Rewolucyjny zapał obrońców klimatu przekracza już granice śmieszności, ale sprawa tak naprawdę jest poważna. Unia Europejska przy sprzeciwie społeczeństw przeforsuje nieżyciowe plany, za które zapłacimy wszyscy, by zyskać mogła niewielka garstka cwaniaków. Można by rzec klasyka, ale nie każdy rozumie powagę sytuacji. I nie chodzi mi nawet o tamtą stronę, o tym zresztą zaraz będzie. Ileż to osób na prawicy chce apelować i tłumaczyć Unii, że ta się myli. Unijni dygnitarze nie wiedzą, ale jak my ich uświadomimy to zrozumieją swój błąd. Ewentualnie, oni nigdy nie zrozumieją błędu bo są tak głupi, a my świadomi prawicowcy to rozumiemy. Moi drodzy, oni wszystko rozumieją, nie są głupi, zaś "walka z globalnym ociepleniem" jest doskonale przemyślana. Co do eurocenta. Tak ma być i nie cofną się o krok. Tłumaczenie im czegokolwiek mija się z celem, bowiem ich cele są inne niż nasze. Ich celem jest domknięcie neomarksistowskiego projektu, nie mniej nie więcej, a wszelkie detale zostawiają specom od marketingu. Jeśli ktoś natomiast uważa, iż niepojętym jest by normalny człowiek tego pragnął, odpowiadam po prostu: oni nie mają wyjścia. Dla nich to jedyna możliwa opcja, bo nie zakładam, że są to ludzie zdolni do jakiejkolwiek uczciwej pracy. Ten system jest gwarantem ich dobrobytu, niekoniecznie naszego. Dlatego musi się tak wiele zmienić, by nie zmieniło się nic.
Tak zwanych ekologistów (nie mylić z ekologami) można zasadniczo podzielić na trzy grupy. Grupa pierwsza to ta, o której napisałem powyżej. Cynicy grający na własny zysk kosztem społeczeństw. Oni wiedzą, że nieba nikomu - poza rzecz jasna sobą - nie przychylą, ale to jest jedyne wyjście po destrukcji jaką poczynili wśród ludu w kwestiach poszanowania tradycji i autorytetu. O tym pisałem we wcześniejszych notkach więc nie będę rozwijał. Takie, wydawać by się mogło karkołomne wygibasy retoryczne, bezczelnie angażujące chore dzieci do celów haniebnych, to dla nich nic wielkiego. Ale oczywiście mają usta pełne frazesów o dobru planety i generalnie samo dobro sączy się z ich mowy. Choć jedyne dobro jakie ich interesuje, to ich własne dobro na cudzy koszt. I to powinno być jasne dla średnio zaawansowanego analityka wydarzeń na unijnej scenie politycznej.
Drugą grupę ekologistów stanowią ludzie wierzący, że jak się ograniczy emisję CO2 na obszarze 1% kuli ziemskiej, to uratujemy klimat. Oni w to wierzą tak, jak my wierzymy w Boga. Nie muszę zatem dodawać, iż tłumaczenie im w tej kwestii czegokolwiek mija się z celem, podobnie jak tłumaczenie oczywistości cynikom. Tylko z innego powodu. Gdyby jednak ktoś zadał sobie trud mając w nadmiarze wolnego czasu, dostanie pakiet wyświechtanych, sprzecznych ze sobą stwierdzeń, których nie da się skomentować w inny sposób niż parskając śmiechem, tudzież nie dowierzając, że ktoś może być tak naiwny. Co to za "zieloni" wypatrujący zagrożenia w czymś, co pomaga by było więcej zielonego? Ale zostawmy to, bo jak już wspomniałem, ich zapał jest religijny, a z tym nie ma dyskusji.
Trzecią grupę ekologistów stanowią ludzie z odłamu krytycznego lewicy. Czyli powiedzmy, ze skrajnej lewicy, lewicy wojującej, nastawionej na destrukcję starego porządku. Ich motto można by zawrzeć w ogólnym stwierdzeniu: Nie ma znaczenia co popierasz, o ile to coś jest przeciwko tradycji, Kościołowi i wszystkiemu temu, z czym kojarzy się prawica. Zatem wszystko, co choćby ma ślad konserwatywnego pojmowania świata, musi według nich zostać wdeptane w glebę, a później niech się wali i pali. Nie mają oni żadnego pomysłu na to, jak ma wyglądać kraj i życie w danej wspólnocie. Wiedzą natomiast czego ma nie być. Taką postawę w całości kreuje agresja i nienawiść wręcz, do konserwatystów prawicowych (czyli kontrrewolucjonistów, przeciwników lewicowego, zakonserwowanego status quo). Agresja i nienawiść. Albo na odwrót. Jak wiadomo oba te stany skutecznie wyłączają zdroworozsądkowe myślenie, dlatego tłumaczenie im czegokolwiek jest podobnie jak w dwóch pierwszych przypadkach bezcelowe. Nie tylko nie przyjmą do siebie oczywistych faktów, ale jeszcze obrzucą inwektywami, a po co nam to?
Żyjemy w świecie dwuwymiarowym, to znaczy nie ma żadnej trzeciej drogi. Szukanie jej, zawsze kończy się zwycięstwem lewej ścieżki "postępowego" (od pasa w dół) neomarksizmu. Bierność rządzących wobec ekscesów skrajnej lewicy zawsze skończyć się musi porażką zdrowego rozsądku i prawości wszelakiej. Tak upadała myśl tradycjonalistyczna w Niemczech (gdzie przypomnę partia Angeli Merkel była kiedyś partią katolicką, a stała się przodownikiem rewolucji obyczajowej w Europie), tak upadała w Wielkiej Brytanii (gdzie niby konserwatywny premier uznał małżeństwa homoseksualne), tak upadała we Francji (państwo "neutralne światopoglądowo", co miało znieść wszystkie spory, efekt - zwycięstwo libertynizmu). Zapamiętajmy to, może jeszcze nie jest za późno u nas.
Inne tematy w dziale Rozmaitości