Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
Almanzor Almanzor
945
BLOG

*Blog Longina Cz.8a. Kursy dokształcające dla wojskowych

Almanzor Almanzor Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Przypomnienie, 19. Kursy dokształcające dla wojskowych, 20.Mała matura i zwolnienie z wojska, 21. Powrót do pracy na roli 22. Moment decydujący w życiu 23. Matura  23a Wesele Grzegorza  CIĄG DALSZY=>

Podczas migracji do Nowego Salonu24 z umieszczonego w starym Salonie Bloga z przeszłości zniknął obszerny fragment opisujący dokształcanie się żołnierzy i przygotowywanie do matury w Gimnazjum podlaskim w Siedlcach. Całość tego materiału jest wstawiona poniżej. Na początku ilustrowane kilkoma zdjęciami

Przypomnienie

Autor Bloga z przeszłości po zaciągnięciu się w styczniu 1919 na ochotnika do Wojska Polskiego w 22.p.p. w Siedlcach ukończył szkołę podoficerską. Został instruktorem a w końcu szefem szkoły podoficerskiej.

Autor Blogu z przyszłości, wiosna 1919

O 10 lat jego starszy brat Stanisław, jako dowódca batalionu szturmowego, od jesieni 1919, z przerwą na zawarcie związku małżeńskiego z Irena Sawicką w styczniu 1920, walczył na froncie bolszewickim, został ranny, w pułku rozeszła się, ne prawdziwa na szczęście, wiadomość z frontu, że poległ w walce.

 
 

Siostry Pola i Marysia
W batalionie zapasowym 22.p.p., w którym instruktorem a potem szefem szkoły podoficerskiej był autor Bloga intensywnie szkolono żołnierzy powołanych do wojska.

Wycofując się przed nacierającymi bolszewikami, w sierpniu 1920, 22.p.p przebazował się w okolice Dęblina, a następnie, w celu reorganizacji, został przebazowany w Beskid Śląski.

Bracia Stanisław

 

i Grzegorz

 

 
 
Autora Bloga powaliła w tej podróży choroba, ale - gdy wydobrzał - wygrał w karty spora kwotę 4.000Mk za co kupił dla siebie buty z cholewami i rewolwer „Kolta” :o).
 
 
Rodzice Barbara i Ignacy

19. Kursy dokształcające dla wojskowych

Od 1 października 1920 w  gimnazjum B. Prusa zostały uruchomione kursy dokształcające dla wojskowych w Siedlcach. Dyrektor Rutkowskizapytywał kolegów o mnie, dlaczego się nie zapisałem. Obawiałem się, że nie dam sobie rady z nauką służąc w wojsku. Pojechałem do brata Stanisławado Kowla i ten radził mi żebym bezwzględnie się zapisał na naukę. Poszedłem więc pierwszy raz w dniu 9 listopada.

Dyr. Rutkowski przywitał mnie dodając, że już myślał, że ja myślę o pannach, a nie o nauce. Na pierwszej lekcji z polskiego zaczął mnie pytać z III księgi „Pana Tadeusza” .Poprosiłem, żeby mnie zwolnił z odpowiedzi, gdyż nie jestem przygotowany. „Ale na jutro Pan się przygotuje?”Zapytał. Odpowiedziałem twierdząco. Było to wielkie zobowiązanie wobec Dyrektora. Po lekcji zacząłem szukać książek. Pożyczyła mi  maturzystka p. Maciejewska. Uczyłem się do późnej nocy. Nazajutrz dyr. Rutkowski zaczął pytać ode mnie. Odpowiadałem prawie cała lekcję. Następnego dnia to samo i tak prawie codziennie. Musiałem pracować, żeby dorównać poziomowi kolegów. Był to kurs 6-cio klasowy, ale przerabialiśmy z polskiego „Pana Tadeusza”.

W końcu listopada zażądano od nas przedłożenia świadectw szkolnych. Odpowiedziałem, że żadnych świadectw nie posiadam.
[60]
[przypis 6 klasa: dziewiąty/dziesiąty rok edukacji szkolnej - dwa lata przed maturą]

Wobec tego Ci koledzy, którzy nie złożyli świadectw z ukończenia 4 klas gimnazjum zmuszeni byli poddać się egzaminowi. Pytano nas na lekcjach w ciągu tygodnia. Zdawałem z polskiego, historii i matematyki. Egzamin mój wypadł dobrze. W miesiącu lutym 1921 zdawaliśmy egzaminy przejściowe z 5-ciu klas, a w końcu czerwca 1921 z 6-ciu klas. Po egzaminach otrzymałem małą maturę tj. świadectwo ukończenia 6-ciu klas
[6 klas gimnazjum - matura była po 8. klasie]. Stopnie miałem dobre. Po rozdaniu świadectw poszliśmy do wspólnej fotografii. Wtedy podeszła do mnie p. Karpińska, która nam wykładała geografię i prof. Karczyński matematyk - żebym się zapisał w przyszłym roku szkolnym na kursy maturalne, to po roku otrzymam maturę. Podziękowałem za opinię i radę, ale nie wierzyłem w taką możliwość. Muszę tu nadmienić, że na lekcjach geografii popisywałem się znajomością niejednokrotnie większą niż wymagano: np. potrafiłem wymienić miasta w Albanii: Pryzren, Ipek, Diakowa ze stolicą w Tiranie. Z mapy ślepej umiałem wskazać konturowości o czym wielu kolegów nie wiedziało. Podobnie z historii. Kiedy mówiłem o walkach Karola Wielkiego z Maurami opowiadałem o wodzu Franków Rolandzie i jego zwycięstwach w dolinie Ronsewal w Pirenejach, to p. profesor odpowiedział dosyć, dziękuję, dziękuję.
[61]
Profesor Karczewski też był zachwycony moimi odpowiedziami, bo ja jeden umiałem bezbłędnie udowodnić twierdzenie Ptolemeusza, Pitagorasa i.t.d.

20. Mała matura i zwolnienie z wojska

Służbę wojskową ukończyłem po zdaniu egzaminu z 6-ciu klas w dniu 27 lipca 1921 r na Rozkazy w B.Z. 22 p.p. Ostatnie 3 miesiące pracowałem w Biurze Wojskowym przy ul. Ogrodowej 4. Wysłano mnie na mecz piłki nożnej do Lublina, gdzie zetknęliśmy się z graczami klubu Pogoni ze Lwowa.

Przegraliśmy w stosunku 17:0. Nasza drużyna została zwołana w ten sposób, że z braku graczy powołano wszystkich o kim wiedziano, ze kiedykolwiek kopał piłkę. Z Lublina wróciłem tak zmęczony, że ledwo miałem siłę aby wejść na I piętro. Piłki nie kopałem przez cały rok i bez żadnego treningu kazano nam rozegrać mecz w piłkę nożną na Zabawie ludowej w Lublinie.

Z Lublina przywiozłem rozkaz, który mówił, że t.zw. jednoroczni mogą być zwolnieni z wojska. Po otrzymaniu małej matury - to prawo i mnie przysługiwało.

Pojechałem na wieś do Rodziny po cywilne ubranie i w ciągu kilku dni byłem już w cywilu.

Na czas mojego wyjazdu w moim pokoju zamieszkał urzędnik z biura, gdzie pracował niejaki Figiel. Po przyjeździe spotkałem go na mieście na ulicy Warszawskiej, gdzie mi wręczył klucz do mego pokoju dodając: „niech pan się nie zdziwi, bo zastanie pan tam drugie łóżko
[62]
i rzeczy jednej mojej znajomej”.

Po wejściu do pokoju zdjąłem z siebie pas i poszedłem do biurowego pokoju uporządkować akta do zdania przed zwolnieniem się z wojska. Po pewnym czasie zamknąłem biuro i pokój i wyszedłem do brata. Po powrocie około godziny 9-ej wieczorem zastałem jakąś panią w łóżku kolegi i jakieś toboły na podłodze. Byłem wściekły na taka bezczelność zajęcia cudzego mieszkania. Rozebrałem się i położyłem się do swego łóżka wykręcając się plecami do pokoju. Po pewnym czasie przyszedł p. Figiel. Usiadł na łóżku przy tej pani i zaczął mnie pytać czy nie widziałem jego rewolweru, który zostawił z pasem na łóżku. Odpowiedziałem, że nie widziałem. Zapytał mnie czy nie widziałem jak ordynans przyniósł wodę do pokoju, bo rano zostawił puste wiadro, a teraz jest pełne. Odpowiedziałem, że około godziny byłem w biurowym pokoju i przy mnie ordynans nie wchodził. Około godziny 12-ej w nocy p. Figiel odprowadził na stację swoją pannę, która odjechała do Warszawy. Na trzeci dzień byłem już zwolniony z wojska. Wtedy żandarmi przyszli do mnie z zapytaniem o ordynansa, jak on się zachowywał, bo jest on posądzony o kradzież rewolweru. Wydałem o nim jaknajlepszą opinię, że w ciągu 5 miesięcy pracował ze mną i nic mi w tym czasie nie zginęło.
[63]
Uważałem więc, że na tym cała sprawa zostanie zakończona. Pojechałem na wieś, po z górą 2 1/2 latach służby w wojsku.

21. Powrót do pracy na roli

Biuro wojskowe, w którym pracowałem przez ostatnie 3 miesiące zostało przeniesione do Lublina. Lokal pozostał wolny. Z tego skorzystał mój brat i zajął wolne mieszkanie składające się z 3 pokoi i kuchni przy ul. Ogrodowej 4 na I pietrze w Siedlcach.

Mając rower do dyspozycji, [kiedy] nudziło mi się siedzieć na wsi, przyjeżdżałem sobie do brata tymbardziej, że zamieszkała u nich siostra bratowej Jula, za którą mi było tęskno. Kiedy jednego razu przyjechałem do Siedlec zastałem wezwanie do policji Śledczej. Poszedłem załatwić sprawę odrazu. Policjant wprowadził mnie do pokoju śledczego i oznajmił, że jestem posądzony o kradzież rewolweru i teraz jestem aresztowany.

Czułem jak mi krew uderzyła do głowy i zrobiło mi się gorąco. Zadano mi pytanie co wiem w tej sprawie i czy poza mną i ordynansem nikt więcej nie wchodził wtedy do mieszkania. Odpowiedziałem jak było: że pokój mój zostawiłem pod opieka pracownika biura Figla. Jak wróciłem zastałem wniesione drugie łóżko i kobietę, którą on następnie odprowadził
[64]
w nocy na stację, gdyż wyjeżdżała do Warszawy. Po takim oświadczeniu śledczy kazał mi podpisać zobowiązanie, że stawię się na każde wezwanie i że jestem wolny. Pan Figiel, jak się później okazało, sprzedał ten rewolwer za 15.000 Mk na koszty związane z wysłaniem swej ukochanej i złożył zeznanie, że kiedy mieszkał z sierżantem Kobylińskim zginął mu rewolwer, a do pokoju wchodził tylko ordynans.

Pan Figiel za takie posądzenie dostał na ulicy Warszawskiej po buzi od kolegi mojego, sierżanta Gawędy, na pamiątkę, aby nie robił donosów na niewinnych ludzi.

22. Moment decydujący w życiu

Będąc na wsi zająłem się w czasie żniw pracą w polu.

Poszedłem kosićseradelę na dość wąskiej działce. W pewnym momencie zawadziłem kosą o kamień. Kosa się wyszczerbiła. Tak mnie to zdenerwowało, że wtedypowziąłem decyzję dalej się uczyć, bo w takich warunkach nie sposób pozostać na gospodarstwie. Gdyby całe ojca gospodarstwo rolne było wtedy w jednym miejscu, prawdopodobnie pozostałbym na roli, ale na gospodarstwie w szachownicy nie miałem ochoty pracować.

23. Matura

W dniu 1 września 1921r zapisałem się na kurs maturalny przy gimn. im. B. Prusa w Siedlcach. Dyrektorem kursu był nadal prof. Rutkowski, a wykładowcami profesorowie z gimnazjum w Siedlcach.
[65]
Kursy dokształceniowe zostały zorganizowane w 3-ch grupach a, b i c. Kurs a - maturalny, kurs b - sześcioklasowy i kurs c - czteroklasowy. Kierownikiem administracyjnym ze strony uczących się został wybrany por. Bujalski na wszystkie trzy kursy. Ja zaś zostałem powołany przez dyrektora Rutkowskiego na kier. kursu maturalnego. Zadaniem moim było utrzymywanie łączności między uczącymi się, a wykładowcami. W krótkim czasie por. Bujalski zrezygnował z uczęszczania na wykłady i ja zostałem powołany na jego miejsce. Dyr. Rutkowski darzył mnie zaufaniem, ponieważ znał mnie z poprzedniego roku.

Zamieszkałem u brata, gdzie zająłem jeden pokój od podwórka. Później zamieszkał ze mną ppor. Brunon Bosiacki, który razem ze mną się uczył. Miał on już maturę sowiecką, ale chciał zrobić polską z wykładowym jęz. polskim, gdyż sowiecka matura nie dawała mu pełnych praw maturzysty.

Do szkoły miałem blisko. Mieszkałem przy u. Sienkiewicza 4, a gimnazjum mieściło się obok pod numerem 2. Lekcje nasze rozpoczynały się o godz 15-tej i trwały zwykle do 20.30. Przez cały czas raz jeden opuściłem lekcje gdyż byłem chory na grypę. Pracy mieliśmy dużo. Przerabialiśmy cały materiał klas VII i VIII w szybkim tempie. Lektury do czytania było dużo: Sienkiewicz, Prus, Żeromski.

Wracając ze szkoły o godzinie 21-ej zjadałem kolację i do 23 odrabiałem lekcje. Rano około godziny 9-tej przychodził do mnie
[66]
kol. Małkowski i wspólnie przerabialiśmy cały materiał zadany w szkole. On był słabszy ode mnie w nauce, więc niejednokrotnie musiałem wyjaśniać i pomagać zwłaszcza w matematyce. Ale na tym tylko zyskałem, bo powtarzając to samo uczyłem się gruntownie.

W pierwszych dniach lutego zdawaliśmy egzamin przejściowy z siedmiu klas. Z matematyki dostałem z pisemnego tylko 3, gdyż nie posiadałem książki a korzystałem z podręcznika kol. Bosiackiego. Na egzaminie profesor Zbieć nie pozwolił abym skorzystał z książki Bosiackiego i musiałem czekać aż on sam skończył zadanie i dlatego nie zrobiłem zadania. Byłem wściekły na profesora, ale nie mogłem poradzić. Ponieważ miałem dobre stopnie z klasówek i z odpowiedzi ustnych więc prof. Zbieć w drodze wyjątku postawił mi trójczynę.

Klasę ósmą przerabialiśmy od lutego do połowy lipca. W połowie czerwca wezwał mnie prof. Rutkowski i oznajmił, że on jako dyrektor postanowił z profesorami urządzić nam egzamin wstępny, ażeby się zorientować i zadecydować kogo dopuścić do matury. Ponieważ na egzamin przyjedzie delegacja z Min. Oświaty, więc oni nie chcą się skompromitować, sami wolą niedopuściścić słabiej przygotowanych kandydatów. Zalecał ponadto, abyśmy sami przerobili elektryczność z fizyki bo profesor Wolfke nie zdążył z nami tego przejść. W końcu polecił mi, abym przekazał to wszystkim kolegom w taki sposób, żeby nie robić jednak niepotrzebnej paniki. Na kurs uczęszczało 45 osób. Do matury po egzaminie wstępnym
[67]
dopuszczono 34 uczni. Z tego dwóch kolegów Pałucki i Młynarczyk Feliks zrezygnowało i do egzaminów przystąpiło nas 32. Obliczając swoje szanse wydawało mi się, że powinienem zdać egzaminy pomyślnie. Należałem bowiem do lepszych uczni. Nie byłem wprawdzie prymusem, ale miałem stopnie dobre w ciągu roku ze wszystkich przedmiotów. Średnio uważałem się za 3-4 ucznia w klasie.

Na pierwszy egzamin przyjechali dwaj delegaci z Ministerstwa Oświaty z Warszawy: prof. Straszewski i prof. Stein (Żydek). Przewodniczącym komisji egzaminacyjnej został prof. Straszewski.

Pierwszego dnia mieliśmy egzamin pisemny z języka polskiego. Po otwarciu kopert prof. Straszewski odczytał nam trzy tematy, z których jeden można było sobie wybrać. Temat pierwszy był: „Cześnik a Rejent według Zemsty Fredry - charakterystyka porównawcza”, temat drugi: „Ideał pracy od podstaw według znanych utworów Orzeszkowej i Prusa”, temat trzeci: „Rozwinąć i uzasadnić myśl Mickiewicza na podstawie dziejów porozbiorowych Polski:
  Polak choć stąd między narodami słynny,
  Że bardziej niźli życie kocha kraj rodzinny
  Gotów jest jednak zawżdy rzucić go i iść na kraj świata
  W nędzy i poniewierce przeżyć długie lata.
  Borykać się z ludźmi i Wszem póki mu wzrok burzy
  Przyświeca ta nadzieja, że ojczyźnie służy.”

Po odczytaniu ostatniego tematu odrazu zdecydowałem się, że będę go pisał, gdyż Zemsty Fredry nie przerabialiśmy w szkole, a w domu
[68]
przeczytałem tę sztukę zaledwie do połowy. Na temat pracy od podstaw wogóle nie wiedziałem co pisać. A Pana Tadeusza miałem świeżo w głowie i historię porozbiorową znałem dość dobrze. Obejrzałem się po klasie i wszyscy pokazywali 3 palce, co oznaczało, że piszą trzeci temat.

Napisałem szybko, czysto i dość dobrze 3 i 1/2 strony arkusza. Ponieważ wymagano, żeby każdy napisał jeden arkusz na brudno, a drugi na czysto na papierze opieczętowanym więc z dużym wysiłkiem zabrałem się do przepisywania na czysto. Ten na czysto przepisany arkusz był przepisany mniej starannie, bo na pierwszym była tylko jedna poprawka. Oddałem więc obydwa arkusze. Na drugi dzień dowiedziałem się, że dostałem 4 z wypracowania. Przystąpiliśmy więc do egzaminu z fizyki, a grupa filologiczna z łaciny. Zadanie dostaliśmy bardzo trudne. Próbowałem je zrobić, ale rozwiązałem z błędem. Uratowało mnie to, że dyskusję po zakończeniu zadania przeprowadziłem logicznie i dobrze.

Otrzymałem jednak ocenę niedostateczną. Fizykę zdawało nas 19-tu. Jeden kol. Piżoń dostał 4 i drugi kol. Studnicki 3, trzech nas dostało 2, a pozostali jedenastu 1. I ci stracili prawo do dalszego zdawania egzaminu. Profesor Stein w czasie egzaminu chodził po sali i uważał czy ktoś z nas nie ma ściągawki i czy nie ściąga od kolegi. Jednym słowem zdenerwowało nas takie jego zachowanie się. W tej sytuacji zrobiliśmy zebranie wieczorem i uchwaliliśmy, że żądamy usunięcia
[69]
z komisji egzaminacyjnej prof. Steina. Wybraliśmy trzech delegatów, którzy w naszym imieniu złożą taka decyzję i oświadczą, że w razie nie uwzględnienia naszej prośby rezygnujemy wszyscy ze składania dalszych egzaminów i odstępujemy od matury.

Trzeciego dnie rano na sali egzaminacyjnej koledzy nasi zakomunikowali przewodniczącemu komisji prof. Straszewskiemu nasze żądanie. Na to odpowiedział prof. Straszewski, że każdy z nas ma wolna drogę i kto chce odstąpić od matury może jej nie zdawać. Wtedy wszyscy ruszyliśmy do wyjścia. Przewodniczący komisji zagrodził nam we drzwiach drogę i zaapelował, abyśmy się zastanowili nad naszym postępowaniem. Bo kto wyjdzie z sali niema już prawa powrotu do zdawania egzaminu. Jeden pochopny krok nierozważny może być przyczyną nieotrzymania matury. Delegaci nasi zażądali, aby pozwolono nam się naradzić, gdyż nie mają upoważnienia do podjęcia za nas wszystkich jakiejkolwiek naszej decyzji. Zaapelowali do nas i nasi profesorowie Rutkowski, Wolfke stwierdzając, że niemożnością jest usunięcie prof. Steina z komisji bez zgody Ministerstwa. Straszewski zdecydował, że oni zostawią nas samych na sali ogólnej abyśmy się naradzili czy zechcemy zdawać dalsze egzaminy, bo naszego żądania nie wolno mu uwzględnić. Prof. Stein oświadczył nam, że jest mu strasznie przykro, że on tak kocha[70]polską młodzież i że teraz spotyka go taka nieprzyjemność.

Po naradzie postanowiliśmy przystąpić do dalszych egzaminów. Koperty z zadaniami zostały otwarte, które następnie podano nam do wiadomości.

Z trzech zadań zrobiłem dwa i otrzymałem stopień dostateczny. Następnego dnia był egzamin pisemny z języka niemieckiego. Pisaliśmy bajeczkę „Geldbeutel”, z czego dostałem również dostateczną ocenę. W ten sposób zostałem dopuszczony do ustnych egzaminów. Ci koledzy, którzy dostali z dwóch przedmiotów stopień niedostateczny, lub z jednego źle, nie byli dopuszczeni do egzaminów ustnych.

Po kilkudniowej przerwie rozpoczęły się ustne egzaminy. W ciągu dwóch godzin zdawało trzech. Z pierwszej trójki jeden wyszedł zwycięsko a dwóch oblano. Podobnie z następnej trójki. Dopiero z mojej trójki zdaliśmy wszyscy. Z języka polskiego otrzymałem pytanie od dyr. Rutkowskiego „charakterystyka arystokracji polskiej w utworach romantycznych”. Odpowiadałem dość dobrze. Nowym delegatem z Min. Oświaty został prof. Gałecki, który przyjechał na ustne egzaminy i był przewodniczącym komisji. Słuchając moich odpowiedzi zwolnił mnie z dalszych pytań. Podobnie było z historią, gdzie próbował mi pomagać członek komisji ks. Szklarski. Z religii poszło mi dość gładko.
[71]
Z języka niemieckiego również jakoś wybrnąłem, aż dopiero z przyrody poszło mi gorzej. Przyczyna była ta, że profesor Soupperówna, która uważała mnie za najlepszego swego ucznia, bo zawsze miałem u niej dobre stopnie, przedstawiła mnie jako najlepszego ucznia. Po skończonym egzaminie wybiegła za mną na korytarz z wymówką, że ją skompromitowałem. Powiedziała mi, że nie jestem wart nawet dwójki za takie odpowiedzi. W końcu z matematyki i fizyki jakoś poszło mi gładko no i dobrnąłem do końca. Spośród 34 dopuszczonych do matury - świadectwo otrzymało nas 13-tu t.j. 38%. A więc odsiew był bardzo duży. Z moich kolegów, którzy razem ze mną ukończyli kurs 6 klas, tylko ja jeden dobrnąłem do celu, a pozostałych 12-tu odpadło.

W czasie trwania egzaminów zostałem sam w mieszkaniu, bo brat wyjechał do rodziców swej żony. Nie miałem nawet z kim porozmawiać i podzielić się swoimi przeżyciami. Czułem się wtedy, zresztą jak i później niejednokrotnie bardzo samotny. Po egzaminach pojechałem na wieś do rodziców, aby wypocząć po takiej przeprawie. Lecz moje zmartwienia i kłopoty miały się dopiero zacząć.

23a Wesele Grzegorza

W tym bowiem czasie t.j. w lipcu ożenił się mój brat Grzegorz z Marią Skorupczankąw Strusach . Był on mało zaradny i nie umiał sam wybrać sobie żony.
[72]
Aż rodzice zakrzątnęli się o niego i wyswatali go sami. Ojciec pojechał z nim i przy pomocy wujostwa ze Strus skojarzyli to małżeństwo. Nie znałem mojej przyszłej bratowej. Poznałem ją w Siedlcach. Grzesiek zabrał ją z miasta kiedy wracaliśmy obaj do domu. Przy pożegnaniu koło jej wsi na wzgórzu pocałowałem ją jako swoją przyszła bratową. Grzesiek gdy to zobaczył zawołał: to ja jej jeszcze nie pocałowałem - a ty taki jesteś śmiały - no i pocałowali się wtedy po raz pierwszy na pożegnanie.

Wesele ichmiało się odbyć za kilka dni. Grzesiek chciał, żebym był jego starszym drużbą. Lecz odmówiłem jemu, ponieważ nie miałem odpowiedniego ubrania. Miałem wtedy ubranie uszyte z wojskowego koca w kolorze zielonkawym do długich butów z cholewami. Trudno mi było w takim stroju drużbować w lecie. Zastąp iłmnie brat stryjecznyświeżo upieczony maturzysta - późniejszy ksiądz. Wesele było huczne.

Pan młody (Grześ) jechał wojskowym powozemna gumach. Ja z siostrą Marysią i innymi jechaliśmy na Ojca koniach bryczką. Wyjazd pana młodego z Kobylan składał się z kilkunastu parokonnych bryczek szlacheckich. Na szerokim gościńcu koło Rzeszotkowa nastąpił wyścig. Ja wyjechałem na pierwsze miejsce i dopiero koło mostu zwolniliśmy biegu. Do Strus wpadliśmy wszyscy w galopie. Że nie było przy tym jakiegoś wypadku to tylko zawdzięczać można szczęściu. Muzykanci, którzy wyjechali o pół godziny wcześniej ledwo zdążyli przed nami wpaść do domu panny młodej, zeskoczyć z wozu i zagrać marsza na nasz przyjazd. Wypiłem wtedy z 15 kieliszków wódki.
[73]
Chyba najwięcej w życiu, ale trzymałem się mocno. Trochę zatańczyliśmy i za chwilę wyjazd do ślubu do kościoła w Krześlinie. Moje konie przyzwyczajone skręcać w prawo w kierunku domu, gdy woźnica Janek pociągnął lejcami w lewo tak się speszyły, że kasztan ogier upadł i omal następne konie nie wpadły na nas. Chwilę zatrzymaliśmy się i później w galopie musieliśmy gonić, aby nie spóźnić się na ślub. Wesele było duże - chyba ze 300 osób. Bawiono się do rana. Do domu wracaliśmy przed południem następn\enię Czarkowską i Julę siostrę bratowej, a poza tym moją sympatią była Janka Czarnocka. Były to młode beztroskie czasy. Wakacje przeszły szybko. Trzeba było decydować się co dalej robić.

Pojechałem do Warszawyokoło 10 września, żeby zapisać się na wyższe studia. Koledzy Brociszewski, Brachnali iRudnickizdecydowali się pójść na W.S.H., kilku kolegów na Politechnikęlub na Prawo. brat mój Staś radził mi S.G.G.W.-  leśnictwo, albo Politechnika.

CIĄG DALSZY=>

 

Almanzor
O mnie Almanzor

PRZEGLĄDARKA BLOGU LONGINA W S24 Kolekcjonuję osiągnięcia geniuszy i ludzi dużego formatu a również osiągnięcia nibynauki, nibyprawa, nibyuczciwości. W czasie jednego ze swoich wykładów David Hilbert, znany matematyk, powiedział z ironią: "Każdy człowiek ma pewien określony horyzont myślowy. Kiedy ten się zwęża i staje się nieskończenie mały, zamienia się w punkt. Wtedy człowiek mówi: To jest mój punkt widzenia". Poznanie świata dobrze jest zacząć od poznania samego siebie. Chętnie czytam komentarze. Lubię spierać się z mającymi inne ode mnie zdanie. Jednak jeden z ostatnich komentarzy zdumiał mnie tym, jak jego autor daleki jest od zrozumienia tekstu pisanego po polsku. Szok miałem tak wielki, że zużyłem pół nocy dla przypomnienia swojego IQ. Namawiam czytelników do tego samego, a osoby z IQ poniżej 90 proszę aby darowały sobie czytanie moich tekstów. Dla komentowania zapraszam bardzo tych, co mają IQ powyżej 120. Tu kliknij jeżeli chcesz się sprawdzić! Cytat miesiąca czerwca "Przed długi czas o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego nie można było powiedzieć nic krytycznego, bo od razu zachowanie takie traktowano jako niegodne." Janina Paradowska Ciężko być cynglem ... Cytat lipca "Dzisiaj okazuje się, że od Bronisława Komorowskiego trochę lepsza była demokracja." ezekiel Cytat sierpnia "Nie doceniałam dziś tej drzemiącej siły, która w czasach stanu wojennego kazała mieszkańcom Warszawy codziennie układać krzyż z kwiatów przy kościele św. Anny." Janina Jankowska Cytat listopada "gdyby wybory mogły naprawdę cokolwiek zmienić, to już dawno byłyby zakazane" (-Stanisław Michalkiewicz) O  dznaczenie mojej Mamy, siostry Stanisława Sadkowskiego (+KW) poległego 22 sierpnia 1944 w ataku ze Starego Miasta na Dworzec Gdański. Prezydent poszedł na Wawel Dźwięczy requiem pod dzwonu kloszem, Salonowcy - skończcie tę wrzawę! O czas smutnej zadumy proszę, gdy Prezydent poszedł na Wawel. Kogo powiódł w żałobnej gali? Jakieś cienie, mundury krwawe, ci w Katyniu z dołów powstali, z Prezydentem poszli na Wawel. Poszli wolno, lecz równym krokiem, bo im marsza rozbrzmiewało grave. Niezbadanym Boga wyrokiem z Prezydentem zaszli na Wawel. Gdy próg przeszli królewskich pokoi, krótki apel – czas z misji zdać sprawę, potem spać – pierwsza noc już wśród swoich z Prezydentem, co wwiódł ich na Wawel. Ciiiiiicho! śpią …Ale może obudzi ich los w nas to, co czyste i prawe? Niech pojedna – i partie i ludzi, dzień, gdy oni dotarli na Wawel. wg. Henryka Krzyżanowskiego Zapraszam do przeczytania moich notek: 1. - bliskich Powstaniu: ~ Pamiątka Powstania na Górczewskiej ~ Najdroższym Weronikom Matce i Siostrze ku wiecznej pamięci ~ Czy ktoś jeszcze pamięta? ~ Nasza barykada Gdy kiedykolwiek zauważysz, że jesteś po stronie większości - powstrzymaj się i dobrze nad sobą zastanów! - Mark Twain „ ... tylko człowiek wolny ma czas by bloga prowadzić” -Grzegorz P. Świderski Do ników klikam per 'Ty', oczekuję wzajemności. * Blog z Przeszłości *Blog Longina Cz. 1 Wstęp.   *Blog Longina Cz. 2: Pobyt w szkole   *Blog Longina Cz. 3: Przerwa w nauce   *Blog Longina Cz. 4: Przed I wojną światową   *Blog Longina Cz. 5: Wybuch wojny, front, okupacja niemiecka   *Blog Longina Cz. 6: Rok 1918   *Blog Longina Cz. 7: Rok 1920   *Blog Longina Cz. 8. Kursy dokształcające dla wojskowych   *Blog Longina Cz. 8a. Kursy dokształcające dla wojskowych   *Blog Longina Cz. 9. W.S.H.   *Blog Longina Cz.10. Absolutorium i praca   *Blog Longina Cz.11: Blog z przeszłości. Longin   *Blog Longina Cz.12 - 1933: Morzem po słońce Afryki   *Blog Longina Cz.13 - 1933: Casablanka, Marakesz, Góry Atlasu   *Blog Longina Cz.14 - 1933: Hiszpania - Malaga, Granada, Alhambra   *Blog Longina Cz.15 - 1933: Sewilla - Byki i Don Kiszot   *Blog Longina Cz.16 - 1933: Sewilla, Cadiz, Al Casar   *Blog Longina Cz.17 - 1933: Sztorm z Zatoce Biskajskiej, Znaczy   *Blog Longina Cz.18 - 1933: Belgia, Bal kapitanski   *Blog Longina Cz.19 - Jastarnia / Jurata '34   *Blog z przeszłości dopisane - Dowborczyk i Rodzina   *Blog Longina Cz.20 - morze, Austria, Jugosławia, Węgry   *Blog Longina Cz.21 - Hania *Blog Longina cz.22 - Przerwane wspomnienie Planowane do napisania 37. Wybuch II wojny światowej 38. Okupacja 39. Rok 1940         1941         1942         1943 40. Powstanie Warszawskie 41. Ewakuacja 42. Milanówek 43. Obóz w Gawłowie 44. Powrót z obozu 45. Ucieczka Niemców 46. Powrót do Warszawy 47. Praca organizacyjna w Banku 48. Wrocław 49. Warszawa - praca w Banku 50. Więzienie 51. Powrót do domu 52. W poszukiwaniu pracy 53. C.Z.S.P.J.D. 54. Sp. „Plan” 55. Sp. W.S.P.U.TiR 56. Rok 1956 57. Spółdzielnia „Plan” NAPISZ DO MNIE

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości