Tomasz de Chartres Tomasz de Chartres
712
BLOG

"Stoimy przy Partii i pracować będziemy do upadłego"

Tomasz de Chartres Tomasz de Chartres Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

"A tu rząd i Partia wzięły w dupę, co tu gadać"  - Stefan "Kisiel" Kisielewski o Czerwcu 1976

 

"1 Lipca 1976

Pierwszy żałobny dzwon dla ekipy towarzysza Gierka

   Ale się nagle heca zrobiła niesamowita - a więc jednak nie taka zła ta Polska, jak się myśli, stać ją jeszcze na zrywy, tyle że zrywy te zostają potem przez rządzących oligarchów spotwarzone i tak obkłamane, żeby nikt się nie mógł zorientować, o co właściwie szło. Metoda ta daje rezultaty, ale na dłuższą metę jest zawodna. Myślę, że w gruncie rzeczy pierwszy żałobny dzwon dla ekipy Gierka już zadzwonił, wprawili go w ruch robotnicy z Ursusa, Radomia, Płocka i innych miast, kolejarze z całej Polski, słowem tłumy, które się wreszcie wściekły.

   Bezpośrednią przyczyną wściekłości stało się przemówienie premiera Jaroszewicza, wygłoszone w Sejmie i nadane przez telewizję w czwartek 24 czerwca. Szło o podwyżkę cen, o której od dawna przebąkiwano, która w takiej czy innej formie zapowiadano. Podobno od paru dni była już mobilizacja milicji i straży ogniowej w gmachu KC, liczyli się więc z bombą, ale nie taką, czysto robotniczą - chi, chi! (I znowu jak nad morzem, nie studenci, nie literaci, nie "syjoniści" - tylko właśnie "klasa robotnicza").

     Jaroszewicz gadał długo, z napięciem i widocznym strachem sypał cyframi (chodzi o podwyżkę podstawowych cen żywności), w zakładach pracy już dostarczono przygotowane druki z nowymi tabelami płac, ba, gdzieniegdzie wypłacono już podobno dodatki do pensji. Przemówienie Jaroszewicza obfitowało w rzeczy bezczelne, których oni zresztą za bezczelne wcale nie uważają, bo stracili czucie, gdzie są i kto ich słucha - telewizja to jednak nie zebranie partyjne. A więc nieustające samochwalstwo, a więc  utożsamianie rządzącej Partii i rządzącej kliki z narodem, no i najbezczelniejsze, że oni mają do narodu łaskawe "zaufanie" i wiedzą, że ich poprze. Jeżeli chodzi o argumenty natury czysto ekonomicznej, to być może, iż podwyżka jest dla nich w tej sytuacji nieunikniona, bo znaleźli się w potrzasku, ale trzeba by wyjaśnić, gdzie podziały się zagraniczne kredyty, po co takie gigantyczne inwestycje jak rozwrzaskiwana bez przerwy przez prasę "sowiecka" huta "Katowice", wreszcie dlaczego poziom usług i handlu jest u nas niższy niż w Afryce: toć nie tylko ceny spożywcze są na świecie, można sterować konsumpcją na przykład przez sieć tanich barów, lansujących taką żywność, jaka się państwu bardziej opłaca. Lecz tego nasi mędrcy już nie potrafią, poza tym do rozbudowy usług trzeba by nieć ludzi, a tu wszyscy wleźli w inwestycje koplaniano-hutnicze. Dużą część zagranicznych kredytów wydano na nowoczesne maszyny do ciężkiego przemysłu, które nie zawsze mają zastosowanie. I oto zaplątał się "nowoczesny" pan Gierek we  własne sidła. I kredyty zagraniczne trzeba płacić!

     Tego wszystkiego zgoła już nie rozumiał następny, jedyny po Jaroszewiczu mówca, pan Babiuch, podobno szara eminencja władz partyjnych, przemawiająca nie wiadomo dlaczego w imieniu c a ł e g o  Sejmu. Wydukał on z karki szereg pochwalnych frazesów na cześć Partii i jej projektów podniesienia cen, Jak ma przekonać naród człowiek, któremu nie wolno powiedzieć nic od siebie, tylko musi wszystko przeczytać? To już tajemnica partyjnych psychologów. W czasie jego przemówienia pokazywano czasem twarze posłów: zbaraniałe i bez wyrazu. Swoją drogą szczęście ma Stomma, że nie jest już takim osłem. A inni "katolicy"?

        Po takim prowokującym spektaklu, oczywiście - zaczęło się... Dokładnie nie wiadomo wszystkiego, bo "prasa" niczego nie podaje, domyślać sie trzeba z luźnych wiadomości, z przemówień, aluzji, pogłosek. W każdym razie pewne jest, że a) w Ursusie ("mój Niedźwiedów") wybuchł strajk okupacyjny, potem ekipy robotnicze rozkręciły szyny, wstrzymując duży na tych liniach ruch pociągów, stanęły długie szeregi pociągów, m.in. zatrzymany został ekspres do Paryża - mówią, że jadący nim dziennikarze francuscy zrobili zdjęcia z całej historii i że nadano to we francuskiej telewizji; b) w Radomiu robotnicy licznych fabryk wyszli na ulicę, podpalono gmach Komitetu Wojewódzkiego, spalono liczne auta i ciężarówki, straty spore; c) wybuchły strajki w wielu fabrykach na terenie kraju, m.in w płockiej Petrochemii, w Warszawie, na Żeraniu etc.; za to strajkiem zagrozili kolejarze, ruszył się też Śląsk.

Obywatel premier ustępuje a nasz kieszonkowy Himmlerogeobbels przygraża

  W tej sytuacji rząd się cofnął. W 24 godziny po pierwszym oświadczeniu Jaroszewicz z żałobną miną wydukał w telewizji, że "wobec nowych głosów w dyskusji" (jakiej dyskusji?!) rząd zawiesza podwyżkę cen i debatę sejmową na ten temat, "obiecując" opracować nowy projekt, uwzględniający zgłoszone poprawki (kto i gdzie składał jakieś poprawki, to już ich słodka tajemnica). A więc klapa niezwykła i kompromitująca.

  Co dalej?! Snuto najfantastyczniejsze przypuszczenia, na przykład o dymisji Jaroszewicza - mówił o tym nawet stary cynik Sokorski, którego spotkałem w ZAIKS-ie (oni po swym odejściu zaraz zaczynają myśleć "normalnie", to znaczy tak jak my, o niczym nieinformowani "inteligenci"). Prasa nie pisała o niczym wyraźnie, ale potępiała "wichrzycieli" i "ekscesy nieodpowiedzialnych elementów" - taktycznie wydawało się to bardzo głupie, bo przed kim w takim razie obywatel premier ustąpił - przed garstką awanturników?! Toć już godniej byłoby ustąpić przed klasą robotniczą! Zresztą głupota prasy w tych dniach pobiła wszelkie rekordy. No, a w telewizji wystąpił nasz kieszonkowy Himmlerogoebbels, nieoceniony Maciej Szczepański, okropnie się przegrażając - przypominało to sławne przemówienie Cyrankiewicza z roku 1956, o owej "ręce, którą trzeba obciąć". I tamten się wygłupił, i ten teraz również - choć o tym jeszcze nie wie.

  A potem zaczęła się komedia na całego: wiece w całym kraju, gdzie deklarowano wierność dla decyzji rządu (tylko nie wiadomo dla której decyzji: tej podwyższajacej ceny czy tej anulującej podwyżkę), potępienie dla nienazwanych "szkodliwych elementów" oraz przysięgano pracować do upadłego. Było to coś absolutnie z Orwella i coś z Mrożka, bo krzycząc, ile wlezie, nie mówiono w gruncie rzeczy, o co chodzi. W Warszawie w poniedziałek 28 czerwca wstrzymano na głównej osi ruch i tłumy zbaraniałych, spędzonych  z fabryk i biur ludzi ruszyły na Stadion Dziesięciolecia na "wielki" wiec. Wiadomo jednak było, że Gierek i Jaroszewicz oraz reszta pojechali do Berlina Wschodniego na międzynarodowy zjazd partii komunistycznych, więc nic ważnego na razie nie będzie. Istotnie, na wiecu przemawiał warszawski sekretarz Kępa, starając się powiedzieć jak najmniej i unikając jak ognia wszelkich pogróżek (wielki to cwaniak i ma własną politykę), a potem już było same wygłupianie się, m.in. na patetyczno wygłupiał się nieoceniony Stasio Rysio Dobrowolski - ten to już nie ma wcale poczucia własnej śmieszności. Tak więc Gierek wyjechał, a sprawa na razie utknęła w bzdurze, z tym że rząd się wycofał - co tu gadać.

  W tej sytuacji wydawało się jasne, że tzw. "intelektualiści" powinni sie odezwać - po stronie robotników. Robotnicy buntowali się u nas zawsze o kiełbasę, literaci o "Dziady" czy konstytucję - nadarza się wreszcie okazja do zademonstrowania wspólności "buntu" i do dostarczenia robotnikom (nasza nowa szlachta) jakiejś argumentacji polityczno-ideowej.

Stary głupiec Słonimski odmawia podpisu

   Szczęściem na ten sam oczywisty zresztą pomysł wpadli nasi młodzi i napisali list. List był prosty: tam gdzie nie ma możliwości dyskusji, prasy, swobody wypowiedzi, tam jedyną formą demonstracji i protestu jest wyjście na ulicę.  Podkreślono również brak związków pracowniczych, bo nasz związki zawodowe to fikcja, przypomniano dyskusję w sprawie konstytucji i fakt, że głosów krytyczno- protestujących nigdzie nie podano, a na autorów spadły represje. Jednak pochwalono decyzję rządu cofnięcia się wobec wzburzonej opinii i wezwano do dalszej "demokratyzacji".

  List był dobry i całkiem umiarkowany - myślę, że w sposób naturalny wynikał on z sytuacji. Warto jeszcze podkreślić, że milicja zachowywała się w sposób rozsądny, nigdzie nie strzelano. W Radomiu użyto tylko gazów łzawiących. Podobno nawet było tam sporo rannych milicjantów - nic pewnego zresztą nie wiadomo, bo prasa nic dokładnego nie podała. W tych warunkach, powtarzam, list był niezbędny jako pójście za "ciosem", jako zdecydowane i spokojne zaznaczenie naszego stanowiska. Tymczasem nagle okazały się trudności z podpisami: stary głupiec Słonimski odmówił podpisu motywując, że "nie może popierać gwałtu", inni twierdzili,  iż "nie wiadomo, co będzie" i nie należy się wtrącać w "rozgrywki partyjne".Szlag mnie mało nie trafił na tych głupców, cóż za brak instynktu politycznego: na prowokację z "Dziadami" polecieli jak na kapustę, a tu, gdzie chodzi o niepozostawienie demonstrujących samym sobie, nagła subtelna "rozwaga" polityczna. W rezultacie list poszedł do zagranicznych agencji z zaledwie 11 podpisami, a do adresatów (Sejm, "Życie Warszawy", episkopat) zebrało się 15. A oto one: Jacek Kuroń, Adam Michnik, Jakub Karpiński, Stefan Kisielewski, Józef Rybicki. Władysław Siła-Nowicki, Ludwik Cohn, Aniela Sieinsbergowa, Jan Olszewski, ks. Jan Zieja, ks. Stanisław Małkowski, Adam Lipiński, Adam Pajdak, Adam Szczypiorski, Zawadzki. Dobra psu i mucha!

  W prasie ciągle nieludzkie bzdury, płaczliwe zaklęcia, że stoimy przy partii (?!) i pracować będziemy do upadłego, obłudne argumenty ekonomiczne z powoływaniem się na rzekome komentarze prasy zachodniej i na to, że w całym świecie jest inflacja (!!). A tu rząd i Partia wzięły w dupę, co tu gadać. Wszyscy czekają na zapowiedziana mowę Gierka w Katowicach i na plenum KC. A to heca - złapali się we własne sidła, bez naszego współudziału. Chi, chi! Szkoda tylko, że nasza inteligencka opozycja taka marna i głupia."

Stefan "Kisiel" Kisielewski "Dzienniki" z serii Pisma Wybrane, strony 866-870, ISKRY, Warszawa 1996.

 

 

  

 

   

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura