiskiem„von", co rzekomo miało byc dowodem szlacheckiego pochodzenia. Wprawdzie nie wszyscy o to się upominali, ale wypadków takich było dużo.
Pierwszą wiadomość od brata Franka z Rosji otrzymaliśmy w jesieni 1916r. Donosił nam za pośrednictwem Czerwonego Krzyża w Sztokholmie, że jest zdrów i pytał się czy jesteśmy zdrowi i czy mieszkamy w tej samej wsi. Ponadto prosił o odpowiedź. Karta była napisana po niemiecku. Znałem na tyle język niemiecki, że zorientowałem się, iż jest zdrów. A o dokładne przetłumaczenie tekstu wysłali mnie Rodzice do Kaspra w Patrykozach p. Kotarskiego. Był to starszy bardzo otyły pan. Później przyjechał do nas z wizytą i bywał od czasu do czasu, bo polubił nasz dom. Znał wszystkie europejskie języki łącznie z łaciną i greckim. Cytował dużo z utworów Słowackiego, bo znał wiele rzeczy na pamięć. Siostrze Marysi napisał albumik na pamiątkę z poezją głównie Słowackiego. Ze mną grał w warcaby. Ale mnie dawał fory i wygrywał. Nazywał mnie przy tym „warcabistą".
W tym czasie - było to w latach 1917 - 18 bywali u nas w domu legioniści. Kapral Gąsiorek z Kent i szer. Zamoyski. Przebywali oni w gminie z zadaniem
[30]
organizowania P.O.W. Robili spisy młodzieży, ale do legionów nie werbowali. Niemcy trzymali łapę na wszystkiem.
W karnawale 1918r., jako dorastający młodzieniec, byłem na weselu u ciotecznego brata Stanisława Osińskiego. Był to mój pierwszy występ kawalerski. Podczas wojny kraj był w żałobie i zabaw prawie nie urządzano. Były przyjęcia z odpustów w rodzinie t.j. w Strusach u wujostwa, w Czepielinie, w Hołubli u Głuchowolskich, w Wyrozębach u Kamińskich oraz w Skwierczynie u Czarkowskich. Ponadto zaprzyjaźniliśmy się z p.p. Paprockimi Joanną i Czesławem ze Skorupek i bywaliśmy na zabawach u nich i oni u nas. Moimi pierwszymi sympatiami były E. Czarkowska i M. Mężyńska. A brat Grześ podkochiwał się w Weronce Kamińskiej i na dyni wypisał słowa: „Weronka będzie moja żonka". Dynia się rozrosła i na jesieni wielkie litery można było czytać z daleka. Później rad byłby ożenić się z Janką Paprocką, ale i z tego wyszły nici.
Powoli wojna dawała znać o sobie. W lecie 1916r. zmarł mój towarzysz z lat dziecięcych Andrzej syn Stanisława Czarnockiego. Wracając w listopadzie z wezwaniem do wojska wpadł do rowu pełnego wody. Zaziębił się i dostał zapalenia mózgu.
W jesieni t.j. 1.grudnia 1916r. przyszła wiadomość z Niemiec o śmierci brata jego Tomasza w niewoli w Neuhammer. Zmarł on z głodu i wyczerpania, bo przedtem pisał błagalne listy o nadesłanie żywności.
[31]
Tegoż roku w listopadzie zmarła u nas moja babka Czarnocka. Pogrzeb odbył się na koszt wujów - matki braci, gdyż jak poprzednio już wspominałem oni odziedziczyli cały majątek po swej matce. Pochowana została na cmentarzu w Paprotni, a przyjęcie pogrzebowe odbyło się u nas.
Brat mój stryjeczny - Józef po skończeniu szkoły podstawowej przygotowywał się do gimnazjum. Stryj dał mu korepetytora, ucznia 8 klasy, który w lecie 1918r. udzielał mu lekcji.
Ojciec mój zaproponował mi po raz trzeci, żebym się wziął do nauki. Miałem już wtedy prawie 20 lat. Wydawało mi się, że na naukę zbyt jestem spóźniony - więc się nie zgodziłem. Chodziło mi o to, że nie chciałem zaczynać uczyc się na nowo bez widoków możności kontynuowania dalszej nauki.
W czerwcu 1918r. otrzymaliśmy list od brata Franka. Donosił nam, że jest w Bobrujsku w korpusie Dowbora Muśnickiego. Jest kapitanem i służy na pułkownika. Opisywał swoje przeżycia wojenne i nie wiedział co się z nami dzieje. Wreszcie w dniu 5 lipca 1918r. powrócił do domu po rozbrojeniu korpusu przez Niemców. Przywiózł trochę rzeczy ze sobą, a z wojskowych tylko pozwolili mu wrócić w mundurze, a broń i szablę odebrali - niby do zwrotu. Franek będąc w wojsku zaczął używać imienia „Stanisław".
[32]
W jego rozumieniu wydawało mu się to imię piękniejsze. Od tąd zaczęliśmy go nazywać Stachem. Niemcy nakazali mu meldować się w Mordach co 2 tygodnie. Nawiązał on łączność z Komendą zaciągu do Wojska Polskiego i czekał na dalsze decyzje. Mnie zaś radził żebym zaciągnął się do polskiego wojska t.zn. „Wehrmachtu". Ja się na to nie mogłem zdecydować.
I tak nadszedł dzień 11 listopada 1918r - dzień zakończenia I Wojny światowej - uwolnienie J. Piłsudskiego z Magdeburga i rozbrajanie Niemców. Rano 11 XI. 1918r. Ojciec wybierał się do Siedlec na jarmark św. Marcina. Brat Staś chory był na grypę. Prosił więc mnie, żebym w jego imieniu dowiedział się u por. Górskiego - komendanta Zaciągu o nowiny i czy Niemcy nie oddadzą mu szabli, o którą robił starania. W ostatniej chwili wstał z łóżka i zdecydował sam pojechać do Siedlec z Ojcem i siostrą Marysią. I tak się stało.
Wieczorem wrócił tylko Ojciec z Marysią i przywiózł dla mnie Karabin z amunicją, dubeltówkę z nabojami i rewolwer - browning. Przywieźli radosną wiadomość o zakończeniu wojny i rozbrajaniu Niemców. Nazajutrz rano 12 listopada wyruszyliśmy z kolegą Andrzejem synem Hipolita Czarnockiego do Siedlec z zamiarem wstąpienia do wojska. Był to mroźny pochmurny poranek kiedy z kijami w ręku spieszyliśmy do
[33]
Siedlec. Pierwszą oznaką wolności był ukłon żyda czapką, z czego widać było że Polska górą. Dawniej nie kłaniali się młodzieży polskiej. W Siedlcach spotkałem się z bratem, który porozmawiał z nami nie dłużej niż 5 minut i odjechał na koniu. Kazał mi wracać do domu i oświadczył, że sam mnie wezwie jak będzie na to czas. Mnie było pilno do wojska, a on ciągle zwlekał z decyzją. W dniu 12.12.1918 byłem ponownie w Siedlcach i widziałem wojsko polskie. Naprawdę żywe wojsko w polskich mundurach i z białymi orzełkami na czapkach. Była to defilada z okazji przyjazdu biskupa Teodorowicza, który miał byc kandydatem na posła do sejmu ustawodawczego z ramienia endecji. Mało mi oczy nie wylazły jak przyglądałem się żołnierzom i żal mi było wracać do domu. A braciszek stale zwlekał. Jednak kiedy przyjechał na św. Bożego Narodzenia do domu zapowiedziałem mu, że nie usiedzę dłużej i jeśli nie zgodzi się żebym wstąpił do Wojska w Siedlcach, to z domu ucieknę i zapiszę się w Dęblinie. Nie miałem jeszcze 21 lat t.j. nie byłem jeszcze pełnoletni i na zaciągnięcie się do wojska wymagali zgody Ojca.
W końcu Staś widząc moją postawę zdecydował się i zapisał mnie do szkoły podoficerskiej przy 22 p.p. w Siedlcach. Porozmawiał z Ojcem, żeby
[34]
na to się zgodził, bo i tak wkrótce zabiorą mnie z poboru.
PRZEGLĄDARKA BLOGU LONGINA W S24
Kolekcjonuję osiągnięcia geniuszy i ludzi dużego formatu a również osiągnięcia nibynauki, nibyprawa, nibyuczciwości.
W czasie jednego ze swoich wykładów David Hilbert, znany matematyk, powiedział z ironią: "Każdy człowiek ma pewien określony horyzont myślowy. Kiedy ten się zwęża i staje się nieskończenie mały, zamienia się w punkt. Wtedy człowiek mówi: To jest mój punkt widzenia".
Poznanie świata dobrze jest zacząć od poznania samego siebie.
Chętnie czytam komentarze. Lubię spierać się z mającymi inne ode mnie zdanie. Jednak jeden z ostatnich komentarzy zdumiał mnie tym, jak jego autor daleki jest od zrozumienia tekstu pisanego po polsku. Szok miałem tak wielki, że zużyłem pół nocy dla przypomnienia swojego IQ. Namawiam czytelników do tego samego, a osoby z IQ poniżej 90 proszę aby darowały sobie czytanie moich tekstów.
Dla komentowania zapraszam bardzo tych, co mają IQ powyżej 120. Tu kliknij jeżeli chcesz się sprawdzić! Cytat miesiąca czerwca "Przed długi czas o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego nie można było powiedzieć nic krytycznego, bo od razu zachowanie takie traktowano jako niegodne."
Janina Paradowska
Ciężko być cynglem ...
Cytat lipca "Dzisiaj okazuje się, że od Bronisława Komorowskiego trochę lepsza była demokracja."
ezekiel Cytat sierpnia "Nie doceniałam dziś tej drzemiącej siły, która w czasach stanu wojennego kazała mieszkańcom Warszawy codziennie układać krzyż z kwiatów przy kościele św. Anny."
Janina Jankowska Cytat listopada "gdyby wybory mogły naprawdę cokolwiek zmienić, to już dawno byłyby zakazane"
(-Stanisław Michalkiewicz)
O dznaczenie mojej Mamy, siostry Stanisława Sadkowskiego (+KW) poległego 22 sierpnia 1944 w ataku ze Starego Miasta na Dworzec Gdański. Prezydent poszedł na Wawel
Dźwięczy requiem pod dzwonu kloszem,
Salonowcy - skończcie tę wrzawę!
O czas smutnej zadumy proszę,
gdy Prezydent poszedł na Wawel.
Kogo powiódł w żałobnej gali?
Jakieś cienie, mundury krwawe,
ci w Katyniu z dołów powstali,
z Prezydentem poszli na Wawel.
Poszli wolno, lecz równym krokiem,
bo im marsza rozbrzmiewało grave.
Niezbadanym Boga wyrokiem
z Prezydentem zaszli na Wawel.
Gdy próg przeszli królewskich pokoi,
krótki apel – czas z misji zdać sprawę,
potem spać – pierwsza noc już wśród swoich
z Prezydentem, co wwiódł ich na Wawel.
Ciiiiiicho! śpią …Ale może obudzi
ich los w nas to, co czyste i prawe?
Niech pojedna – i partie i ludzi,
dzień, gdy oni dotarli na Wawel.
wg. Henryka Krzyżanowskiego
Zapraszam do przeczytania moich notek:
1. - bliskich Powstaniu:
~ Pamiątka Powstania na Górczewskiej
~ Najdroższym Weronikom Matce i Siostrze ku wiecznej pamięci
~ Czy ktoś jeszcze pamięta?
~ Nasza barykada
Gdy kiedykolwiek zauważysz, że jesteś po stronie większości - powstrzymaj się i dobrze nad sobą zastanów! - Mark Twain „ ... tylko człowiek wolny ma czas by bloga prowadzić” -Grzegorz P. Świderski
Do ników klikam per 'Ty', oczekuję wzajemności.
* Blog z Przeszłości
*Blog Longina Cz. 1 Wstęp.
*Blog Longina Cz. 2: Pobyt w szkole
*Blog Longina Cz. 3: Przerwa w nauce
*Blog Longina Cz. 4: Przed I wojną światową
*Blog Longina Cz. 5: Wybuch wojny, front, okupacja niemiecka
*Blog Longina Cz. 6: Rok 1918
*Blog Longina Cz. 7: Rok 1920
*Blog Longina Cz. 8. Kursy dokształcające dla wojskowych
*Blog Longina Cz. 8a. Kursy dokształcające dla wojskowych
*Blog Longina Cz. 9. W.S.H.
*Blog Longina Cz.10. Absolutorium i praca
*Blog Longina Cz.11: Blog z przeszłości. Longin
*Blog Longina Cz.12 - 1933: Morzem po słońce Afryki
*Blog Longina Cz.13 - 1933: Casablanka, Marakesz, Góry Atlasu
*Blog Longina Cz.14 - 1933: Hiszpania - Malaga, Granada, Alhambra
*Blog Longina Cz.15 - 1933: Sewilla - Byki i Don Kiszot
*Blog Longina Cz.16 - 1933: Sewilla, Cadiz, Al Casar
*Blog Longina Cz.17 - 1933: Sztorm z Zatoce Biskajskiej, Znaczy
*Blog Longina Cz.18 - 1933: Belgia, Bal kapitanski
*Blog Longina Cz.19 - Jastarnia / Jurata '34
*Blog z przeszłości dopisane - Dowborczyk i Rodzina
*Blog Longina Cz.20 - morze, Austria, Jugosławia, Węgry
*Blog Longina Cz.21 - Hania
*Blog Longina cz.22 - Przerwane wspomnienie
Planowane do napisania 37. Wybuch II wojny światowej
38. Okupacja
39. Rok 1940
1941
1942
1943
40. Powstanie Warszawskie
41. Ewakuacja
42. Milanówek
43. Obóz w Gawłowie
44. Powrót z obozu
45. Ucieczka Niemców
46. Powrót do Warszawy
47. Praca organizacyjna w Banku
48. Wrocław
49. Warszawa - praca w Banku
50. Więzienie
51. Powrót do domu
52. W poszukiwaniu pracy
53. C.Z.S.P.J.D.
54. Sp. „Plan”
55. Sp. W.S.P.U.TiR
56. Rok 1956
57. Spółdzielnia „Plan”
NAPISZ DO MNIE
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura