Po Polsce krąży widmo, widmo polaryzacji. Kampania prezydencka, powiadają, polaryzuje. Wprawdzie osi i biegunów może być wiele, w tym sensie możliwa wydaje się multipolaryzacja, lecz tym co ma nam grozić jest bipolaryzacja. Wyodrębnienie się dwóch rozchodzących się, coraz odleglejszych biegunów. Po pierwszej rundzie wyborów musi zostać co najwyżej dwóch kandydatów – to już zapowiedź owej nieuchronnej polaryzacji.
Rzeczywiście, w obecnych ramach konstytucyjnych nie można wybrać dwóch prezydentów. Chyba, że szybko przyjęlibyśmy system rotacyjnych prezydentur. Każdy z dwóch kandydatów, którzy przechodzą do drugiej tury wyborów sprawowałby urząd przez 2,5 roku. Po nim stanowisko przejmowałby drugi.
Podzielić można więc nawet to co wydaje się niepodzielne – stanowiska. Jeszcze większe zbliżenie może, a nawet musi, nastąpić, gdy wybrany już prezydent, w pełni instytucjonalnej odpowiedzialności, przystąpi do współpracy z każdym z kolejnych rządów.
Okaże się wtedy, że należy baczyć na poziom zadłużenia publicznego, gdyż obecny jego poziom może szybko z 51% PKB stać się poziomem, którego sfinansować się nie da ani w strefie euro (gdzie niższe, jak zapewniał Minister Jacek Rostowski, byłyby płacone odsetki), ani poza nią.
Dług publiczny, a także wielkość budżetu państwa, nie powinna być jednak zmniejszana na ślepo. Z każdą taką operacją wiążą się decyzje dotyczące tego, co finansujemy ze wspólnego narodowego portfela, co i w jakiej ilości za darmo otrzymają obywatele, jak wysokie mają być podatki...
Budżet państwa to podstawowe źródło finansowania infrastruktury publicznej, edukacji, pomocy społecznej oraz źródło dofinansowania ochrony zdrowia czy systemów emerytalnych.
Każdą z tych dziedzin można oczywiście analizować pod kątem zasadniczych wyborów ideowych. Przez pryzmat zasad liberalnych lub solidarystycznych. Liberalizm to rosnąca indywidualna odpłatność za otrzymane świadczenia, solidaryzm to zwiększona doza uspołeczniania kosztów.
Wartości i zasady są oczywiście ważne. W realnym świecie muszą jednak być tłumaczone na rozwiązania, które widzą człowieka takim, jaki jest i które uwzględniają, że zasoby ekonomiczne są ograniczone. Relistycznie - nie znaczy w sposób prostacko ekonomicystyczny. Realistycznie - to znaczy z uwzględnieniem społecznego i kulturowego kontekstu.
Każdy polityczny lider musi osadzić ideowe wybory w historycznym czasie. Wybrać spośród wielu możliwych rozwiązań, przekonać wystarczająco dużo ludzi i przełożyć wybory na procedury i instytucje.
Polem takiej pracy w pierwszym rzędzie musi się stać kwestia ochrony zdrowia. W nim najsilniej występuje zderzenie wartości z ograniczeniami budżetowymi. Solidaryzm zaleca zapewnianie wszystkim (bez względu na dochody) dostępu do szerokiego spektrum usług medycznych. Starzejące się społeczeństwo zwiększa koszty usług medycznych, z których z wiekiem ludzie korzystają częściej. Ograniczenia budżetowe zalecają „ograniczanie popytu” poprzez nakładania współpłatności. Osoby mający ponosić, choćby częściowe, opłaty za korzystanie z usług medycznych zmniejszają częstość wizyt u lekarza. Liberalna zasada odpłatności jest dość skuteczna. Niekiedy jednak kosztem ograniczenia dostępu do opieki medycznej wśród osób potrzebujących...
Publiczny system opieki zdrowotnej wymaga równoważenia solidarności z oszczędnością. Wymaga budowania zgody wobec rozwiązań, które nie mogą zadowolić wszystkich.
Gdy opadną plemienne emocje, gdy harcownicy skończą obrzucać się wyzwiskami, wtedy powróci zainteresowanie sprawami, od rozwiązania których rzeczywiście zależy czy naszemu państwu bliżej będzie do Kanady, czy też do Rwandy i Burundi.
Dbajmy, aby decyzje publiczne podejmowane były w oparciu o rzetelne informacje i rozumowanie, a demagogia była ujawniana i ograniczana.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka