Wszystkie duże partie (czyli te, które w sondażach na pewno zdobędą parlamentarne mandaty) charakterzuje jedno - przeogromna chęć przypodobania się wyborcom poprzez rozdawnictwo budżetowych pieniędzy. Podwyżki, dotacje, zapomogi, granty, bonusy i inne jałmużny mają - zdaniem wiodących polityków - sprawić, że Polska będzie rosła w siłę a Polakom żyć się będzie dostatniej. Krótko mówiąc ma być tak jak dotychczas tylko bardziej - państwo ma się wszystkimi zaopiekować, zatroszczyć ludzkie potrzeby i przychylić nieba, z którego natychmiast posypie się manna.
A czy to nie może być odwrotnie? Czy zamiast najpierw przymusowo drenować kieszenie Polaków po to by chwilę później oddać im te pieniądze w takiej czy innej formie (po potrąceniu swojej prowizji na utrzymanie urzędniczego aparatu mającego się tym pompowaniem zajmować) nie prościej byłoby zostawić je (pieniądze) w tych kieszeniach? Prościej i przede wszystkim taniej, ale wtedy partie nie miałyby żadnego argumentu wyborczego, żadnej marchewki zachęcającej ludzi do głosowania na siebie.
W swojej trylogii "Hiszpańscy żebracy" Nancy Kress opisała dość dokładnie (choć jak na pisarkę przystało mocno przerysowując) taką rzeczywistość. Społeczeństwo zamieszkałe jej uniwersum dzieliło się na dwie kategorie - "Woły", czyli ludzi pracujących, będących głównie politykami i "Amatorów życia", którym ci pierwsi zapewniali wszystko co niezbędne do życia, od ubrań i jedzenia po niewyszukane rozrywki w zamian za głosy w wyborach. Dość koszmarna wizja, która okazuje się być proroczą.
Najgorsze jest w tym wszystkim jednak to, że przeciętni ludzie chcą, żeby się ziściła, chcą żyć w takim świecie! Statystyczny Kowalski nie ma rozbuchanych ambicji, jemu wystarczy by mógł się codziennie najeść, napić, obejrzeć mecz czy kretyński serial i - przede wszystkim - by nie musiał się przemęczać. Dlatego zawsze do władzy będą dochodziły partie obiecujące, że dadzą mu bezwysiłkowe frukta a te, które powiedzą, że zostawią mu w kieszeni owoce jego ciężkiej pracy są marginalizowane i nie mają szans w wyborach. Słowem - kluczem jest tutaj "praca". Większość woli bezwysiłkowo wegetować napychając kałdun byle papką niż wziąć się do roboty i zapracować na jakieś wykwintniejsze danie.

Inne tematy w dziale Polityka