Rząd nie ustaje w usiłowaniach nałożenia kagańca internautom. Minął rok od nieudanej próby wprowadzenia ACTA, nastroje złagodniały, pora więc na rodzime rozwiązanie. Ministerstwo Cyfryzacji pod wodzą Michała Boniego przygotowało nowelizację ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, według której do zablokowania treści zamieszczonej w internecie nie będzie potrzebna decyzja sądu a wystarczy wniosek wysłany do właściciela strony zobowiązanego do zamieszczenia stosownego formularza. Rozwiązanie proste i pozornie niegroźne, ale...
Agresja w internecie to plaga, walka z nią to czysta donkiszoteria z góry skazana na niepowodzenie. Anonimowość (pozorna) sprawia, że ludziom puszczają hamulce i wyrzucają z siebie co im ślina na język, albo raczej palce na klawiaturę przyniosą. Każda próba jej ograniczenia może się wydawać działaniem zasadnym i koniecznym, problem w tym, że przyniesie więcej szkody niż pożytku. Łatwo sobie wyobrazić zalew wniosków o zablokowanie treści z jakim będą się musieli zmierzyć administratorzy portali, wniosków wysyłanych nie dlatego, że zamieszczona treść jest sprzeczna z prawem, ale dlatego, że nie odpowiada osobistym poglądom czytelników. Można też sobie wyobrazić stada "trolli", których jedynym zadaniem będzie zgłaszanie do usunięcia niewygodnych treści. W efekcie wiele wartościowych tekstów zostanie ze stron usuniętych w obawie przed skutkami prawnymi oraz w wyniku fizycznej niemożności przeanalizowania wszystkich żądań.
Czy polski internet stanie się klubem towarzyskim a dyskusje w nim toczone będą się ograniczać jedynie do tematu pogody i, ewentualnie, najnowszej kreacji jakiejś gwiazdki? Wszystko wskazuje na to, że właśnie do tego dąży rząd zalewany falą krytyki ze strony internautów. Zamiast działań rzeczywistych działania pozorne, zamiast eliminacji przyczyny – likwidacja skutku. Jak widać platformiane hasło „by żyło się lepiej” jest wprowadzane w życie wszystkimi możliwymi metodami. Ministrom żyć lepiej będzie się na pewno, odetchną z ulgą nie musząc czytać codziennej dawki żółci wylewanej na ich głowy przez społeczeństwo. Pytanie tylko, czy właśnie o takie „lepsze życie” chodziło wyborcom, czy też może opacznie zrozumieli przekaz Donalda Tuska i jego partyjnych kumpli?
Inne tematy w dziale Polityka