Hurra! Doczekaliśmy się! Wreszcie mamy nudną kampanię wyborczą!
Tak, polityka może, powinna być nudna. Jej celem nie jest przecież organizacja happeningów, „manif”, instalacji czy zbiorowych egzorcyzmów, lecz coś w gruncie rzeczy prozaicznego – rozwiązywanie problemów zbiorowych, problemów, których nikt w pojedynkę nie może rozwiązać. Polityka nie przynosi zbawienia, ma przede wszystkim aspekt rzeczowy i techniczny. Chodzi w niej o poprawną identyfikację tego, co jest dobrem publicznym, o określenie sposobów dostarczenia tych dóbr, o zapewnienie finansowania oraz o zachęcenie ludzi do współdziałania tam, gdzie jest ono warunkiem koniecznym rozwiązania problemów zbiorowych.
Przez wiele lat okresu transformacji w polskiej polityce roiło się od majak i majaczących osobników. Wskakiwali do niej i wyskakiwali, przychodzili znikąd i tam też odchodzili piwosze, lunatycy i traktorzyści. Do parlamentu odrodzonej Polski wchodziły partie i osobnicy, którzy zapewniali materiał dla kabaretów i zawodowych prześmiewców. Niektórzy twierdzili, że parlament jest odzwierciedleniem polskiego społeczeństwa.
Nieprawda! Wysoki stopień nasycenia polskiej polityki elementami kryminalno-kabaretowymi był pochodną błędów konstrukcji systemu politycznego. Generował on niestabilność partii oraz przypadkowy dobór, jeśli nie wprost, negatywną selekcję ludzi.
Jest paradoksem, że stabilizacja i wzrost jakości polskiej polityki jest dziedzictwem porażki projektu POPiS-u. Planu wspólnego rządzenia partii post-solidarnościowych po odsunięciu od władzy w 2005 roku millerowskich postkomunistów. Gdy PiS męczyła się w nieszczęśliwej koalicji z Samoobroną oraz LPR, PO krzepła w opozycji, a Donald Tusk usuwał z partii zagrażających mu organizacją rokoszy rywali.
Po 2007 roku mający swojego prezydenta PiS zepchnięty został do defensywy. Przed katastrofą smoleńską wydawało się, że kampania prezydencka może wykreować nowe silne partie: SD z Piskorskim i Olechowskim czy partię Marka Jurka.
Narodowa tragedia zablokowała tendencje do ponownej fragmentaryzacji systemu partyjnego. Przywróciła PiS do roli opozycyjnego hegemona. Przyczyniła się do ustabilizowania polskiej polityki. To rokuje dobrze na przyszłość!
Obie dominujące partie posiadają silnych i kompetentnych liderów. Wiedzieliśmy, że Jarosław Kaczyński zna tajniki rządzenia, wie, jakie są jego instrumenty. Zobaczyliśmy, że Donald Tusk szybko się rządzenia uczy i rozumie, że liberalne „niech się dzieje co chce” jest w istocie negowaniem polityki i narodowej wspólnoty.
Obaj liderzy mają w swoich partiach tyle władzy, że nie muszą tolerować chamstwa i błazenady, prywaty i niekompetencji.
W otoczeniu liderów pojawiają się profesjonaliści polityki. Czasami zbyt wielu speców od kampanii wyborczych, a zbyt mało specjalistów od administracji i zarządzania. W przyszłości będzie się to jednak zmieniać.
Gdy polską politykę zdominuje merytoryczna dyskusja oraz merytokratyczne kariery, programy w telewizji publicznej prowadzić będą nudni prezenterzy z gażą robotników budowlanych, prezenterki o wyglądzie matek czwórki dzieci, a programy publicystyczne nie będą okazją do prezentowania gadżetów rodem ze sklepów Beate Uhse, lecz tabel i wykresów wyjaśniającym różne warianty publicznego finansowania.
Czy i przyszłoroczna kampania w wyborach parlamentarnych będzie równie nudna? Bardzo prawdopodobne, że tak. Wybory prezydenckie są bowiem tym razem przedwyborami wyborów parlamentarnych. W przyszłym roku pojawią się w nich ci sami liderzy i te same tematy.
Long life PO(i)PiS!!
Dbajmy, aby decyzje publiczne podejmowane były w oparciu o rzetelne informacje i rozumowanie, a demagogia była ujawniana i ograniczana.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka