"Krakowska wieść gminna głosi,że już w roku 1958 młody krakowski biskup zaskoczył partię swoim prostolinijnym, a nieszablonowym postępowaniem. Zamierzano wtedy odebrać Kościołowi gmach diecezjalnego seminarium przy ulicy Wolskiej (Piłsudskiego). I oto u ówczesnego sekretarza KW, zawodowego zresztą "krakauera", towarzysza Lucjana Motyki, zjawił się niespodziewanie skromny, nowo mianowany biskup, przedstawił się i prosił o cofnięcie niesłusznej krzywdzącej decyzji... Zaskoczony Motyka zadzwonił do Warszawy do ówczesnego Numeru Drugiego przy Gomułce, Zenona Kliszki. Kliszko, podejrzliwy nerwus i pasjonat, był tym razem zachwycony: pierwszy to raz po Październiku zdarzyło się, że biskup własnowolnie odwiedził sekretarza partii - dotąd przestrzegano niepisanego protokółu, że członkowie Episkopatu utrzymują robocze kontakty z przedstawicielami władz państwowych, nie partyjnych. Decyzje konfiskaty cofnięto, a "zakompleksiony' Kliszko rzecz sobie zapamiętał...
Wieść gminna głosi dalej,że gdy w grudniu 1963 roku, po śmierci arcybiskupa Baziaka, prymas Wyszyński przedstawił władzom do zatwierdzenia kandydatury na metropolię krakowską, osoba biskupa Wojtyły figurowała w jednym szeregu możliwych wariantów. Pamiętliwy Kliszko jednak szybko wyszukał znane sobie nazwisko i wskazał na nie jako na kandydata godnego zatwierdzenia przez partię! Takimi oto drogami działa czasem Duch Święty...Bóg pisze prosto na liniach krzywych.
Od tego czasu zaczęły się przejrzyste próby faworyzowania krakowskiego arcybiskupa (od roku 1967 kardynała) przez partię i przeciwstawianie go prymasowi Wyszyńskiemu. Czegóż to nie wygadywano! Że Prymas to ciasny, wiejski nacjonalista - zacofaniec, nie rozumiejący współczesnego świata i nienawidzący soborowych reform, podczas gdy Wojtyła jest otwarty na współczesność, postępowy, humanistyczny, soborowo-reformatorski. Prymas to reakcjonista i zamaskowany wróg polityczny Ludowego Państwa, podczas gdy Wojtyła to sojusznik, walczący o pokój i wspierający wszelkie konstruktywne, nawet socjalistyczne idee. I tak dalej, i dalej.
Jeden był w tym błąd, niedostrzegalny zresztą dla subtelnych i zachwyconych swym pomysłem taktyków. Jeśli nawet przyjmiemy, że pojęcia lewicy i prawicy lub postępu i wstecznictwa mają w życiu Kościoła takie samo znaczenie jak w życiu świeckim, to skąd pewność, że humanistyczny i progresistyczny Karol Wojtyła poprze akurat ustrój niosący na sobie wszelkie znamiona prawicowości? Absolutny monopol niewybieralnej władzy politycznej i gospodarczej, likwidacja wszelkiego pluralizmu i wolności słowa, totalizacja kultury i wychowania, wszechwładne panowanie cenzury, podporządkowanie sądownictwa i prawa instancjom politycznym to pierwsze z brzegu właściwości systemu zgoła reakcyjnego i antydemokratycznego, choć ciągle deklamuje się o ludzie i jego rządach. Podobnie jest z walka o pokój. Wszyscy przecież biskupi na całym świecie modlą sie o pokój i potępiają gwałt oraz przemoc, lecz u nas, na zasadzie przedziwnej zbitki myślowej, utożsamia się pokój z istnieniem status quo we wszelkich dziedzinach: politycznej, ustrojowej, kulturalnej etc. Jakże tu liczyć, że do takich zastępczych sztuczek terminologicznych zgłosi akces inteligentny i świadomy wszystkiego młody arcybiskup krakowski, który zna totalizm na wskroś, wychowawszy się najpierw w czasach hitleryzmu, a działając potem w samym wnętrzu stalinizmu?"
Stefan Kisielewski "O krakowskim papieżu i jego polskiej podróży" w "Res Publica", nr.3, 1979.
W zbiorze artykułów i felietonów Stefan Kisielewskiego z lat 1976-1981 wydanych poza zasięgiem cenzury "Wołanie na puszczy" ISKRY, Warszawa 1997, strona 120-122.
Inne tematy w dziale Kultura