AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt
2551
BLOG

Alkohol, trotyl i łzy prokuratora

AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt Polityka Obserwuj notkę 40

Oficjalne ustalenia śledczych mające wyjaśnić przyczyny smoleńskiej katastrofy warte są tyle co ubiegłoroczny śnieg a raporty Millera i Anodiny wiarygodnością nie są w stanie dorównać opowieściom snutym przez wędrownego bajarza. Jakby tego było mało z dnia na dzień coraz większa rzesza Polaków skłania się ku teorii zamachowej całkowicie ignorując Twitterową akcję (dez)informacyjną niejakiego Laska. Trudno się zatem dziwić, że prokuratura wojskowa łapie się przysłowiowej brzytwy i w niemal trzy lata po katastrofie postanawia sprawdzić, czy aby przypadkiem załoga samolotu lecąca z Prezydentem nie była na bani i zleciła badania na obecność alkoholu w ciałach m.in. majorów Protasiuka i Grzywny. Wiadomo, pilot pijany to pilot winny, bez znaczenia są w tym momencie pozostałe okoliczności – dokładnie tak samo jak w przypadku kierowcy na podwójnym gazie, który brał udział w wypadku.

Zastanawiam się dlaczego to badanie zlecono dopiero teraz, dlaczego po trzech latach następuje powrót do teorii o winie pilotów? Wszyscy pamiętamy donosy medialne z pierwszych chwil po tragedii, jeszcze kurz dobrze nie opadł a już media służbiście trąbiły o błędach załogi i generale Błasiku siedzącym w kokpicie. Dziś już wiemy, że prawdy w tym było tyle co w cowtorkowych wystąpieniach Jerzego Urbana a tu nagle prokuratura wraca do tych skompromitowanych założeń i próbuje udowodnić je od drugiej strony. Dlaczego? Czyżby ustalenia niezależnych śledczych pod wodzą posła Macierewicza aż tak bardzo zbliżyły się do prawdy, że trzeba je zagłuszyć wrzutką o pijanej w czambuł załodze, która ze śpiewem na ustach postanowiła wystąpić w charakterze kamikaze?

Co ciekawe, dzieje się to w chwili, kiedy ta sama prokuratura zaprzecza, jakoby oddelegowani przez nią eksperci wspólnie z Rosjanami dokonali analizy próbek z wraku pod kątem obecności materiałów wysokoenergetycznych, których (oczywistość oczywista) nie znaleziono. Zamiast grzecznie potwierdzić prokuratura się odcina a chwilę potem robi wrzutkę z badaniem ciał na obecność alkoholu. Po co? Nie było trotylu – nie było wybuchu – nie było zamachu. Do czego tutaj potrzebni pijani piloci – jeden tylko Pan Bóg raczy wiedzieć. Cała ta sprawa powoli zaczyna przypominać taniec wariata, któremu ktoś podpalił spodnie na tyłku: im szybciej się kręci tym ogień większy, co daje mu kopa do jeszcze szybszego wirowania. Kompletny brak sensu i logiki. Zwłaszcza, że zawartość alkoholu w zwłokach już po dwudziestu czterech godzinach od zgonu obniża się o około 10% a po trzech latach... ale co tam, przecież badania zawsze można nieco stuningować, grunt to udowodnić tezę. Już dziś możemy sobie wyobrazić konferencję prasową, na której pan prokurator, mężnie powstrzymując łzy, obwieści tę smutną okoliczność: załoga TU 154M oraz wszyscy na pokładzie, łącznie z Prezydentem Rzeczypospolitej, byli kompletnie pijani co było bezpośrednią przyczyną zamachu na smoleńską, pancerną brzozę. W związku ze zniszczeniem unikatowej rośliny z wyłącznej winy polskich pilotów Rosja domaga się od naszego kraju odszkodowania w kwocie...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Polityka