Po aliansie Pawła Kukiza z Piotrem Dudą przypieczętowanym na wczorajszym wiecu w słynnej sali BHP Stoczni Gdańskiej stałem się nieufny. Bardzo nieufny. Węszę wprowadzany tylnymi drzwiami socjalizm, co z automatu stawia mnie w pozycji „okrakiem na płocie”: z jednej strony jestem gorącym zwolennikiem jednomandatowych okręgów wyborczych, z drugiej zaś chciałbym, by związki zawodowe zajęły się tym, do czego zostały powołane – czyli ochroną pracowników. Parcie na szkło przewodniczącego Dudy, jego polityczne zaangażowanie połączone z działalnością związkową nie wróży niczego dobrego.
Na początku zaznaczam: nie wątpię w szczerość intencji Pawła Kukiza, uważam jednak, że dał się zwieść Piotrowi Dudzie, który chce przy jego ogniu upiec swoją kaczkę. „Solidarność” siłą rzeczy (jako najliczniejszy „udziałowiec”) przejmie kontrolę nad „Platformą Oburzonych” licząc, że dzięki temu po wprowadzeniu (ewentualnym) JOW-ów uda jej się uzyskać większość w parlamencie na zasadzie „my załatwiliśmy to na nas głosujcie”. I ludzie zagłosują, a wtedy z rynkową gospodarką będziemy mogli się pożegnać na długie lata, bo zastąpią ją płaca minimalna, koncesje, przywileje, korporacje zawodowe i cała masa idiotycznych przepisów duszących wolny rynek.
Związki zawodowe nie zostały powołane do tworzenia prawa ale do obrony pracowników i tak to działa na całym świecie po dziś dzień. Niestety, w Polsce wszystko stoi na głowie, pracownicze organizacje mają ambicje politycznych partii, dążą do władzy i zaszczytów mając w głębokim poważaniu tych, których interesy reprezentują. Mam głęboką nadzieję, że „Zmieleni” nie pozwolą się zdominować, że nie zostaną wykorzystani, wyżęci i wywaleni do kosza, ale jest to nadzieja niepoprawnego optymisty, który zawsze widzi szklankę do połowy pełną. Tymczasem każdy przeciętnie bystry człowiek widzi, że po szklance zostało już tylko rozbite szkło, które ktoś wreszcie musi posprzątać...
Inne tematy w dziale Polityka