Na wstępie napiszę, że powrót Tuska do Platformy mnie zupełnie nie rusza, podobnie jak wojenka o koryto (bo o nic innego) PO i PiSu. Nie mój cyrk nie moje małpy. Jako wyborca Konfederacji mogę tylko dodać, że u mnie nic się nie zmienia. Dalej krytykuję rządzących, bo to oni odpowiadają za kraj. Tusk się nie liczy. A to, że Tusk wraca i "hejtuje" PiS nie robi z Jarosława Kaczyńskiego nagle prawicowca. Ten pozostaje tym kim jest, człowiekiem, któremu marzy się przymusowe "wyszczepianie" Polaków. Ten fakt plus 6 lat rządów, które w ostatnim okresie ocierają się o praktyki znane z państw totalitarnych, jednoznacznie zniechęca mnie do jakiegokolwiek krytycznego komentowania mowy Tuska, o bronieniu PiSu nie wspominając.
To nie jest rok 2014 kiedy skompromitowany platformerski rząd i sam Tusk"odnoszący się do sprawy słynnych taśm w poniedziałek" posiadał władzę i możliwości. To nie jest w końcu rok 2015 kiedy PiS dostało taryfę ulgową od wyborców Korwina i narodowców, gdyż wielu łudziło się, że będzie może trochę lepiej. Bo chociaż złudzeń co do samego Kaczyńskiego nigdy nie miałem, to jednak sądziłem, iż jego partia chcąc się wykazać w byciu przeciwieństwem PO, pójdzie w dobrym kierunku. Niestety nepotyzmem pobili poprzedników, a gorliwością w wykonywaniu berlińskich poleceń są równi ekipie Tuska, chociaż przy tym trochę warczą. Nie ma się o co ani o kogo bić, warto stać z boku i z perwersyjną satysfakcją patrzeć na walkę odwiecznych wrogów politycznych.
A czy powrót Tuska cokolwiek realnie zmieni? Moim zdaniem nie. Mam zresztą wrażenie, iż to nie jest pomysł samego Tuska, a raczej pomysł jego mocodawców, którzy nie mogli już patrzeć na kompromitacje Borysa Budki i na to co się dzieje z Koalicją Obywatelską. Donald Tusk nie lubi niewygodnych zadań i generalnie nie lubi się przemęczać. Kiedy 7 lat temu w PO zaczęło się palić po taśmach Sowy, nasz bohater zwiał do Brukseli, a ściślej rzecz biorąc został uratowany przez Angelę Merkel, bo tam był jej potrzebny. I taka posada Tuskowi najbardziej odpowiadała, ale wszystko ma swój kres. Niemcy liczą zapewne, że lepszy wpływ na to co się dzieje w Polsce Tusk będzie miał będąc teraz w Polsce, niż nie angażując się w krajową politykę. Zwłaszcza, że u naszych zachodnich sąsiadów zbliżają się wybory, a Angela Merkel nie ubiega się o ponowne zostanie kanclerzem. No więc mamy co mamy, żadne tam nowe otwarcie. Raczej stara retoryka mająca wskrzesić dawne zaangażowanie elektoratów PO i PiS.
Podsumowując, jak dla mnie Tusk może gadać cokolwiek i jest on niczym innym jak ostatnią deską ratunku dla tonącej Platformy. Jego wystąpienia ruszają mnie mniej niż recytowanie książki telefonicznej, a jego postawa wobec PiSu śmieszy zgranymi zachowaniami. Ale krytykował nie będę. Już nie.
Inne tematy w dziale Polityka