AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt
254
BLOG

Rozmywanie pojęć: tolerancja i demokracja

AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt Polityka Obserwuj notkę 1

Po sejmowej debacie na temat związków partnerskich i drace jaka nastąpiła w jej wyniku dostrzegłem pewien fenomen, który nie daje mi spokoju. A dokładnie dwa fenomeny, których mimo najszczerszych starań nie jestem sobie w stanie wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób.

Pierwszy z nich, szeroko już omawiany zarówno przez blogerów jak i dziennikarzy, to sposób potraktowania posła Johna Godsona. Jak to jest, że nagle głosiciele tolerancji, tropiciele faszyzmu, nazizmu, ksenofobii, antysemityzmu, rasizmu itp. nagle przeistoczyli się w rasistów godnych członkostwa w Ku-Klux-Klanie? Jak to się stało, że ci, którzy najgłośniej krzyczeli o nietolerancji środowisk konserwatywnych, często porównując ich postulaty do głoszonych przez NSDAP, z dnia na dzień sami przyjęli hitlerowską optykę? Skąd ta wolta? Czyżby istniało wiele różnych definicji tolerancji, używanych w zależności od sytuacji i warunków zewnętrznych? Raz to definicja klasyczna, oznaczająca znoszenie z trudem, innym razem definicja nowoczesna utożsamiająca tolerancję z akceptacją, a jeszcze kiedy indziej definicja tęczowa, oznaczająca nienawiść do każdego, kto nie mieści się w normach ustalonych przez postępowe, libertyńskie lobby.

Drugi fenomen to dziwne pojmowanie demokracji przez zwolenników związków partnerskich. Posłowie Godson, Gowin i Żalek, którym najmocniej oberwało się po ogłoszeniu wyników słynnego głosowania, zostali przecież wybrani w systemie, powiedzmy, demokratycznym, uzyskali większość głosów w swoich okręgach dzięki czemu zdobyli poselskie mandaty. Wyborcy doskonale znali ich poglądy, jako że nie pierwsza to ich sejmowa kadencja, i śmiało można powiedzieć, że właśnie dzięki tym poglądom przeszli wyborczą selekcję. Celowo pomijam tutaj wpływ miejsca na liście wyborczej i fakt, że system proporcjonalny z demokracją ma tyle wspólnego co dachowiec z tygrysem. Załóżmy przez chwilę, na potrzeby myślowego eksperymentu, że głos wrzucony do urny jest decydujący. Skąd zatem zarzut o nieszanowaniu przez wyżej wymienionych posłów zasad demokratycznego państwa prawa? Przecież oni właśnie je uszanowali, głosowali zgodnie z wartościami, które głosili podczas kampanii wyborczej! Robią dokładnie to, co obiecywali startując w wyborach i prosząc o głosy! To złamanie obietnic byłoby wyrazem nieszanowania wyborców i, w efekcie samej demokracji.

Wniosek nasuwa się jeden: tęczowe lobby usiłujące za wszelką cenę wprowadzić związki partnerskie (a w końcowym efekcie zmienić definicję małżeństwa) dość specyficznie pojmuje pojęcia tolerancji i demokracji, uzależniając ich znaczenie od „mądrości etapu”. Kiedy trzeba zdobywać społeczne poparcie tolerować można nawet konserwatystów i katolików a demokracja oznacza rządy większości. Kiedy już to poparcie się ma a ciepłe stołki grzeją w tyłek nagle okazuje się, że demokracja oznacza realizację żądań mniejszości a tolerancja to akceptacja dla poronionych żądań sprzecznych z podstawowymi wartościami, na jakich wyrosła europejska cywilizacja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka