Swą polską nazwę zawdzięczają Słowińcy rosyjskiemu badaczowi Alexandrowi Hildenferdowi, który odkrył(1856) dla nauki ten najmniejszy słowiański naród na Pomorzu Zachodnim.
100 lat później został on zepchnięty ze sceny historycznej i przestał egzystować.
Tak jak inne plemiona zachodniosłowiańskie, Słowińcy ulegli powolnej
germanizacji, tak wiec, kiedy Armia Sowiecka zajęła te tereny w 1945
roku, ich język był już prawie zapomniany, mówiły nim już tylko pojedyńcze osoby.
W użyciu znajdowały się jedynie pojedyńcze słowa – nazwy własne, nazwy
geograficzne i zlepki słów.
Tym, co ich łączyło, była ich mała ojczyzna położona miedzy jeziorami
Łabskim i Gardejskim. A także religia – protestancka, która odróżniała
Dramat Słowińców rozegrał się tuz po zajęciu tych ziem przez Sowietow.
Wtedy to właśnie stali się oni tematem dla publicystyki i nauki. Ówczesne
tytuły brzmiały: Pomoc dla odchodzącego narodu, Słowińcy żyją, Ocaleni,
Słowińcy na Pomorzu, Tragiczna walka Słowińców, Słowińscy rybacy
pracują dla dobra PRL i wiele podobnych podkreślających rzekoma
polskość tego ludu i ich walkę o przetrwanie. Wszystko to służyło
oczywiście nacjonalistyczno - komunistycznej propagandzie polskiej
budującej mit o polskości tych ziemi.
Przykład propagandy okresu PRL
Wszystkie te tytuły z lat 1947 – 1957 pokazują w plastyczny sposób
tragedię pojedynczych ludzi i dramat całej grupy, której przeżycie było
możliwe tylko dzięki ich położeniu geograficznemu i izolacji społeczno-
kulturalnej.
W przeciwieństwie jednak do innych narodów zachodniosłowiańskich,
Słowińcy zachowali świadomość swego pochodzenia i odrębności.
Sami nazywali siebie najchętniej Kaszubami Łebskimi, bądź tez Kaszubami,
zaś po drugiej WS nazwę „Słowińcy” całkowicie odrzucili.
Podobnie jak Mazurzy, Kaszubi i Ślązacy tworzyli oni społeczne grupy
zasiedziałych, „tutejszych”, które nazwano po wojnie autochtonami.
Byli oni Słowianami, ale z powodu trwających od setek lat kontaktów z
kultura niemiecka i innymi kulturami ich świadomość narodowa nie
ukształtowała się w taki sposób, jak u innych narodów.
Większość tego społeczeństwa uważała się za Niemców, albo niemieckich Mazurów czy Słowińców.
Polityka dyskryminacyjna władz polskich i daleko posunięty proces germanizacji prowadziły do dezintegracji tych grup narodowych, co można było zaobserwować szczególnie u Słowińców.
Trzeba podkreślić, ze nie byli oni nigdy Polakami. Jako Słowianie, urodzeni w państwie niemieckim, posiadali obywatelstwo tego kraju, chociaż po II WS istniała jeszcze wśród nich świadomość swego słowiańskiego pochodzenia.
Stąd tez ich weryfikacja nie mogła osiągnąć zakładanego celu. Słowińcy swą przyszłość widzieli w Niemczech, gdzie przebywali już ich, wcześniej wysiedleni, krewni. Nie dziwi wiec, ze weryfikacja spotkała się z oporem. Świadczyła ona tez o niesamowitej arogancji urzędów, które lekceważyły istniejące prawo i poddawały tych Kaszubów ogromnej presji moralnej i psychicznej.
Sytuacji nie poprawiły ani działania uświadamiajcie, ani apele autorytetów końca lat 40., a także 50 i 60, aby pozwolić im żyć w spokoju w swojej malej ojczyźnie. Ówczesne władze i urzędy nie chciały przyjąć do wiadomości, ze ich „argumenty” stoją w całkowitej sprzeczności z wola tego wymierającego narodu i zaprzeczają ich historii i kulturze.
Pod wpływem nacisków naukowców z Torunia i Poznania, a także intelektualistów ze Słupska, urzędy pozwoliły im, przynajmniej oficjalnie, pozostać w Polsce.
W latach 50 wierzono jeszcze, że małżeństwa mieszane i integracja z nowymi, polskimi osadnikami, mogłyby wpłynąć na ich decyzje o wyjeździe. W praktyce było to całkowicie nierealistyczne, nie można z wielu nacji na sile stworzyć jakąś nową. Wiele kobiet pokazywało ostentacyjnie swoją niemieckość i zakazywała nazywać siebie i swoich dzieci Słowińcami.
Ze względu na tak daleko posuniętą germanizację trudno było znaleźć osoby spełniające kryteria weryfikacji, w zasadzie nie spełniał ich nikt, trzeba wiec było je obejść, co stwarzało nowe problemy.
Tragedią tego małego narodu jest jednak nie tylko brak świadomości grupowej i poczucia łączności ze słowiańskością, czy tez odrzucenie własnej przeszłości.
Po wiekach zapomnienia i spokoju zostali oni, podobnie jak Mazurzy, Warmiacy, wciągnięci w bieg zdarzeń – instrumentalnie i prymitywnie. Mieli świadczyć o czymś, czym nigdy nie byli – o polskości Pomorza i być żywym świadectwem oporu żywiołu polskiego przeciw germanizacji.
Słowińcy nie byli ani Polakami, ani tym bardziej nie oparli się germanizacji. Polskie władze centralne planowały nawet stworzenie, amerykańskim wzorem, rezerwatów, w których mieli zamieszkać niezweryfikowani, mający być poddani przymusowej repolonizacji(!).
Zresztą mieszkańcy Kluk/Klucken do dzisiaj są przekonani, że do 1947 roku byli odcięci od świata, gdyż w miejscowości Lokc/Lochzen postawiono szlaban i sprawdzano ich przy opuszczaniu swej wsi.
Nie udała się tez integracja Słowińców z napływowa ludnością, gdyż ta uważała ich za Niemców. Często dochodziło więc do napadów i kradzieży. Wzywana milicja stawała oczywiście po stronie osadników, albo nie reagowała wcale. Mnożyły się tez wysiedlenia związane z chęcią przejęcia dużych gospodarstw rolnych. Wśród osadników panowała wrogość i hasło ”dziel i rządź”, wśród autochtonów pasywność i rezygnacja. Częste tez były samosądy.
Podobnie jak w przypadku Mazurów, czynnikiem dzielącym była protestancka religia Kaszubów Łebskich.
Straszeni i poniżani, prześladowani i uciskani, odrzuceni zarówno przez polskich sąsiadów, jak i oficjalne czynniki, pozostawieni bez wszelkiej opieki i obrony, opuszczali powoli i systematycznie swój kraj i rozpraszali się w niemieckim społeczeństwie.
W Polsce pozostał skansen, z którym zresztą w chwili jego powstania w 1962 roku garstka pozostałych w Polsce Słowińców, nie chciała mieć nic wspólnego, jak to wcześniej już w Polsce bywało. Przynajmniej kilku Polaków może w ten sposób zapracować na utrzymanie w zrekonstruowanych strojach, które ponoć nosili mieszkańcy tej ziemi.
.
Inne tematy w dziale Kultura