Niedzielny pożar wagonu towarowego w Poznaniu
jako przykład tworzenia fikcyjnej rzeczywistości w mediach - w podzięce dla blogera Wawela
Spalił się wagon towarowy ze sprzętem agd. Telewizje pokazały wielki ogień, kłęby dymu, a na końcu złom pralek leżący w suchych chaszczach. Komentarze na yt są pełne potępienia dla kibiców z sąsiedniego pociągu, gdyż pojawiła się sugestia, że to oni są sprawcami pożaru. Ewakuowano ponad 800 osób, których skrupulatnie wylegitymowano. Tyle w przekaziorach.
Dlaczego nadrzeczywistość? Ponad 800 osób niby było świadkami pożaru, a żadnej relacji z tak poważnej sprawy. Każdy przeciętnie zapewne miał smartfona, wielu umiejętność publikacji na yt, a w necie tylko oficjalne doniesienia. Wszystkie jednakowe, ale pierwsze zawierało informację, że ten sprzęt znajdował się na ciężarówce. Zatem albo samochód jechał na platformie, albo po drodze koło torów - z publikowanych zdjęć i ujęć tego się nie dowiemy.
Zauważalne jest embargo na pożary spowodowane przez pojazdy elektryczne. Nawet dzisiaj opublikowane wyniki badań pożaru na parkingu lotniska w Luton winą olbrzymich strat obarczyły samochody spalinowe. Rozlane paliwo rzekomo dokonało podsycenia temperatury.
Pożary z udziałem elektryczków są charakterystyczne: gwałtowne, nie do ugaszenia w standardowy sposób. Zatem odtąd będziemy karmieni fikcyjnymi obrazami, jak ten z niedzieli. Warto przyjrzeć się tym zdjęciom. Nie posiadają śladów ognia, są to korpusy pralek bez bębnów, ustawione w wysokiej, suchej trawie.
Coś się tam paliło, ale przekaz to jedna wielka ściema. Embargo na prawdziwą relację. Tak jak w "katastrofie smoleńskiej".
Inne tematy w dziale Polityka