„Wielki naród (…) musi nosić wysoko sztandar swej wiary. Musi go nosić tym wyżej w chwilach, w których władze jego państwa nie noszą go dość wysoko, i musi dzierżyć tym mocniej, im wyraźniejsze są dążności do wytrącenia mu go z ręki” - pisał Roman Dmowski w roku 1927 na kartach swojej broszury „Kościół, Naród i Państwo”. Jakże aktualne są te słowa dzisiaj, kiedy rządy na drzewcu zamiast sztandaru wiary dzierżą „światopoglądową neutralność” a rozplenione jak zaraza organizacje broniące tzw. „praw człowieka” nie szczędzą wysiłków by wdeptać go w błoto.
Państwowość polska od pierwszych dni swojego istnienia jest nierozerwalnie związana ze świętą wiarą katolicką a Krzyż Chrystusowy trwał zawsze obok Białego Orła. Dopóki sojusz ten istniał, dopóty Polska była krajem silnym, krajem z którym liczyć musieli się nie tylko okoliczni sąsiedzi ale cała niemal Europa i nie tylko; dopóki hołd oddawaliśmy Chrystusowi nikt inny nie był w stanie zmusić nas do pokłonu i uległości. A próbowało wielu: Cesarstwo, Zakon, Moskale, Szwedzi, Turcy... Nie udało się nikomu. Na dźwięk „Bogurodzicy” wydobywający się z rycerskich gardeł drżały armie potężniejsze, zdawać by się mogło, niż garstka szaleńców stająca im naprzeciw. Cedynia, Grunwald, Kircholm, Smoleńsk, Wiedeń... venimus, vidimus, Deus vicit. Dopiero kiedy w sercach zabrakło wiatru a sztandar obwisł żałośnie wrogowie Polski podnieśli głowy i przydeptali jej głowę do ziemi na sto dwadzieścia trzy długie lata.
Potem było różnie, sztandar to wznosił się wysoko, to nisko opadał, a Polska wraz z nim przeżywała czas chwały i czas upadku. Kiedy w roku 89' udało się wreszcie podźwignąć kraj z komunistycznej niewoli stało się to w wielkiej mierze dzięki chorążym dzierżącym sztandar wiary, takim jak ksiądz Jerzy Popiełuszko, jak Stefan kardynał Wyszyński, jak bł. Jan Paweł II, jak wielu innych, nie znanych z nazwiska przewodników, którzy sztandar ten podnosili wysoko ponad głowy. Za nimi szły tłumy ufne w potęgę Chrystusowego Krzyża, w sprawczą moc Boga. Kościół i Naród razem działając dokonali rzeczy wielkiej, rzeczy niewyobrażalnej: pokonali potęgę, która zdawała się być w oczach wielu współczesnych nie do pokonania. Niestety, kiedy walka się zakończyła sztandar znowu obwisł smętnie odstawiony w kąt, niepotrzebny. A Polska ponownie uklękła oddając lenny hołd obcym siłom, które zastąpiły Chrystusa.
Czy znajdzie się dzisiaj ktoś, kto podniesie sztandar? Ktoś na tyle silny by nie bać się konsekwencji, na tyle arogancki by rzucić wyzwanie potędze, mający jednocześnie umysł na tyle otwarty, by tych wrogów w ogóle dostrzec? Zadaję to pytanie z nadzieją, bo mimo iż nie widzę jeszcze lidera ani chorążego to widzę potencjał, widzę ludzki zapał, siłę i pragnienie by Polska znów była potężna, samodzielna i suwerenna, by odzyskała należne Jej miejsce w świecie. I prędzej czy później tak się stanie, dumny Naród podniesie głowę a nad nim załopocze sztandar, który wzniósł przed wiekami piastowski książę Mieszko tworząc podwaliny państwa.
Inne tematy w dziale Polityka