Aleksander Surdej Aleksander Surdej
120
BLOG

Davos obok nas

Aleksander Surdej Aleksander Surdej Polityka Obserwuj notkę 4

Podobno Immanuel Kant odbył w życiu tylko jedną podróż – z Królewca do Gołdapi. Nie wiadomo skąd u niemieckiego filozofa tak silny pęd do podróży. Nie wiemy czy chciał Gołdap zwiedzić? Czy w Gołdapii chciał wypocząć, czy też może jeszcze czegoś innego doświadczyć?

Jeszcze w XIX wieku większość nawet zamożnych ludzi nie podróżowała (dzisiaj powiedzielibyśmy „nie uprawiała turystyki”). Silnie motywowani nieliczni wybierali się natomiast w dłuższe, czasem i roczne podróże, które określano mianem „granturismo”. Niektórzy z nich pozostawili ślady swoich podróży i przeżyć w postaci pamiętników czy dzienników podróży. Inni kontentowali się ich lekturą wiedząc, że większy pożytek jest z poznawania Włoch dzięki relacjom Pawła Muratowa, Iwaszkiewicza czy Herberta niż z własnych wyjazdów.

Masowa turystyka i narodziny przemysłu turystycznego to zjawisko nowe, zrodzone w drugiej połowie XX wieku i napędzane rosnącymi dochodami i taniejącymi przewozami lotniczymi. Początkowo zarezerwowane było dla najzamożniejszych nacji: Amerykanów, Japończyków czy Niemców. Pstrykający tysiące zdjęć ( z którymi nie wiadomo co potem robić?) turysta japoński, to ikona globalnej turystyki masowej. Za nimi, w miarę bogacenia się, podążać mieli Słowacy, Słoweńcy, Czesi i Polacy.

Dzisiaj już widać, że masowa długodystansowa (jeśli nie globalna) turystyka, to zjawisko nietrwałe. Jej koszty będą szybko rosnąć, gdy uwzględni się wszystkie koszty przewozów lotniczych (rosnące ceny paliwa lotniczego) oraz straty dla środowiska. Jej pożytki także okazują się złudne dla targanego iluzjami turysty, gdy przytomnie, a nie pod wpływem medialnej presji, przyjrzy się kosztom i korzyściom swoich wakacyjnych wojaży.

Zapyta wtedy: Jeśli turystyka służy odpoczynkowi, to czy nie lepiej odpoczywać siódmego (a nawet szóstego) dnia tygodnia mając rocznie 52 takie okazje, czy też kumulować zmęczenie, aby się „raz w roku odprężyć”? Jeśli przejazd na miejsce wypoczynku trwa 20% czasu wypoczynku, to czy nie lepiej zmienić te relacje redukując czas dotarcia do miejsca „startu wypoczynku” do prawie zera?

Zapyta wtedy: Czy rzeczywiście podróże kształcą i czy nie za dużo płacę za owe efekty edukacyjne? (Kultywujący swoją europejskość Finowie wybierają podróże do Europy. Ich gorzej wykształceni rodacy wybierają drogie przejazdy do Tajlandii, gdzie raczy ich słońce i tani alkohol.)

Zapyta wtedy: Czego doświadczam w czasie podróży i czy owa mgławicowa wartość doświadczenia wytrzymuje próbę krytyki?

Ekonomiści twierdzą, że nawoływanie ludzi do zmiany nieracjonalnych zachowań jest jałowe i głoszą empiryczną przewagę oddziaływania poprzez relatywny wzrost (lub spadek) cen (kosztów). Niestety, mogą mieć rację.

Dopóki ceny zagranicznych wyjazdów turystycznych są relatywnie niskie, to kuszą one tych, którzy swoje wyobrażenie o tym, jak odpoczywać? czego się uczyć i doświadczać? kształtują pod wpływem mediów. Dla takich osób Polska jest krajem ubogiej i mało atrakcyjnej oferty turystycznej. Czy mamy piramidy? Gdzie jest w Polsce Koloseum? – pytają.

Przyznajmy, że mamy relatywnie mało obiektów o uniwersalnej wartości kulturowej. Polska oferta turystyczna o zawartości kulturowej jest atrakcyjna głównie dla Polaków. Bez miłości do swojego kraju, kogo pasjonować mogą dzieje Sandomierza? Baranowa Sandomierskiego czy Krasiczyna?

Polska oferta turystyczna jest ofertą dla nas, nie powinna być jednak ofertą drogą i siermiężną. Jeśli odpoczywanie w Polsce ma nie być przejawem patriotycznego heroizmu, to wymaga inwestowania. Coś, choć przyznajmy, że za mało, się dzieje! Wprawdzie z dwuletnim opóźnieniem, ale jednak powstać (nie do końca 2012, lecz do 2014 roku) mają trasy rowerowe przecinające województwa wschodniej Polski. Samorządy i prywatni inwestorzy rozwijają bazy turystyczno-wypoczynkowe w województwie małopolskim i na Podkarpaciu. Skutkiem tych działań powinno być potanienie oferty turystycznej i silniejsze związanie lokalnych użytkowników z lokalną ofertą. Dopiero wtedy pojawi się „pozytywne sprzężenie zwrotne”, które uczyni ofertę turystyczną w Polsce dostępną dla ludzi i atrakcyjną dla inwestorów.

Lokalnie możliwe jest celowe konstruowanie takich sprzężeń. Opowiadano mi, że u genezy Międzyzdrojów jako uzdrowiska, leżało odkrycie ozdrowieńczych właściwości powietrza morskiego przez pewnego lekarza z Berlina. Na początku XX wieku inwestycje w ośrodki wypoczynkowe byłyby inwestycjami w ofertę dla bogatych rodzin z dziećmi, które korzystałyby z kurortu w miesiącach letnich, gdyby nie pomysł organizatorów kas ubezpieczeń wzajemnych niemieckich rolników, aby wykupywać pobyty jesienią czy zimą (gdy prac rolnych jest mniej, a starsi ludzie nie lubują się w kąpielach słonecznych). W rezultacie wydłużył się sezon wypoczynkowy w Międzyzdrojach, a ceny stały się bardziej przystępne dla wszystkich. Czy podobne rozwiązania nie są możliwe w Polsce i dzisiaj, gdy masowe granturismo jest w przededniu załamania, a rozwój lokalny wymaga stymulujących rozwiązań?

Dbajmy, aby decyzje publiczne podejmowane były w oparciu o rzetelne informacje i rozumowanie, a demagogia była ujawniana i ograniczana.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka