Tekst mojej znajomej z 13 maja 2014 roku. Przypominam go, bo nagle stał się wyjątkowo aktualny:
-----
Domek z ogródkiem, wykształcone dzieci na dobrze płatnych stanowiskach, gromadka równie świetnie wykształconych wnucząt, wysoka emerytura i poczucie całkowitej bezkarności. Jakże wspaniała jest jesień życia komunistycznych oprawców!
Na wstępie, żeby nie było niedomówień, trzeba uściślić określenie „komunistyczni oprawcy”. Obecnie, w dobie panowania Błogosławionej Poprawności Politycznej, spece od manipulacji wynajdują, wymyślają i tworzą przedziwne związki frazeologiczne, które w swym zawiłym znaczeniu symbolicznym potrafią ukryć to co niewygodne i wstydliwe. Należy z całą stanowczością powiedzieć, że „komunistyczni oprawcy” to nie byli jacyś kosmici, czy bliżej nie zidentyfikowani, zamaskowani sprawcy. To byli sędziowie, prokuratorzy, funkcjonariusze UB i SB, milicjanci i zomowcy, których nazwiska i działalność są doskonale znane i mimo to pozostają bezkarni.
Dlaczego pozostają bezkarni?
Moim zdaniem dzieje się tak dlatego, że ci, którzy z takim poświęceniem walczyli z komuną, nie mają czystego sumienia. Tajemnicą Poliszynela jest to, że w strukturach Solidarności działały setki esbeckich agentów i donosicieli, którzy dzisiaj starają się uchodzić za bohaterów. Ci ludzie z wielkim trudem wdrapali się na stołki w sejmie i senacie, więc naiwnością jest żądanie od nich podjęcia stanowczych działań w kwestii rozliczenia i pociągnięcia do odpowiedzialności karnej byłych pryncypałów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie ukręci bata na samego siebie. Nagle bowiem mogło by się okazać, że SB w latach 1989 – 1990 nie paliła akt operacyjnych tylko faktury za środki czystości, a same akta spoczywają w prywatnych sejfach byłych esbeków „tak na wszelki wypadek”.
Jeżeli już dochodzi do jakiegokolwiek procesu to zwykle na ławie oskarżonych zasiadają wyżsi rangą oficerowie ówczesnych służb. Proces ciągnie się latami i nic z tego nie wynika. Świadkowie już niewiele pamiętają, a jak pamiętają to ich wiarygodność jest poddawana w wątpliwość, dowodów właściwie nie ma, albo są niewystarczające. Efekt? Uniewinnienie lub śmiesznie niski wyrok.
A co z tymi wszystkimi funkcjonariuszami, którzy w ramach swoich obowiązków służbowych łamali przesłuchiwanym palce, wybijali zęby, odbijali nerki, sadzali na odwróconym krześle?
Nic! Żyją sobie spokojnie, pobierają wysokie emerytury i śmieją się swoim ofiarom w twarz.
Ktoś może powiedzieć, że przecież, po dwóch falstartach w 1992 roku i 1997 roku, w 2009 uchwalono ustawę dezubekizacyjną, na mocy której udało się wreszcie obniżyć świadczenia byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. No i dzięki Bogu, że nareszcie! Tylko, że mimo obniżenia tak zwanego przelicznika, z 2,6% do 0,7% uposażenia za każdy rok pracy w okresie 1944 – 1989, średnia emerytura nadal jest wysoka i wynosi 2351,49 zł. Taką emeryturę dostają ci niżsi stopniem, a inni? No cóż, dostają oni od 3 do 8 tysięcy złotych! I to wszystko z naszych składek!
A co z sędziami i prokuratorami, którzy brali udział w procesach politycznych?
Weryfikacja sędziów dyspozycyjnych była kpiną! Od 1990 roku kolejne ekipy rządzące nie były w stanie stworzyć właściwej ustawy! Jak już po wielkich bólach w 1993 roku udało się uchwalić nowelizację prawa o ustroju sądów powszechnych, to Trybunał konstytucyjny uznał ją za niezgodną z konstytucją. To samo stało się z ustawą z 1997 roku. Dopiero w 1998 roku udało się uchwalić odpowiednią ustawę, która i tak była kpiną! Otóż w ustawie tej zapisano, że w stosunku do sędziego, który w latach 1944-1989, orzekając w procesach stanowiących formę represji za działalność niepodległościową, polityczną, obronę praw człowieka lub korzystanie z podstawowych praw człowieka, sprzeniewierzył się niezawisłości sędziowskiej, wyłączono stosowanie przepisów o przedawnieniu w postępowaniu dyscyplinarnym dotyczącym sędziów. Wcześniej przedawnienie dyscyplinarne następowało po roku od zakończenia spawy, w której dany sędzia orzekał. Wyłączenie to nie było jednak bezterminowe – jego koniec ustalono na 31 grudnia 2002 roku. Jak, pytam się, w tak krótkim czasie zebrać materiał dowodowy i przesłuchać świadków, skoro mamy tu do czynienia z czterdziestoma pięcioma latami potwornych zbrodni sądowych i sfingowanych procesów politycznych?!? No chyba, że ustawodawca celowo wyznaczył taki termin, bo krewni i znajomi królika przesłali esbeckie pozdrowienia z kopiami „zaginionych” lojalek!
A weryfikacja prokuratorów? No cóż posłużę się tu cytatem:
„Jeśli chodzi o środowisko prokuratorskie, to po 89 r. przeprowadzono weryfikację, ale była ona niezwykle płytka i doprowadziła do odejścia zaledwie kilkunastu najbardziej skompromitowanych prokuratorów.”
Historyk Antoni Dudek
Większość pracuje do dziś! Inni zaś odeszli na „zasłużone emerytury”, które też nie należą do niskich.
Wiadomo nie od dzisiaj, że żeby zostać prawnikiem nie wystarczy ukończyć wydział prawa, trzeba jeszcze należeć do prawniczego klanu. Inaczej dostanie się na jakąkolwiek aplikację graniczy z cudem. No więc skoro sędzia czy prokurator ustawił swoje dzieci, wnuki, siostrzeńców, bratanków czy nawet synową lub zięcia to czy będzie się spodziewał, że ktokolwiek go osądzi? No przecież kruk krukowi oka nie wykole! A nawet jeśli dojdzie do procesu to czy będą jakiekolwiek dowody?
Wiem, że zaraz podniosą się głosy: No przecież jest IPN! Tam muszą być odpowiednie kwity!
Pozwolę sobie w tym miejscu na maleńką dygresję…
Otóż swego czasu oglądałam serial „Glina” i odnoszę wrażenie, że to co zostało powiedziane tam o IPN-ie jest jednak prawdą.
Ubecki kapuś na pytanie Gajewskiego czy znajdzie „coś” w IPN odpowiada:
„Pan naprawdę jest zabawny komisarzu. IPN to sterta lipnych śmieci, żeby te matoły miały się czym brandzlować przed wyborami”.
Czemu tak uważam? Po prostu nie wierzę w to, że skoro w IPN są materiały dotyczące zbrodni sądowych, a podobno są, to przez 25 lat nie można było zebrać odpowiednio mocnego materiału dowodowego i doprowadzić do choćby jednego procesu, który zakończył by się wyrokiem skazującym! Jeżeli żyjemy w państwie prawa, jak twierdzą miłościwie nam panujący, to jest to po prostu niemożliwe! No chyba, że to, co napisałam wcześniej jest prawdą.
Tak więc w PAŃSTWIE PRAWA łożymy, z naszych składek, na emerytury tych komunistycznych szumowin, a represjonowani przez nich przymierają głodem. Z naszych podatków łożymy na kolosalne pensje byłych esbeckich kapusiów, którzy w majestacie prawa chronią swoich byłych mocodawców!
Ewelina Ślipek
Inne tematy w dziale Polityka